Fundacja Szansa Dla Niewidomych (wersja tekstowa)

Pobierz napisy w formacie SRT
Pobierz napisy w formacie VTT
FUNDACJA INSTYTUT ROZWOJU REGIONALNEGO PREZENTUJE
TYFLOPODCAST
W kalendarzu mamy czwartek, to jest szósty dzień kwietnia dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku.
Rozpoczynamy kolejne spotkanie z Tyflopodcastem na żywo na antenie Tyfloradia.
Witam bardzo serdecznie przy mikrofonie Michał Dziwisz, a po drugiej stronie naszego wirtualnego,
internetowego łącza przy drugim mikrofonie jest Marek Kalbarczyk,
przewodniczący Rady Fundatorów Fundacji Szansa dla Niewidomych.
Dobry wieczór Panie Marku.
Dzień dobry Panie Michale, dzień dobry Państwu.
Ja tak określiłem Pana jako przewodniczącego Rady Fundatorów,
bo jak zajrzałem na stronę Fundacji Szansa dla Niewidomych i przeczytałem informacje o Panu,
to powiem szczerze, gdybym miał tu wszystko to wymieniać, czym w tym biogramie Pan się zajmował,
to zajęłoby nam to trochę czasu, powiem szczerze, ale tak zapytam na dzień dzisiejszy.
To kim najbardziej i przede wszystkim jest Marek Kalbarczyk?
W tym biogramie jest taka odnotacja właśnie moich przyjaciół,
że już nie za bardzo wiadomo, kim jestem najbardziej.
Przede wszystkim jestem człowiekiem, który nie lubi zajmować się długo jednym zajęciem
i chyba stąd wynika, że mam tych zajęć sporo.
No tak jakby, nie wiem, są tacy muzycy multi-instrumentaliści.
Z czego to wynika?
Po pierwsze jakiś tam talent zapewne mają, ale po drugie, że jak grają, ćwiczą,
a potem grają na fortepianie, to chyba im się to po jakimś czasie nudzi,
no to biorą za gitarę, to jak im się znudzi, to biorą może się do perkusji,
a potem gitary basowej, a potem mandoliny, a potem do trąbki i tak sobie próbują i tak dalej.
Chyba to też wynika z takich ogólnych zainteresowań, że po prostu chcą,
tacy muzycy, odnoszę się teraz do nich, no chcą po prostu reakcji otoczenia na siebie
w samych na inny sposób niż poprzednio.
No bo jak grają na innym instrumencie, dźwięki inaczej się roznosi,
opowiadają inną bajkę, to oczywiście potem badają feedback,
jaka jest odpowiedź otoczenia, zarówno akustyczna odpowiedź,
jak i psychologiczna odpowiedź ze strony słuchaczy i tak dalej.
Mi się wydaje, że w działalności, nie wiem jakiej, powiedzmy publicznej,
może być tak samo, że najpierw osoba się nudzi zajęciem ciągle tym samym,
które wykonuje dzień w dzień, a potem by chciała, że tak powiem,
właśnie zobaczyć, jak ona siebie realizuje w innym stroju, w innym przedstawieniu,
a jak z kolei otoczenie odpowiada na to, czy jakaś reakcja jest pozytywna,
czy średnia, czy negatywna.
Gdzieś kiedyś wyczytałem, przynajmniej tak ze statystyki wynikało,
że w przypadku osób niewidomych to raczej jest dość rzadka kwestia,
bo my generalnie, teraz będę ogólnie ugeneralizował,
lubimy to co znamy, bo w tym wszystkim czujemy się najpewniej.
To nie jest tak trochę jednak mimo wszystko, że ten stres związany
z zajmowaniem się czymś innym jest większy?
Nie wiem, to nie jest pytanie do mnie, bo ja tak nie mam,
ale być może tak jest. Ja tak nie mam pewnie od urodzenia,
z mojego DNA. Myślę, że to na pewno jest bardzo, że tak powiem,
głęboko zakodowane w nas. Być może na przykład można by to opisywać
w takiej formie, że ma się ojca zupełnie innego niż matkę.
Ma się trochę tego DNA od tej osoby i od tej osoby.
Jeszcze dziadkowie wchodzą w grę, to już nie może poprzez DNA,
tylko poprzez, nie wiem, uwikłania w rąkowaniu społeczne,
nie wiem, jakieś ekonomiczne, intelektualne i tak dalej.
Chyba to się po prostu ma, więc dla mnie nie było trudności żadnej,
a przeciwnie, ja bardzo się nudzę, kiedy robię za długo to samo.
Na początku, panie Michale, miałem być muzykiem,
co może pana akurat zaskoczy.
Nie zaskoczy, bo czytałem właśnie o tym, i że kilka razy,
i że kilka zespołów nawet udało się panu założyć w różnych stylach muzycznych.
To tak zaczynając jeszcze tę kwestię muzyki, wracając do niej.
A to dla mnie akurat bardzo miłe, bo widzisz pan, bo tej muzyki
to ja mam za mało, bardzo im brakuje, a w związku z tym charakterem
że ciągle bym chciał coś nowego, to jak mówimy o muzyce,
której mam w swoim życiu jednak za mało, a szczególnie teraz mam za mało,
no to fajnie, że do tego akurat przy okazji wróciliśmy.
Otóż jak miałem kilka lat, grałem, śpiewałem, bębniłem i tak dalej,
miałem być muzykiem jak nie wiem co.
No to to mi się specjalnie mocno wtedy nie udało,
bo poszedłem na taki egzamin, który to egzamin oblałem.
I potem jak się okazało, a to wypowiadał się,
no przecież profesjonalny muzyk Janusz Skowron, wybitny muzyk jazzowy
powiedział, że tak się nie egzaminuje dzieciaki,
więc byłem źle przeegzaminowany, nie zdałem, oblałem
i nie poszedłem na lekcje muzyki, takie na które powinienem wtedy pójść.
No to nie poszedłem, no to zorientowałem się, no dobra,
to nie mogę być muzykiem, no to może będę kim innym.
No to wtedy przypomnieliśmy sobie ja i moja rodzina,
że przecież mam niebywałe talenty matematyczne.
No dobra, to powiedziałem w drugiej klasie szkoły podstawowej,
że koniecznie będę matematykiem.
No to już mi się to zmieniło.
Kiedy dorosłem do studiowania, to wtedy dr Stanisław Igubowski,
mój wybitny przyjaciel, ojciec polskiej tyfloinformatyki,
opiekun naszych działań, naszych firm później przecież,
naszych instytucji, powiedział mi, Marko, to daj spokój z tą matematyką,
bo nie dać to pieniędzy w przyszłości.
Idzie nowa dziedzina, która będzie dawała pieniądze,
nawet niewidomym, to idź na informatykę.
No i przekonał mnie, że informatyk, a to w dużym zakresie,
że tak powiem, jest jakiś obszar matematyczny.
No i tam właśnie poszedłem.
Stałem się więc wtedy informatykiem.
Bez większej chyba, znaczy bez największej sympatii,
bo to nie jest tak, że przede wszystkim kochałem informatykę,
tę dziedzinę, bo pozostałem miłośnikiem muzyki
i takich rzeczy humanistycznych i matematyki.
Ale to, że tak powiem, niedługo musiałem czekać,
dlatego, że na przykład na tych studiach informatycznych,
czyli Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki UW,
czyli Uniwersytetu Warszawskiego,
to akurat z czasem jednak wracałem do matematyki.
Pierwszy rok to kompletna informatyka
i wprowadzenie na polski rynek, do polskiej nauki,
język komputerowy, język Pascal, język programowania Pascal.
Wcześniej tylko Fortran, bardzo prymitywny język.
No i dość skomplikowany też.
Chyba nie, no bez przesady.
No po prostu taki język, tak pół drogi pomiędzy asemblerami,
takimi językami, takiego wewnętrznego kodowania,
a tym językiem już rozwiniętym, którym był Pascal.
Więc właśnie w 76 roku, kiedy ja zacząłem studiowanie,
to Pascal wchodził w użycie wśród tych naukowców, informatyków,
byli zafascynowani i nas właśnie zarażali tą fascynacją.
Zresztą zarazili.
Więc sobie paskalowałem, pierwszym roku bardzo.
Na drugim roku studiów mieliśmy więcej matematyki
i również oczywiście więcej informatyki,
ale odczuwalny był wzrost ilości zajęć,
liczby zajęć matematycznych.
Na trzecim roku był taki wybór, albo matematyka, albo programowanie.
Każdy z nas miał obowiązek wybrać.
Nazywało się to wtedy metody numeryczne
kontra oprogramowanie maszyn informatycznych czy cyfrowych.
Ja nie umiałem wybrać, bo tak miałem być matematykiem,
w końcu byłem informatykiem.
Wtedy to popisałem się odwagą, może przesadną,
i właśnie wybrałem obie sekcje naraz,
to tak jakbym wybrał dwa wydziały,
bo to jednak zupełnie co innego.
I dla tej sekcji metody numeryczne tak naprawdę
po prostu była matematyka informatyczna
albo informatyka matematyczna,
jak tam Państwo sobie wolą to uporządkować.
Ale to jeszcze zapytam,
bo akurat też miałem okazję studiować informatykę,
sporo później niż pan,
natomiast zastanawia mnie,
jak w tych latach siedemdziesiątych,
nie widząc albo widząc bardzo, bardzo niewiele,
udawało się programować?
Jak to programowanie wtedy wyglądało?
Programowanie było po prostu, że tak powiem, uciążliwe.
Po pierwsze ja nie widziałem i nie widzę nic,
łącznie ze światłem niestety, nawet światła nie widzę.
No to sobie ręce możemy podać.
No to już łapię za mikrofon
i myślę, że pan też złapie, Panie Michale,
i będziemy w ten opośredni sposób się łapali.
Tak jest.
O, proszę bardzo.
Drodzy Państwo, więc tak.
Studiowanie było bardzo uciążliwe,
dlatego że oczywiście nie mieliśmy komputerów personalnych.
Wtedy nie było.
To dziesięć lat później,
siedemdziesiąty szósty rok, pierwszy rok studiów
i jeszcze dosyć nietrudno,
bo uczyliśmy się teoretycznie Pascala i takich,
Assemblera i tak dalej,
a potem zaczęło się programowanie na maszynie.
A jakie maszyny?
Mieliśmy w Pałacu Kultury i Nauki,
gdzie był Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki
Uniwersytetu Warszawskiego.
No więc był tam terminal,
który był połączony z maszyną IBM 370,
co Rosjanie nazwali dzielnie Riadem.
Riad był rosyjskim, Drodzy Państwo, komputerem,
który naprawdę był ukradzionym komputerem IBM właśnie 370.
Rosjanie lubowali się w takich kradzieżach,
pozwalali też kraść w Polsce,
Polska więc też kradła i w ogóle było bardzo fajnie.
Czyli nie Odra, tylko inna konstrukcja?
Nie, Odra była wcześniejsza.
Odra to był właśnie etap Odry z Wrocławia i Fortranu.
Nie, właśnie u nas już była maszyna ta Riad,
czyli IBM 370, stał w Świerku,
a więc w Instytucie Jądrowym Polskiej Akademii Nauk.
Myśmy mieli terminal i jako studenci mieliśmy takie maszyny do pisania,
specjalne maszyny, Drodzy Państwo,
które nie pisały tak zwyczajnie czardodrukowo, jak widzący mają,
albo brajlowsko, jak my mamy,
wiesz, takie maszyny, które dziurkowały karty perforowane.
Ta perforacja oczywiście, jak słowo wskazuje, to jest dziurkowanie,
a więc taki prostokącik o wielkości powiedzmy 25 cm szerokości,
10 cm wysokości, tekturowy, gruby kartonik, grubszy niż papier brajlowski.
Wsadzało się to do tej maszyny i ona tak sobie drukowała te dziureczki, tak?
Dziureczki oczywiście na zasadzie takiej jak cyfrowa,
a to ileś tam dziurek w odpowiednim porządku i tak dalej,
podobnie do kodu brajla właściwie.
A w sumie dało się to czytać?
Nie, nie dało się tego czytać.
Widzący mógłby się uprzyjmieć, bo dziurki były widoczne, Panie Michale,
ale nikt tego nie robił, bo jednak te maszyny również nadrukowywały jakieś literki.
Tego też nie widziałem.
Gdy napisał Pan literkę na przykład od L, to Pan widział właśnie,
że tam jest E, L, S, E z tego, co ja pamiętam.
No więc te karty perforowane wsadzały się do takiego czytnika kart perforowanych
i to jest podobna rzecz do tego, co w banku mają Państwo, jak pieniądze się liczą.
Takie brrrr, prawda?
To sobie wczytywało, kabelkiem szło to do Świerku, to jest daleko pod Warszawą.
No daleko, powiedzmy niedaleko, ale jednak pod Warszawą, daleko pod Polską Kulturę.
No wtedy czekaliśmy na wynik.
Wynik przychodził kabelkiem do z kolei takiej drukarki specjalnej,
która drukowała wyniki na papierze, takim składunkowym papierze.
Odczytywaliśmy te wyniki.
Najczęściej te wyniki nie były wesołe.
Najczęściej był error, syntaks error albo coś.
Trzeba było brać ten plik kart.
Był zapis, że 524 kartka jest zepsuta.
To trzeba było tą kartkę jeszcze raz tam perforować, zamienić,
wsadzić do czytnika i tak dalej.
No więc bez widzącej obsługi oczywiście bym nie dał rady.
To by się nie udało, a więc razem to robiliśmy.
Siedzieliśmy tam w Pałacu Kultury i Nauki do siódmej rano.
Siedzieliśmy do siódmej rano, potem jechałem do domu.
Byłem w pół do ósmej czy coś takiego.
No to przekąsiłem coś w pałacu, to w pół do ósmej czy za piętnaście ósma
się kładłem spać, to o dziewiątej się wstawało,
na dziesiąte było się w pałacu, bo były wykłady.
Długo tak się nie wytrzymało.
Wielu studentów przeżywało załamanie takie psychofizyczne
i trochę było słabo.
Więc ja na trzecim roku jednak, mając znakomite wyniki na studiach,
postanowiłem nie wybrać, bo nie umiałem wybrać, kim ja mam być.
Doktor Jakubowski radził być informatykiem, no to dobra,
no to powinienem pójść na te właśnie OMI,
czyli oprogramowanie maszyn informatycznych.
No to poszedłem, ale w związku z tym, że naprawdę nie wiedziałem,
czy dam radę z tym pałacem kultury, z tymi maszynami, czytnikami
i tymi kartami perforowanymi, no to też poszedłem
dla zabezpieczenia na te metody numeryczne,
co tak naprawdę było po prostu czystą matematyką.
Metody numeryczne, czyli metody obliczeniowe,
jak obliczyć jakiekolwiek równania.
Na przykład bardzo potrzebne narzędzia do wykalkulowania,
jak pokierować rakietę lecącą na Księżyc.
No bo to, wiecie, nie wystarczy zrobić równanie różniczkowe,
jakiekolwiek, żeby to opisać ruch tej rakiety w stronę Księżyca.
No trzeba to jednak policzyć, a jak policzyć,
to już wchodzą w rachubę właśnie metody numeryczne.
Każde obliczenie, Drodzy Państwo, które dotyczy rzeczywistości,
tak naprawdę jest obliczeniem przybliżonym.
Nie ma rakunków równych. Rakunek równy jest 2 plus 2.
Natomiast w życiu codziennym, Drodzy Państwo,
oczywiście dochodzi do ułamków nieskończenie długich
i nieskończenie nieprecyzyjnych.
No więc wtedy tak sobie studiowałem.
I byłem dumny z tego i tak dalej.
I wreszcie kończąc temat matematyczny,
zakończyłem w ogóle zabawę z programowaniem
na tej przeklętej maszynce.
I moja praca magisterska była wyłącznie matematyką informatyczną,
z czego jestem najbardziej dumny do tej pory.
Uważam, że to jest moje największe dzieło,
znaczy dzieło życia.
A więc nie te moje książeczki, takie czy literackie,
czy rehabilitacyjne, lecz ta właśnie matematyka informatyczna
czy informatyka matematyczna.
Napisałem pracę pod tytułem
Odwzorowania pomiędzy strukturami danych i ich koszty,
gdzie udało mi się, Drodzy Państwo,
i naprawdę z tego jestem najbardziej dumny,
w całej mojej karierze, czy to naukowej, czy zawodowej,
udało mi się, Drodzy Państwo, skonsolować twierdzenie,
jakie będą koszty wydłużenia ścieżek dostępu do poszczególnych danych,
niezależnie od tego, jaką strukturę w jaką wkładamy.
Czy to będzie drzewko w macie,
czy to w tablicę, czy tablica w drzewko i tak dalej.
Sprowadziłem to do szeregu furiera i do całek wynikających z tych szeregów.
Czyli krótko mówiąc, udało się coś zoptymalizować, tak?
Udało się wszystkim dać narzędzie, żeby sobie można było policzyć.
Jakie są straty?
Straty w dostępie do danych to są straty czasu.
Jak dana, Drodzy Państwo, w drzewku genealogicznym jest dostępna po trzech krokach,
to gdy przekształcimy to drzewko w tablicę, to już nie będą trzy kroki,
bo w drzewku takim może być tak, że ojciec ma sześciu synów,
a w tablicy mamy dostęp tylko do dwóch synków.
Wobec tego do tych sześciu to trzeba pójść nie w tyle kroków,
tylko w ileś tam więcej kroków.
Wobec tego fajnie było obliczyć, jak to nam się wydłuży,
bo to wydłuża czas dostępu do danych, tak?
Dostałem znakomite oceny po tej pracy magisterskiej, że to jest bardzo dobry doktorat.
No a potem miałem być naukowcem, to właśnie nie zostałem.
I był Altix, tak?
Nie zostałem, nie, to nie był Altix.
Nie zostałem naukowcem z powodu swojego przemęczenia i tak przepracowania i tak dalej.
Szukałem pracy chyba trzy i pół roku, a może cztery lata,
bo niewidomy to jak może być informatykiem, moi drodzy,
to nie było łatwo, tak samo jak teraz.
Teraz jest łatwiej, ale nie oszukujmy się, fajnie nie jest,
dlatego że my niewidomi aktualnie nie mamy dostępu do wszystkich zawodów
i trochę to jest takie udawane szczęście.
Wpycha nas się w jakieś ścieżki zawodowe, które są jakoś tam dostępne.
No nie jest tak, że niewidomy może sobie swobodnie wybrać zajęcie zawodowe,
o którym by sobie marzył, tak?
Jesteśmy rehabilitowani i w ramach procesu rehabilitacji uczy nas się,
że tak powiem, możecie być tym, tym, tym albo tamtym.
Nie jest tak, że my, tak jak osoby pełnosprawne, mamy swobodny wybór.
No więc szukałem pracy trzy i pół roku, cztery lata,
z rekomendacją najlepszych polskich informatyków,
z profesorami, których nazwiska, drodzy Państwo, naprawdę są powszechnie znane
i przeszły do historii polskiej informatyki.
Więc szukałem długo, długo, długo. Wreszcie znalazłem pracę.
Niespecjalnie mnie zafascynowała.
Zostałem informatykiem, programistą w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej
w roku 1986, gdzie pracowałem siedem lat
i z sukcesami, ale za to z dużym niesmakiem, że słabo się spisałem.
Jakieś nawet odznaczenie tam dostałem.
A czym się Pan tam zajmował?
Programowałem. Na przykład, Panie Michale,
jak w latach tamtych się słuchało w radiu komunikat o 12.00 w południe
o stanie wód, to najpierw się słuchało informacje,
które przyszły do tego instytutu telexem.
Także ileś tam ubyło takiej rzece?
Tak, tak. Na Wiśle w Zawichoście ubyło pięć, przybyło dziesięć, coś takiego.
To były takie komunikaty wtedy.
I jeszcze jeden bardzo ważny komunikat, zawsze pamiętam,
Krajowa Częstotliwość Wzorcowa.
Tak, ale to już nie ten instytut.
To już zupełnie inna bajka.
Inny instytut. Natomiast tutaj było tak, że telexem przychodziły dane
i ja właśnie byłem autorem programu, który po raz pierwszy spowodował,
że dane były wpisywane w postaci komputerowej.
I była taka tabela i sobie czytaliśmy, jak to się zmieniało i tak dalej.
To pierwszy program, który tak zadziałał, to był mój program.
Zresztą słaby, niespecjalnie bym się tym chwalił.
Ale jednak zrobiłem ten program i od tamtej pory, nie wiem, od roku jakiegoś,
powiedzmy, 88, czy coś takiego, nie pamiętam.
No to jak słyszałem w radiu w południe te komunikaty, to ja i moja żona
i wszyscy pozostali wiedzieli o, proszę bardzo, Sybarka Kalbarczyka dane idą.
Tylko jak Marek Kalbarczyk napisał ten program, skoro jeszcze wtedy,
jak się domyślam, nic nie odczytywało tego, co się dzieje na ekranie.
Czy już tak?
A to było bardzo fajnie, bo tak, na początku programowałem tam z tą,
dialogowałem z tą maszyną w świerku, no fatalna sytuacja.
To tam sobie pisałem na maszynie i jak robiłem błędy, to karta do wyrzucenia,
to jednak musiałem mieć lektora obok siebie.
No najczęściej koledzy, koleżanki, nie, najczęściej koleżanki ze studiów.
To tam dwóch zdań nie ma. Koledzy czasem, a koleżanki cudowne.
To do dzisiaj wspominam ich pomoc.
Potem, jak programowałem sobie już w instytucie, to przecież nie było jeszcze
syntezy mowy i jeszcze nie miałem białoruskiego monitora do komputera.
A więc miałem, drodzy Państwo, i też dzięki panu doktorowi Staszkowi Jakubowskiemu,
optakon. Optakon to urządzenie, no słyszą, takie typograficzne, bym powiedział.
To jest tak, że jest kamerka, która ma 144 czujniki światła, które rejestrują,
co jest pod obiektywem, czy jest czarno, czy biało, czy jakoś tak.
Jak czarno, to impuls elektryczny powodował wibracje takiego cieniutkiego
takie cieniutkie igiełki. Był taki dektajl, nie wiem, czy to jest nazwa
wymyślona przez Staszka Jakubowskiego, czy też po prostu jakaś bardziej
powszechnie stosowana, dektajl. A więc ekran dotykowy, który z kolei miał
144 otworki w takiej chyba metalowej płaszczyźnie, prostokącie,
w sześciu kolumienkach, po tam ileś tam tych szpileczek.
No i teraz tak, taka szpileczka, która odpowiadała punktowi
światłoczułemu czujniczkowi w tej kamerce, tam gdzie było czarno,
to ona się wzbudzała, wibrowała, szpileczka unosiła się do góry.
Coś podobnego do brajowskiego monitorka, tyle tylko, że szpileczki cieniusienkie,
drodzy Państwo, i one wibrowały, one cały czas drżały tak.
Nie, no nie, z większą częstotliwością, taka wytrza, jakoś tak.
Jeżeli ktoś, to ja od razu dodam, jeżeli ktoś ma ochotę posłuchać,
jak brzmi o ptakom, to zachęcam do sięgnięcia do archiwów Tyflopodcastu,
do jednej z pierwszych audycji, tam Tomek Bilecki demonstruje,
jak ten sprzęt brzmi, także tam można sobie tego posłuchać.
I z tego, co pamiętam, to to okej, to rzeczywiście tych szpileczek
było całkiem sporo, to była…
144.
Tak, to była duża rozdzielczość, ale na bardzo małym obszarze,
bo to był w zasadzie, co, jeden znak?
A bo, drodzy Państwo, bo to nie był znak.
To ja powiedziałem, to jest tyflografika, Panie Michale,
czyli to nie przekształcało tego, co widziało poprzez rozpoznawanie druku.
Tak, tak, tak, tylko chodzi mi o to, jaki obszar to było w stanie ogarnąć,
mniej więcej.
Już Panowie opowiem, tylko tu dokończmy, bo może nie wszyscy rozumieją,
że to nie przekształcało na kod Braila, nie był to translator,
tylko po prostu takie jeden, jeden graficzne, czyli to, co pod kamerką,
to my mamy kształt tego wibracji.
Czarny druk zamieniany na druk wibrujący.
Więc jak pod kamerką mieliśmy czarnodrukową, graficzną literkę A,
to na tym dektajlu mieliśmy wibrujące A.
Dokładnie taki sam kształt, ale w powiększeniu.
I teraz tak, pod kamerką można było pod tym obiektywem zmieścić
zwykłą, małą literkę A, a ten dektajl powiększał
i to miało rozmiary, nie wiem, cztery centymetry,
może pięć na dwa, może cztery na półtora.
Mam to w domu niedaleko, trzy metry ode mnie,
ale dajmy spokój, mniej więcej tak to wyglądało, jak powiedziałem.
I proszę Państwa, tam można było zmieniać elektronicznie
powiększenie tego obrazu i czułość tej obserwacji grafiki.
Czyli można było zrobić tak, że się widziało te kreseczki od literki
A grubiej lub cieniej, a mniejsze lub większe.
Powiększenie się zmieniało.
Ale to dotyczy jednak oglądania grafiki na papierze.
Natomiast była druga kamerka, która była przystosowana
do wyświetlaczy, czyli do ekranów.
I wtedy, proszę Państwa, można było czytać litery,
które były wyświetlone na komputerze.
I ja tak zacząłem programować w Instytucie Meteorologii Gospodarki Wodnej,
że kamerka trzymana ręką do góry,
po pięciu minutach ręka odpadała kompletnie,
trzeba było ją reanimować, no tośmy ją reanimowali,
potem znowu czytaliśmy i tak dalej.
Nie było jeszcze syntezy mowy, nie było wyrańskich monitorów.
I tak sobie oglądałem, co ja tam napisałem w paskalu
dla stworzenia tego programu Ostanie Wód w Polsce.
No i oczywiście cały ten system operacyjny, który wtedy był,
to pewnie DOS wtedy?
No tak, zdecydowanie to był.
Więc wszystkie komendy, jak się domyślam,
to trzeba było pamięciowo opanować, żeby w ogóle coś tam,
cokolwiek zrobić, no bo potem ewentualnie można było sobie
zobaczyć na monitorze efekt tych naszych poczynań
za pomocą Optakona, ale to tyle.
Raczej gdzieś tam ta obserwacja przydawała się,
jak już jakieś dzieło było.
Tak, dokładnie tak. Wszystko byłoby na pamięć.
Oczywiście były podręczniki do DOSa i były podręczniki do Paskala.
Myśmy się fascynowali tym Paskalem, potem oczywiście Paskal
stał się za słaby i wszedł język C, potem C+, plus i tak dalej.
A potem to ja już wysiadłem i przestałem chcieć programować,
bo to jest tak męczące, że to nie da się długo uprawiać.
Nie mówiąc jeszcze o moim charakterze,
że ile można to samo wykonywać.
A więc tak, wiecie Państwo, ja miałem jednak szczęście,
dlatego że ja o ile na początku szukałem firmy,
która by zrobiła, wykonała sytuator mowy,
żeby ułatwić tę pracę moją i moich przyjaciół,
a więc właśnie też i Staszka Jakubowskiego i Igora Busłowicza,
który w międzyczasie się stał informatykiem
też Polskiego Związku Niewidomych
i komputerzyzował drukarnię na Komunikacji Wiktorskiej,
czy drukarkę brajlowską Polskiego Związku Niewidomych
pod kierownictwem właśnie doktora Jakubowskiego.
Więc my trzej po prostu czekaliśmy na syntezę mowy.
Ja to opisuję w książce, która już właściwie jest,
chociaż ja cały czas ją rozwijam, pod tytułem
Źródło nadziei, to jest książka, która opisuje historię
Fundacji Szanse dla Niewidomych, ale pierwsze rozdziały opisują to,
co się działo w Laskach na przełomie lat 60-tych, 70-tych,
gdzie naprawdę są korzenie tego, co my wyczyniamy
w Fundacji Szanse dla Niewidomych, a potem opisuje
początki tej polskiej tyfloinformatyki.
Jak powiedziałem, jej ojcem na pewno był doktor Stanisław Jakubowski,
który ode mnie jest starszy o parę lat.
Był informatykiem pracujący w takiej komórce programistów
Instytutu Podstaw Informatyki Polskiej Akademii Nauk.
To było naprawdę kilka lat wcześniej.
On zresztą, jak słyszeliście na początku audycji,
namówił mnie do tego zawodu, a nie do matematyki.
I ta synteta powstawała, wiecie, właściwie dla nas trzech po prostu.
Więc dostałem monitor brajlowski wypożyczony od Polskiego Związku Niewidomych,
tak samo zresztą jak optakon. Optakon, który ma trzy metry ode mnie,
to jest urządzenie wypożyczone od Polskiego Związku Niewidomych
w latach właśnie 80-tych.
To na całkiem długo wypożyczyli.
I tak, bo potem jak się już, wiecie, zamortyzowało się,
to po prostu dostałem papier i inne osoby też, że to już się staje naszą własnością.
No to ja mam go 40 lat, 30 parę lat, 36-37 lat.
Ale działa nadal.
Działa, mój nadal. Mój nadal działa, natomiast Wojtek Maj,
mój przyjaciel Wojtek Maj twierdzi, że jego coś się rozsypał.
Ja to urządzenie bardzo cholubię, bo ja go uwielbiałem.
No słuchajcie, oglądanie tego, co jest wydrukowane na papierze
w czarno-drukowej książce jest fascynujące.
Wiecie, tak samo oglądanie tego, co jest na ekranie.
Fascynujące.
No teraz są urządzenia, które realizują oglądanie tego, co jest na ekranie.
Takie urządzenie na przykład DV-2 japońskiej firmy,
którym bardzo się zajmowałem w mojej firmie Alt-X.
Bardzo to lubię. Ja w ogóle uwielbiam, wiecie, oglądać, macać,
więc typografika to naprawdę kolejne moje hobby.
Nieoszukane, nie żadne tam jakieś brykantylne,
tylko autentyczne zainteresowanie merytoryczne.
Jak to wygląda?
Wie Pan, do 2013 roku widziałem to, Pan zapewne przeczytał,
więc żyję obrazem, od tego 2013 roku nie widzę,
ale żyję obrazem, uwielbiam obrazy na ścianach w moim domu
i gdzie tylko się nie ruszę, i w firmie, i w fundacji są obrazy.
Uważam, że tak powinno być.
Opowiadam o trzecim oku.
Jak to się widzi, nie widząc i tak dalej,
to zapewne niektórzy Państwo zdążyli się już tam zapoznać z tym.
No, wracając jednak do meritum.
To może zanim przejdziemy, to ja jeszcze tylko dodam,
że można się z nami oczywiście kontaktować,
bo my jesteśmy tu na żywo.
Jesteśmy na żywo i można do nas dzwonić
i ktoś już nawet skorzystał z tej okazji.
Mamy słuchacza, który czeka na to, żeby go wpuścić,
więc zaraz tego słuchacza wpuścimy, odbierzemy telefon.
Kto jest z nami? Dobry wieczór.
Dobry wieczór, dzwoni Dariusz Marcini-Szyn.
Ja chciałbym zadać jedno pytanie panu Markowi.
Proszę pana, chciałbym to zapytać,
ponieważ co roku, ja akurat nigdy nie uczestniczyłem w tej inicjatywie,
że jakby obok wydarzenia, obok konferencji
organizowany jest protest osób niewidomych.
Ja chciałbym zapytać, czy istnieje możliwość
podniesienia argumentu, na przykład,
czy w ogóle pan bierze to pod uwagę,
na którymś z protestów.
Być może to już miało miejsce,
ale ja przyznam szczerze, że tego nie śledziłem,
dlatego pytam.
Chodzi mi o to, żeby podnieść postulat
zniesienia próbu dochodowego,
jeżeli chodzi o dorobienie do renty socjalnej.
Dlaczego o tym mówię?
Tu już nawet nie chodzi o to,
czy ja zawsze sobie zanieszę tę rentę, czy nie,
jeżeli mam rentę częściowo zawieszoną,
to od każdego pracodawcy
ja muszę brać i tak zaświadczenie do złu,
czy to jest to dużo po prostu papierologii.
No i jeśli chodzi o pracę w tym rynku,
taki pracodawca czy też księgowy,
po prostu patrząc na to,
że musi kolejny papier wysłać,
no nie jest zadowolony.
No i to jednak osłabia, prawda?
Jakby powiedzieć, w jakiś sposób…
Nie powiem, że to jest duży problem,
no jednak każdy papier to jest papier
i wygląda to tak średnio.
I ostatnie pytanie,
czy w ogóle Pan to bierze pod uwagę?
Proszę Pana, więc ja serdecznie zapraszam
na konferencję Rechow over Blind in Poland,
którą wymyśliłem w roku…
W jakim roku?
W 1999.
Wymyśliłem ją razem z przyjaciółmi
w dziesiątą rocznicę zainicjowania
takiej autentycznej typo informatyki w Polsce.
Wtedy, kiedy naprawdę uzyskaliśmy możliwość
kupowania sobie komputerów mówiących.
Dziesięć lat minęło, wtedy po raz pierwszy
Fundacja też przyznawała takie tytuły
idola środowiska w sposób
jak najbardziej zobiektywizowany.
Tak naprawdę czterdzieści chyba wtedy
wyróżnień wręczaliśmy osobom z różnych
podśrodowisk, społeczności, przyjaciół, nieprzyjaciół,
różnych po prostu wszystkich,
którzy jakoś wzięli udział w tym,
żeby w trakcie tych dziesięciu lat
wielu niewidomych naprawdę zaczęło
zupełnie inne życie, życie doinformowane.
No więc zapraszam na rechę,
która będzie w tym roku w dniach
22-25 maja.
To w województwach trwa rekrutacja,
taki proces rekrutacji.
Ale przy okazji z kolei tych konferencji,
co z kolei kilka lat temu wymyśliłem,
że, ale to słuchajcie, to nie są genialne pomysły,
tak szczerze mówiąc, bo oczywiście
jak to w każdej sprawie.
No bierze się wzory od innych,
bo kiedyś dowiedziałem się,
drodzy Państwo, że jacyś niepełnosprawni
załatwili sobie jakąś ważną sprawę
przez to, że zgromadzili 20 tysięcy ludzi,
którzy, wiecie, protestowali, hałasowali,
no wiecie, no i władza musiała ich uszanować.
Pomyślałem sobie, że jako kiedyś
przewodniczący ruchu studenckiego
i licealistów w Polskim Związku Niewidomych,
no to właściwie mógłbym kontynuować
takie i realizować takie zamysły.
I stąd wymyśliłem manifestację pod hasłem
my nie widzimy nic, a wy czy widzicie nas,
która z kolei pod wpływem Pawła Wdowika
zamieniła się, my nie widzimy,
my widzimy was, a wy czy widzicie nas.
To się zmieniło ze dwa lata temu.
To Paweł, to niechcący Paweł Wdowik
przekręcił to hasło i nam się bardzo
spodobało to przekręcenie,
ale nie dlatego, że Paweł,
z którym miałem przygody różne
i przyjazne teraz bardzo,
a kiedyś może mniej,
ale jak to przekręcił,
to bardzo nas to zainteresowało,
to zupełnie przypadkowe i tak zrobiliśmy.
No więc cóż to moje manifestacje?
Ona się odbywa co roku,
w tym roku również będzie.
I tak bardzo mi zależy na tym,
żeby wzięło w tym udział jak najwięcej osób.
Mi wcale nie zależy na tym,
żeby to byli na przykład przyjaciele
mojej firmy albo mojej fundacji.
To w ogóle nie o to chodzi.
To to, że to jest nasza manifestacja
w sensie organizowana przez fundację,
czy RECHA w ogóle, ta konferencja,
to to, że to jest organizowane
przez tę akurat organizację,
naprawdę w tych sprawach nie ma znaczenia,
bo sprawa niewidomych i wspólna.
Kiedyś w ramach tej wspólnoty,
drodzy Państwo, namówiłem,
szczególnie Polskich Związek Niewidomych,
ale i kilkadziesiąt organizacji,
żeby stworzyć dialog niewidomych razem.
I słuchajcie, to się udało.
To nie wiem, pięć, sześć lat temu.
Dialog niewidomych razem.
Przekonałem te parę organizacji
na czele z Polskim Związkiem Niewidomych,
największą organizacją członkowską w tej dziedzinie,
że niezależnie od tego,
ile z naszych,
ile fundacji, stowarzyszeń spośród naszych,
jakiś projekt, jakiś pomysł,
jakiś postulat, jakieś żądanie popiera,
warto, żebyśmy to podsumowali,
żeby nie było tak,
że jakaś fundacja występuje sama
czy jakieś stowarzyszenie występuje samo,
tylko żeby miało taką platformę
i możliwość zapytania,
a kto jest tego samego zdania,
a kto chce razem z nami wystąpić.
Drodzy Państwo, to się udawało,
dopóki oczywiście, jak to wiecie,
w naszym środowisku to musiało się rozpaść,
a już mi się drugi raz reanimować
do tej pory nie chciało,
a może będę to reanimował.
Słuchajcie, ja i tak dużo pracy wykonuję
i nie mam na nic czasu, więc jak to…
Tak, ale…
Będę dążył do kropki nad i.
Więc to jest ważne.
I myśmy, i zarówno na manifestacjach,
i w tym dialogu Niewidomych razem,
występowali z Pańskim postulatem.
I powiem, że z tego, co ja słyszę
od Pawła Bduwika,
to to jest teraz realizowane.
To znaczy, no taki jest w tej chwili plan.
Była konferencja panie minister Maląg
i Pawła Bduwika,
że właśnie będziemy mieli nowe świadczenie,
którego nazwę ja nie pamiętam,
nie będę Wam czytował,
bo taki jestem, że z cytatami mam kłopot,
ale właśnie taki jest zamysł,
że będziemy jako niepełnosprawni
wzroku mogli dostawać.
Nawet w wysokości takiej zasiłki…
Tak, dwukrotność renty socjalej.
Dwukrotność renty socjalej, tak.
Zgadza się.
W oderwaniu od wynagrozy.
Zgadza się, natomiast tu nie ma
ni słowa, przynajmniej jak tak czytałem
na temat tego nowego projektu,
na temat likwidacji
pułapki świadczeniowej.
No tak, ale jak przejdzie się
na ten zasiłek, tak,
no to…
To znaczy, ale to
ma działać w ten sposób,
że będzie on niezależny od renty.
No dobrze.
I też nie jest zawsze,
też nie jest do końca powiedziane
i to budzi zresztą gdzieś tam
największe wątpliwości i najwięcej pytań,
kto tak naprawdę
to świadczenie otrzyma.
I w jakiej wysokości.
Ja przepraszam, bo ja miałem trochę inne pytanie.
Ja pytałem o odwiesienie
tej górnej bariery, jeżeli chodzi o możliwość
dorobienia do renty socjalnej
bez konieczności zawieszania częściowego,
bądź…
Czy można postulować w tej sprawie?
Moja odpowiedź jest taka,
że postulujemy od wielu lat.
Te manifestacje…
Ale w tej sprawie, w tej konkretnej sprawie, tak?
Tak.
Po pierwsze, na manifestacjach każdego roku
to jest wśród tych postulatów,
bo środowisko po prostu przychodzi,
dostaje mikrofony i oni…
Ludzie tam mówią, jak mieliśmy tam
600-1000 osób tam na Placu Zamkowym
czy pod Pałacem Prezydenckim,
czy pod URM-em, czy pod Sejmem
i tak dalej.
Co roku się to powtarza.
Wydaje mi się, że teraz jest miejsce
na dyskusję, dlatego że
sam rząd otworzył tę dyskusję,
złożył propozycje,
które są interesujące i tu pan Michał
ma rację, że ten nowy zasiłek
jest w oderwaniu od tamtego.
Ale jeśli, panie Michale, ktoś dostanie
te podwójne najniższe wynagrodzenie,
no to pewnie, że tak powiem,
będzie zadowolony i już nawet
daruje sobie tą rentę socjalną.
Oczywiście, oczywiście.
Ja jak najbardziej.
Słuchajcie, wiecie,
jak tylko się spotykam,
a mam wiele spotkań takich,
szczególnie autorskich. Kiedyś miałem takie
spotkania firmowe czy fundacyjne.
W ostatnich dwóch, trzech latach
to mam mnóstwo spotkań autorskich
o mojej książce, które dotyczą świata dotyku i dźwięku,
a więc naszego niewidomego świata,
naszego niewidomego życia.
Podczas tych spotkań
zapraszam, jestem wytypowany,
oddelegowany przez kilkadziesiąt
organizacji,
właśnie takich
NGO-sów do tej Krajowej Rady
Konsultacyjnej ds. osób niepełnosprawnych,
która działa przy
Ministerstwie Rodziny i
Polityki Społecznej.
Proszę, dawajcie mi
mailowo czy telefonicznie
wiadomości, no przecież ja jestem po to,
żeby nasze środowisko reprezentować. Tam nie ma
dyskusji o konkretach,
o jakichś, nie wiem, działaniach dla firm,
dla produktów, coś takiego.
To jest rozmowa właśnie o takich prawach.
Więc to nie tylko
ja, ale przecież tam kilkadziesiąt osób,
chyba około czterdziestu.
Składamy te postulaty
i widzimy,
że reakcja władzy
pozytywna jest. To nie jest tak, że
ten dialog jest nieudany.
Pewnie nie wszystko nam się udaje załatwić,
ale widzicie, obserwujemy
postęp. Na przykład też jestem
przedstawicielem środowisk
osób z niepełnosprawnościami
w Radzie Dostępności,
przy z kolei
w Ministerstwie Funduszu
i Polityki Regionalnej.
Stamtąd przecież
idzie ten Plan Dostępności
Plus, który
zainicjował pan premier. Dużo się
dzieje i powiem wam, że
to jest działalność apolityczna.
To jest tak, że owszem, ten rząd
te kwestie podniósł, ale oczywiście, że
wiecie, w związku z wymogami
ONZ-u, konwencji ONZ-owskiej,
w związku z dyrektywami Unii Europejskiej
no i żądaniami naszego
środowiska, tak?
Więc na pewno warto
te postulaty zgłaszać i
zrealizować. Inna sprawa,
że muszą państwo
wiedzieć,
że ja nie mam poglądów,
które by się zgadzały z roszczeniową
postawą niektórych przedstawicieli
środowisk niepełnosprawnych. Ja nie mam
w ogóle ani
krzty w sobie postawy
Uważam, że powinniśmy
otrzymywać jako niepełnosprawni to,
co nam los zabrał i nic
więcej. To więcej
skończyło się tragedią środowisk.
W wielu krajach, które miały
za fajnie dla osób, na przykład niewidomych,
ale wszystkich innych
niepełnosprawnych skończyło się to porażką.
Otóż to nie jest tak,
że jak się dostanie za
dużo pieniążków,
wygód, to już się jest szczęśliwym.
Okazało się, że można mieć dowolnie dużo,
ale przez to, że się rozpuściło,
że się zdemotywowało,
że się właściwie nie ma jakiegoś
poważnego celu, wyzwania,
to nie jest tak, że
się jest człowiekiem szczęśliwym.
No właśnie, panie Marku,
to, co pan powiedział jest właśnie
i to myślę, że ten postulat, który ja
zaproponowałem, czyli jakby
umożliwienie dorobienia,
czyli pracy legalnej na otwartym rynku
bez tak zwanego, no
wiadomo, no, jak ktoś sobie nie chce rentę
musi to może też, w cudzysłowie, kombinować,
tak, szerostrefa się pojawia, jakieś tam
inne rozliczenia, nie zawsze prawidłowe,
a ten postulat właśnie by to wyeliminował,
to znaczy i państwo by na to
zarobiło, no bo myślę, że więcej
osób by chciało po prostu podjąć
pracę, więc wydaje mi się, że
postulat wiązany z umożliwieniem
jakby nieograniczonego,
nieograniczonej
możliwości dorobienia
jest jak najbardziej zasadny.
Proszę pana, trochę niepotrzebnie
pan mówi tak, jakby pan chciał
mnie przekonać, bo dokładnie uważam to samo
co pan, tutaj nie ma w ogóle dyskusji,
no, nie ma jeszcze
takiego finalnego sukcesu,
ale w związku z tym,
że widzimy, że władza idzie w tym kierunku,
to tym bardziej powinniśmy
grzecznie się domagać.
Właśnie powiedziałem, grzecznie się domagać,
bo wiecie państwo, tak naprawdę
to nie jest dyskurs pomiędzy
niewidomi, na przykład niewidomi,
a władza, to jest
o wiele szerszy problem, to jest dyskurs
pomiędzy niewidomi, niepełnosprawni,
a naród, a reszta
społeczeństwa. I muszą państwo mieć
świadomość, że walka, na przykład
niewidomych, nie może
być tłumaczona
naszym przedstawicielom jako
idziemy tam, protestujemy przeciw władzy,
albo gdzieś tam do władzy,
nie, trzeba przekonać
społeczeństwo, trzeba przekonać
podatników, czyli trzeba
przekonać w swoim otoczeniu każdy
z nas, sąsiadów, rodziny itd.,
bo to nie jest tak, że
jak państwo wyjdą ze swojego mieszkania,
czy ze swojego domu do sąsiada i zapytają,
czy ten sąsiad zgadza się
na to, żeby w
ramach jego podatków
niewidomi mieli fajnie i właśnie
to, co pan mówi, tak, to każdy
sąsiad powie tak, tak, chcę pomagać
niewidomym. Nie ma tak. Prawda
jest niestety przykra. Oni wcale
nie chcą pomagać w większym
procencie, czyli
nie ma tak chyba, gdybyśmy tak sondażowo
zbadali, że ponad
50% obywateli, podatników
jest za tym, żeby
coś z podatków dla nas wynikało.
Nie jest to łatwy temat i dyskurs
nie jest z władzą. Tutaj
minister jeden czy drugi
tego rządu czy poprzedniego rządu,
czy to będzie SLD, czy PO,
czy PiS, czy PSL, wszystko
jedno kto, oni ulegają
podatnikom, bo oni mają wybory.
W tym roku, w październiku są wybory
i teraz oni rozważają,
czy dać niepełnosprawnym to, a tamto,
czy też właśnie nie dać, dlatego,
że podatnicy powiedzą sorry, sorry,
jest to rozrzutność,
nie szanują naszych podatków, o nie, nie, nie,
przepraszam bardzo, dlaczego podatki
są za wysokie. Trudny jest
problem, naprawdę. Dlatego
nie wyrażam postawy
roszczeniowej. Ewentualnie dać komuś
innemu, ewentualnie dać komuś
innemu, na którym można więcej
ugrać głosów, no taka słuszna też jest
prawda, niestety. Dokładnie tak.
Chociażby taka prosta
kwestia,
gdzie na przykład, no
powiedzmy, świadczenie 500 plus jest
świadczeniem bezwarunkowym, wystarczy, że
urodzi się dziecko i każdy dostanie
bez jakiegokolwiek kryterium, no my
na przykład w przypadku rent
już musimy się spowiadać,
musimy się też
gdzieś tam, powiedzmy, to świadczenie
dodatkowe 500 plus dla osób
niezdolnych do samodzielnej egzystencji
też wymaga odpowiedniego zachodu,
ono nie jest przyznawane każdemu.
I pan Michał dotknął
sedna. Kogo jest więcej? Niewidomych,
czyli rodzin, które mają
mieć dzieci. No i
sorry bardzo. Tam jest 300,
400 tysięcy rocznie,
nas jest, słuchajcie, świadomych
spraw społecznych,
to nawet nie 100 tysięcy, no.
Z niewidomych i bardzo źle widzących
jest około 100 tysięcy w Polsce,
tak się szacuje. Takich, którzy
nie widzą nic, jest 15
mniej więcej tysięcy, a takich,
którzy są czynni, aktywni
i coś ogarniają, to pewnie jest
7-8 tysięcy, biorąc
pod uwagę, że no połowa naszego środowiska
to są naprawdę ludzie starsi,
schorowani i już nie mają
ochoty na dyskusję
o sprawach polityczno-ekonomicznych.
Dobrze, ja bardzo
dziękuję za odpowiedź
panu i
najprawdopodobniej odwiedzę
tę konferencję. Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję
za odpowiedź.
Ja oczywiście
przypominam, dzięki Darku za telefon,
pozdrawiamy. Do widzenia.
Do usłyszenia, cześć.
My czekamy oczywiście na kolejne
pytania, można do nas pisać na
kontakt.tyflopodcast.net, można
pisać także na YouTubie i na
Facebooku, bo tam również
transmitujemy tę naszą
dzisiejszą rozmowę i oczywiście
aplikacje, przypominamy, aplikacja
tyflopodcastu dla Windowsa i aplikacja
tyflopodcastu, no, na razie testowa, ale
jest dla iOS-a,
zapraszamy bardzo serdecznie, tam
również możecie się z nami kontaktować
i pisać. A jeżeli ktoś ma ochotę zadzwonić,
no to śmiało, tyflopodcast.net
ukośnik zoom, tam znajdziecie wszelkie
linki, żeby tu na naszą antenę się
dzwonić, jak to przed momentem uczynił
Darek. No dobrze, to
wracając do opowieści,
którą zaczęliśmy,
zastanawiam się, czy teraz może
porozmawiajmy trochę na temat
Fundacji Szansa dla niewidomych.
To jest fundacja znana
doskonale, ale myślę, że
warto by o niej kilka słów,
żeby Pan opowiedział,
jakie były początki i
przede wszystkim, no, co teraz robicie?
Właśnie,
wiecie Państwo, temat jest
ważny z wielu powodów,
też
dlatego, że właśnie pisałem tę książkę
o historii fundacji.
No to tak jakby dodatkowy powód,
tak zgromadziłem tą wiedzę,
ogarniałem w samym sobie, jak również
z otoczenia poprzez
przypominanie sobie i rozmawianie
z przyjaciółmi i też
czytanie jakichś takich dokumentów
i wspominanie tego, co mam na dysku
i co moi przyjaciele mają.
No więc pisząc tę książkę,
musiałem przemyśleć
różne rzeczy, różne sprawy, różne
zdarzenia i tak dalej.
Widzicie Państwo, coraz bardziej we mnie
rośnie przekonanie
i zrozumienie, jak to się odbyło.
Bo tak na bieżąco,
gdy się działa, trochę jest za dużo
ferworu, żeby naprawdę
uzmysłowiać sobie od razu,
właściwie, co się dzieje,
jakie ma znaczenie,
jaka jest w tym nasza rola oraz
co jest w tym dobrego, a co jest
może nieudanego
i tak dalej. Na bieżąco trudno to wiedzieć.
Oczywiście, że
wiemy ileś tam, ale to nigdy nie jest
100%. Drodzy Państwo,
korzenie ideologiczne Fundacji Szczęscy
Ogarni i Widomych są na pewno
w laskach pod Warszawą,
a więc w ośrodku dla niewidomych.
Byłem tam uczniem 4 lata,
niedużo, byli
tacy, to byli tam kilkanaście lat,
ja byłem 4 lata, bo ja byłem najpierw osobą,
czy dzieciakiem niedowidzącym.
Kiedy miałem
kilka wypadków, to
wzrok mi się pogarszał i
wafiłem do lasek, bo już nie widziałem,
z oczami czarnego druhu, więc nie mogłem wchodzić
już do szkoły na wtedy
Górnośląskiej, a teraz na Koźmińskiej w Warszawie
i skierowano mnie do lasek,
żebym się uczył brajla. I tak się
stało zresztą. Wystawiłem tam
do piątej klasy
i teraz
już od wtedy,
drodzy Państwo, zaczęło się
coś niebywałego. Otóż
różnica w poziomie edukacyjnym
szkoły tamtej, poprzedniej
dla niedowidzących w Warszawie
i szkoły
w laskach była niebywała.
To po prostu, ja nie wiem jak to
opisać. To nie było
o klasę mądrzej,
o klasę lepiej, to było
o kilka
kategorii wyżej.
Więc ja byłem
piątkowym uczniem tam w tej pierwszej
szkole, takim pupilkiem.
Miałem tak zwane nagrody książkowe
za same piątki, a mimo to
jak przyszedłem do lasek, to byłem uczniem
absolutnie trójkowym.
No to z wypracowania, które tam napisałem,
pierwsze moje wypracowanie w piątej klasie,
za to wypracowanie dostałem,
drodzy Państwo, trzy z dwoma minusami
i jeszcze była to łaska na dobry
początek. Czyli taki byłem
słaby, takie było porównanie
poziomów nauki.
No musiałem
doszysować. Więc wiecie, te laski
rozpędzały w tamtym okresie
każdego. Tam po prostu
każdy uczył się dużo
fajnie i mądrze. Jakoś tak było.
Byli uczniowie słabi,
a mimo to, słuchajcie, naprawdę
mnóstwo potrafili.
Był uczeń słabiutki, który uczył się
trzech języków naraz i umiał,
mimo to, że był słabym uczniem.
Naprawdę. Był tam
człowiek, teraz u świętej pamięci,
Marek Nawrocki, który czytał
w brajlu tak szybko, że nikt
naprawdę nie mógł
dorównać. Absolutnie.
I tak dalej.
Z mojej klasy na przykład
po laskach kilka
osób poszło na studia.
W tamtym okresie to był niebywały wyczyn.
W mojej klasie był Janusz
Skowron, wybitny muzyk jazzowy,
jazzman na syntezatorach,
numer jeden w Polsce przez dwadzieścia paru lat
w Jazz Forum. I to
zgłosowania czytelników, a
nie z jakiegoś wyboru, jakiegoś
pana rządcy.
Było tam kilku
licealistów, a potem właśnie studentów.
Był ja i Marek Nawrocki
na matematyce byliśmy.
No i tak dalej. Drodzy Państwo,
tam uczyliśmy się żyć
inaczej niż wszyscy dookoła.
Naszym wychowcą był pan Jacek Kwapisz,
pierwszy prezes
Fundacji Szansello Niewidomych
w późniejszych latach, to za chwilę do tego wrócę.
Więc, drodzy Państwo, my tam jeździliśmy
na rowerach, nie tandemach, bo chyba w ogóle
nie produkowano nam, albo w Polsce nie było
tandemu, tylko na zwykłych rowerach jeździliśmy,
wiecie, na zasadzie wyczucia.
Jeździliśmy normalnie po alei
i czuliśmy, gdzie jest grzbieta,
gdzie jest tam dołek i jakoś
dawaliśmy radę. Graliśmy piłkę, która wcale
nie dźwięczała i też dawaliśmy radę.
Wymyślaliśmy sobie różne takie
zajęcia niebywałe.
Mieliśmy kontakty z widzącymi
kolegami, koleżankami
ze szkoły w Warszawie,
więc pełna integracja.
Robiliśmy coś takiego, jak
pan Michał ze mną dzisiaj przeprowadza,
a więc takie
audycje, które nagrywaliśmy
na magnetofonie z taśmami
szpulowymi.
Drodzy Państwo, słuchaliśmy
słuchowisk, akurat wtedy, kiedy już była
cisza nocna, bo pan Jacek Chwapisz nam na to
pozwalał, chociaż siostry nie pozwalały,
bo o dziewiątej mieliśmy
spać, a nie słuchać.
I daliśmy mnóstwo rzeczy. Mieliśmy
tam zespół, tam założyłem, nie założyłem
to Januszkową, założyłem zespół,
który dla mnie był pierwszy i graliśmy
przeboje, wtedy się
nazywało Big Beatowe, to znaczy
rockowe i już graliśmy i Beatlesów
i już nie pamiętam,
co graliśmy. Ale fantastycznie
było. Tam się
nauczyłem grać na gitarze, bo tam
Januszkową grał, Wojtek Maj grał
na pianinach, czy na fortepianach,
Janusz Trojnowski, świętej
pamięci, Januszkową też świętej pamięci
zresztą, na akordeonie,
potem na perkusji. No działo
się niebywale dużo, słuchajcie.
Teraz tak już nie ma w szkołach dla
niewidomych i wielka szkoda, bo niewidomi,
jak mamy mieć szansę wśród
widzących, to musimy być na jak
najwyższym poziomie, znaczy musimy z siebie
wyciskać więcej, no nie ma rady.
Nie widzimy, więc musimy więcej
potrafić i nikt i nigdy
tego nie zmieni. Jakakolwiek
niepełnosprawność powoduje, że
we wszystkich dziedzinach, w których coś
potrafimy, musimy robić to optymalnie.
Więcej niż konkurencja.
No dobra, więc tam się zaczęło,
gdzie takie, wiecie, interesowanie
się rehabilitacją,
wiedzą, językami
obcymi,
czytelnictwem, dostępem do informacji.
Słuchaliśmy wtedy
masowo, słuchajcie, to
Janusz Kowron nas
zaszczepił, Głosu Ameryki,
Wolne Europy, BBC,
Radio Luxemburg
i tak dalej, Radio France International.
Wiecie,
fascynujące czasy. Potem byłem
w liceum, był zwyczajnym w Warszawie
i zostałem
członkiem zarządu sekcji
uczących się niewidomych, czyli takiej sekcji,
gdzie członkami byli
licealiści i studenci.
Niedługo potem stałem szefem tej sekcji
i, drodzy Państwo,
Polski Związek Niewidomych
naprawdę wtedy też wykonywał
dużo dobrych roboty. Ja tam opisuję
tą sekcję,
wiecie, obozy sportowe rehabilitacyjne,
no naprawdę fajne rzeczy się działy.
Wiecie, Fundacja Szansa
dla Niewidomych powstała
dlatego, że jako dorosły człowiek już pracujący,
ja
chciałem kontynuować te zainteresowania.
Ja uwielbiałem być przewodniczącym
sekcji uczących się niewidomych,
uwielbiałem organizować wyjazd do jej ochranki,
taki kilkudniowy
wyjazd, takie jakieś
fajne zajęcia rehabilitacyjne.
Uważałem, że integracja jest bardzo
ważna. No widzicie, to co zaszczepiono mi
w laskach,
wiecie, uważałem, że to jest ważna
możliwość na przykład poznawania ludzi,
ale też, słuchajcie,
miałem tych lat, wiecie,
20 wtedy,
18, 20, 22 i tak dalej.
Uważałem, że to jest świetna okazja,
żeby niewidomi mogli
poznawać chłopcy, dziewczyny,
dziewczyny chłopaków, widzących,
pełnosprawnych. Ważna rzecz, słuchajcie.
Dzisiaj macie w internecie takie możliwości,
żeby sobie nawet znajdować jakiś partnerów.
Akurat, że tak powiem,
dla mnie jest dziwaczne i bym
nie lubił, ale wtedy były spotkania,
były możliwości, naprawdę
powstawały pary. Słuchajcie, powstały
z tego małżeństwa, konkretne małżeństwa,
żeby nie było, że to w końcu
się niczym nie skończyło. Skończyło się
wieloma sukcesami.
Więc fundacja miała
kontynuować to. Ja, jak zakładałem
Altix, ja zakładałem dlatego,
że stworzyłem syntezator mowy
razem z Janem Grębeckim, który się
wtedy nazywał
razem z programem Skry Access
to było takie para
produktów, więc syntezator mowy
i właśnie program Skry Access.
Jak to stworzyłem, no to
trzeba było to przecież kopiować. Miałem to
ja, Igor Busłowicz, Staszek Jakubowski
fajnie, no ale przecież wszyscy chcieli to mieć.
No więc założyliśmy firmę Altix
i zakładając firmę Altix i spotykając
się z kolosalną
wiecie, opozycją,
negacją. No słuchajcie, to,
co myśmy przeżyli wtedy,
te osoby wymienione i jeszcze
następni ze środowiska,
bo nie, no
słuchajcie, niebywały. Otóż… Ale skąd była ta
negacja, z czyjej strony?
Ze strony niewidomych.
Ze strony niewidomych. Pierwsza sprawa, niewidomi
działacze. Z jakiej racji
niewidomi mają zarabiać na niewidomych?
To pierwsza rzecz. Druga sprawa,
była to firma post-solidarnościowa.
Przepraszam bardzo, niech się inni
nie obrażą, ale my wynikamy
z ruchu opozycyjnego. My byliśmy w
post-solidarności,
nie członkami, ale no
sympatykami i działaczami,
bo nie tylko, nie trzeba byłoby być
członkiem związku zawodowego,
tak? No my interruptowaliśmy,
no wiecie, tam, w związku zawodowym,
tak? Więc nie byliśmy
członkami solidarności, ale
byliśmy w ruchu solidarności i w ruchu
takim przy kościele, tak?
No my związani jesteśmy od zawsze
z kościołem, ale tym, przecież
tą częścią kościoła, no która tyle
pomogła? No na przykład na piwnej,
ksiądz Choinka wtedy, w tamtych latach,
potem ksiądz Gałka,
święta Anna, kościół
świętej Anny i wielka pomoc, słuchajcie.
Dary, które przecież,
te dary, prezenty w stanie wojennym,
które środowisko nasze dostawało
poprzez piwną, poprzez laski,
niebywałe rzeczy. Mieliśmy w tym
związanie i stworzyliśmy firmę, która była
no taka, się to nazywało,
post-solidarnościowa. No i drodzy Państwo,
no nie każdy to lubił, przecież
Polska wtedy była podzielona,
powiedzmy w cudzysłowie pół na pół.
A więc, no spotkaliśmy się
z taką negacją tych aparatczyków
partyjnych, słuchajcie.
No oni marzyli o to,
żeby nam się nie, o tym,
żeby się nam nie udało.
Przecież normalnie konkretne, słuchajcie,
są relacje niewidomych
oraz nawet chyba pisemne.
Jak ktoś powiedział na przykład w roku
dziewięćdziesiątym, a z jakiej racji oni mają
zarabiać? Albo, a z jakiej racji,
a z jakiej racji oni działają, a nie inni?
No i słuchajcie, no różne były te rzeczy.
Nie było fajnie, naprawdę.
Na tym, słuchajcie,
no na przykład Polski Związek Niewidomych,
ale te osoby, które były związane
z partią komunistyczną,
zadziałały, żeby
powstała firma konkurencyjna,
przecież ona i tak mogła powstać.
I no naprawdę,
przecież na tym polega rozwój,
że to powstaje, że jest wiele firm,
że są różne produkty.
A konkurencja nigdy nikomu
nie zaszkodziła, tak jak z drugiej strony
wolny rynek, dobra rzecz. No i oczywiście, że tak.
Ale słuchajcie, nie było w nas
żadnych, no słuchajcie, a cóż ja mogłem
zabraniać, tak? No to nie miałem nic
o gadaniach i słuchajcie, no
w mojej sekcji, kiedy byłem przewodniczącym,
naprawdę mieliśmy bardzo
różne osoby, różne społeczności,
no świetnie. Przecież było
tak, a to wierzący, a to niewierzący,
a to lewicowy, a to prawicowy.
Fajnie było, wiecie. Ta różnorodność
buduje tak poza tym, rozwija świat.
No więc, wiecie, normalnie
Polski Związek Niewidomych, ale ta część
tych właśnie takich aparatczyków partyjnych
normalnie starała się, żeby wreszcie
na rynek przyszła firma, która
była ich, ich, drodzy Państwo.
W jakim sensie ich?
No tak jak my post Solidarnościowi,
no oni mieli być, no post i nie będę
wyrażał się jak, bo nie będę nikogo obrażał.
I tak to powstawało.
Powstawało na takiej negacji, słuchajcie,
że jak myśmy jeździli z prezentacjami,
to nasi przyjaciele,
ci, którzy byli na tych prezentacjach,
mówili, że tamci powiedzieli,
że my to
oszukujemy,
nasz syntezator to jest kradziony,
że nasz syntezator jest beznadziejny.
Słuchajcie, były prezentacje, na których
ten mój syntezator ustawiono specjalnie
źle, żeby źle brzmiało.
Słuchajcie, no to mamy, mieliśmy relacje
konkretnych ludzi. Także tak to
się zaczęło. Ja stworzyłem
konferencję, tą fundację
w związku też z tym,
że widząc tę negację
i też jako ten szef ruchu
młodzieżowego powiedziałem,
że
tworzymy firmę,
wpłacając na nią
10 złotych.
Wpłaciliśmy na firmę Altyx 10 złotych.
Ja wpłaciłem 10 złotych,
Igor 10 złotych, Staszek Jakubowski
10 złotych, Eryk Zieliński,
widzący ekonomista,
związany pośrednio
z laskami, wpłacił 10 złotych.
Powstała firma i powiedziałem
w środowisku jako ten taki szef
młodzieży ówczesnej,
że ona powstaje
i wiemy o tej negacji,
ale jak ta firma wyrośnie i coś
zarobimy, to się podzielimy.
Taka to była nasza obietnica i ta fundacja
była realizacją tej obietnicy.
Ona powstała tam dwa lata
z hakiem później,
10 stycznia roku
92, Altyx powstawał
w maju 89,
a zaczął działać gospodarczo w listopadzie 89.
Więc po tej
rozpoczęciu działalności Altyxu
dwa lata i dwa miesiące później
powstawała fundacja,
która się nazywała inaczej,
już zostawmy tam tą starą nazwę,
a potem właśnie Fundacja Szansa dla Niewidomych.
Szanowni Państwo,
i zaczynaliśmy fundację znowu od zera.
Tam nic nie było.
Ona przez do roku 2006
nie miała żadnych kosztów.
Ja tę fundację utrzymywałem
poprzez firmy Altyx,
ale te koszty i tak były znikome.
Po prostu telefony były tam wykorzystywane,
moje i Altyxowe.
Powierzchnia, miałem wtedy powierzchnię
np. Polskiej Związku Niewidomych,
wynajmowałem dla Altyxu,
no to przecież udostępniałem fundację w każdej sprawie.
Także nie było etatów, nie było wynajmu,
nie było telefonów, nie było rachunków, nie było nic.
A fundacja się rozwijała.
Na przykład pierwsze koszty
fundacji powstały
w 2006 roku,
a recha for the blind powstała siedem lat wcześniej.
To jest przykład.
Tych rech do 2006 roku
pewnie było ze cztery.
Mieliśmy już konferencje
edukacyjno-rehabilitacyjne,
szkolenia,
różne działania już były tam,
i publikacje już były.
Przecież moją książkę
Świat Otwarty dla Niewidomych
napisałem w 2003 roku,
na przykład.
Także to nie jest tak,
że muszą być etaty.
Etaty powstały w 2006
bodaj roku dlatego, że
ten system wsparcia rósł i wymagane
były te projekty, bo inaczej to już nie dało
się działać.
No okej, więc w takim razie
czym teraz zajmuje się
Fundacja Szansa? Przede wszystkim recha
to wiadomo, ale do rechy przejdziemy
za momencik, bo o tym myślę, że
warto opowiedzieć osobno, bo to jest
chyba,
tak mi się wydaje, największa rzecz,
z której jesteście znani,
ale jakie są jeszcze,
oprócz rechy działania
szansy, tak na teraz?
Nie wiem, czy liczę wszystkie.
Ja jestem człowiekiem, który nie potrafi
wiecie, powtarzać czegoś z pamięci,
więc nazywam się
zawsze improwizatorem,
więc teraz też będę improwizował.
No więc co mi przychodzi
na myśl, co jest w tej fundacji najważniejsze?
Drodzy Państwo,
pierwsze powiem, że fundacja to jest kilka
fundacji w sensie jej rozwoju.
Tak jakby etapy w rozwoju,
tak, na początku bez etatów,
potem pierwsze etaty projektowe,
potem pierwsze
wojewódzkie punkty i tak dalej.
Więc fundacja teraz
to na pewno jest 16 regionalnych
biur. W każdym mieście
pracuje od dwóch do pięciu,
sześciu osób.
Fundacja w sumie zatrudnia pod 60 osób
w tej chwili, no i centralna w Warszawie
mamy trzy punkty w tej chwili.
Biuro centralne,
cztery punkty. Biuro centralne
fundacji, czy to obsługujące
projekty i w sensie,
nie wiem, jakimś tam administracyjnym,
kadrowym, finansowym
jest na Modlińskie 246C.
Siedziba,
oficjalna fundacja pozostała w moim domu,
gdzie mam gabinet, gdzie teraz
jestem i z Wami rozmawiam,
to jest na klub do 88.
No, tutaj nie ma pracowników
i tak dalej, to po prostu jest formalnie
adres, no bo wiecie, tak zostało
historycznie, będzie to zmienione niedługo.
Następnie to, co jest naszą wizytówką
jest na Gałczyńskiego 7,
tak 7, na Gałczyńskiego 7,
za plecze Nowego Światu. Tam
kierownikiem jest
nasz pracownik i działacz
Dariusz Linde. No, mocny
gość. I siedem osób tam
zatrudniamy. No i wreszcie nowy
lokal, o którym opowiem za chwilę,
na Dzikiej 4A
4A Mieszkania
42, jeśli się
nie mylę. To jest
lokal, który pozyskaliśmy niedawno,
o tym za chwilę opowiem. Panie Michale,
niech Pan obieca mi, że Pan przypomni
mi o tej Dzikiej. Dobrze, już sobie notuję.
Bardzo fajnie. No więc
tak, to jest tak administracyjnie.
Fundacja jest zaangażowana w działania
międzynarodowe, z czego jesteśmy
dumni. Bardzo pomagaliśmy
przez ileś lat, ileśkrotnie
Ukraińcom, nie tylko
w czasie wojny, wiele lat temu również.
Działamy w Rumunii
bardzo ładnie, bardzo pięknie współpracowaliśmy
z Gruzją i chcemy to kontynuować.
Jesteśmy bardzo cenieni
w krajach arabskich,
w Izraelu, w Stanach Zjednoczonych,
trochę mniej chyba
na zachodzie,
w Niemcy, Francja.
Jesteśmy cenieni
w Anglii. Bardzo
to lubimy, bo to nas nobilituje.
Merytorycznie
ma dział projektowy, który stworzyliśmy niedawno,
którego szefem jest Pani Anna
Koperska, doktorantka
nauk medycznych.
Stworzyła dział
projektowy bardzo mocny,
kilkuosobowy. No taka jest
potrzeba, słuchajcie, ale no też
potrzeba nie ekonomiczna, ale też
naprawdę merytoryczna. No dużo projektów
z różnych dziedzin powstaje tam.
Następnie fundacja to
jest dział charytatywny, który
sformalizowaliśmy rok temu na 30-lecie
fundacji, bo wcześniej działaliśmy
no tak jakby tak
no nieosobowo. No teraz mamy dział charytatywny
i w tamtym roku udało
nam się parę spraw załatwić,
ale wcześniej też działaliśmy. Na przykład
zorganizowałem taki konkurs
Jestem Lepszy Od
i kilka etapów, było chyba ze trzy,
gdzie dawaliśmy
dofinansowanie na najciekawsze
pomysły, żeby
one się zrealizowały. I nie na zasadzie,
że my to będziemy jak pewien rozliczali,
ale po prostu daliśmy kasę
i niech się dzieje, bo mamy zaufanie,
że jak ktoś obiecał, to nam dotrzyma.
I tak się udało.
A co się na przykład udało zrobić?
No na przykład wsparliśmy
marketing Blind Footballu,
taka organizacja w Krakowie
wywodząca się z tej szkoły dla
niewidomych na Tynieckiej. Albo
daliśmy nagrodę
jakimś organizacji
w Opolu, która zajmuje się
i promuje jeżdżenie na tandemach.
I już nie pamiętam, co jeszcze.
Panie Michale, powiedziałem, że z moją
pamięcią konkretną jest gorzej.
To jest zapisane na stronie fundacji Można Obejrzeć.
Można zajrzeć, okej.
Covid nam w tym przeszkodził,
ale marzymy w tym roku
też coś takiego zrobić, bo to fascynujące
te parę tysięcy
znaleźć dla jakiejś organizacji, która
nie każdy może dostać dotacje
dofinansowania od PFRON-u,
a potem rozliczenie straszne.
O Jezu, a my nie rozliczamy.
My działamy na zasadzie słowa honoru.
Następnie, drodzy Państwo,
mamy działania,
które są mocne.
Po pierwsze,
wydawanie miesięcznika HELP
jesteśmy razem. Wydajemy go, słuchajcie,
od 1992 roku.
Najpierw wydawał to nam Altyks,
ale wiecie, to nie chodziło,
że to Altyks wydaje. Tam nie było,
wiecie, jakiejś takiej, nie wiem,
jakiejś reklamy Altyksu.
Samoprzejście, owszem, tak,
ale naprawdę nienachalnie i tak dalej,
bo generalnie było to
wprowadzanie niewidomych w świat
informacji. I nam się to udało. Mieliśmy
znakomitych autorów, Radoszowa,
Tarnowskiego, wybitnego
naukowca, inżyniera,
projektanta Andrzeja Pokorskiego,
Renaty Wardeckiej,
która jest szefową takiej pięknej fundacji
Bo Warto.
Naprawdę wiele osób tam się
rozwinęło wybitnych.
To istnieje od 31 lat
i działa sobie.
W pewnym momencie, wiecie,
pisma było moje, ono było w Altyksie
i tak dalej. Jak fundacja się rozwinęła,
to po prostu przekazałem to do fundacji,
bo w gruncie rzeczy należy to do działań
takich fundacyjnych,
prospołecznych, a nie biznesowych.
Helm był wydawany nie biznesowo,
znaczy nie był po to przez Altyks wydawany,
żeby to sprzedawać, tylko żeby
Altyks był sponsorem tego.
Stało się, że ileś lat temu
ta fundacja to już przejęła.
Nie pamiętam w którym roku,
ale już dawno temu.
Help jest wydawany elektronicznie, a początkowo jak on był
dystrybuowany? Brail, dyskietki?
Czy jeszcze jakoś?
On był
na dyskietkach,
potem internetowo,
ale jak ktoś
poprosił o wydruk, to robiliśmy wydruk brailu.
Tam normalnie te
Altyksowe drukarki, Ewers, po prostu jak
ktoś poprosił, to za darmo dostawał.
Także można było to dostać w brailu.
No a teraz to jest wydawane
i w czarnym druku, i w brailu,
i audio jest nagrywane, i jest
na stronie internetowej też
w postaci cyfrowej, RTF i TXT
Swoją drogą, naprawdę z miłą chęcią
bym sobie poczytał te archiwalne
numery Helpa, gdzieś tam powiedzmy z tych lat
dziewięćdziesiątych, żeby…
No mamy, normalnie pierwszy numer mamy
panie Michale, i taki jak ja sobie tylko
czytam, to dopiero jest
No naprawdę, mogę panu
wysłać go, bo mam…
Z miłą chęcią.
No pierwszy numer jakiś odlotowy, gdzie zapowiadam
i co to będzie, ojejku
jakie są takie, wiecie, taka
nadzieja, że to coś powstaje, że będzie
fajnie, że się uda i tak dalej.
No dużo… Słuchajcie, ta fundacja
jest ogromna. Słuchajcie,
największy, że tak powiem
w cudzysłowie dział fundacji
to jest to, że ja mam z tego
ogromnie dużo radości.
Nie ma ważniejszego w cudzysłowie
działu niż to. I wiecie,
i podciągnąłem do tej działalności wiele osób
fascynujące.
Udało mi się tysiące osób przekonać,
że to nie jest Altix,
że to jest jednak działalność dla wszystkich.
Kiedyś mi zarzucił Kondrat
Łukaszewicz, właściciel EC właśnie
a ta RECHA i ta fundacja
to jest tam dla Altixu. Nie, nieprawda.
Słuchajcie, no naprawdę
tysiące ludzi przekonało się,
że jak są nasze manifestacje, to jakoś
nie ma podziałów firmowych
i nie ma tam mowy o Altixie.
Jak jestem na konferencji
RECHA, to naprawdę jest Altix.
Jest EC, są inne firmy, ale tam
nie ma z naszej strony, z fundacyjnej strony
mowy o Altixie. Nie ma, bo nie ma takiej
potrzeby. To naprawdę nie jest
potrzebne. Musi być tak,
że firmowy marketing to jest zupełnie
osobna rzecz. I niech sobie pracują
nad tym tamci pracownicy. Ja nie
pracuję w taki sposób.
Dla mnie, w moim hobby jest fundacja
i dziedziny przeróżne
i wrócę teraz na chwilę do muzyki.
Drodzy Państwo, no moim hobby na pewno
największym jest muzyka.
Nie żadna informatyka
i nie matematyka
i tak dalej. Naprawdę
największym moim marzeniem była
i jest muzyka. Ja bez
muzyki w ogóle nie istnieję.
Drodzy Państwo, i dużo mam przyjemności
z tej muzyki. No miałem ten zespół w podstawówce
ze Skowronem. Potem w szkole
średniej miałem dwa zespoły.
Mówił Janusz Skowron, taki zespół
Smooth Jazz z
Samba, Bosanowa, Żobim
i takie tam. I graliśmy
nawet koncert na Uniwersytecie Warszawskim
w klubie Sigma.
I gdzie indziej?
Fascynujące rzeczy.
Był ten zespół osadzony w Polskim Związku Niewidomym,
bo Związek miał organy, miał
perkusję, ja miałem gitarę. Nazwała się
skądinąd Samba.
Tak akurat.
Skowron mnie uczył grać te jazzowe akordy.
Łamałem sobie palce,
żeby dogodzić Januszowi,
wybitnemu muzykowi.
No i byli bardzo fajni.
Ja jestem raczej muzykiem
rockowym i jazz rockowym i bluesowym,
więc te samby, te bosanowe trudno
mi szło. No potem miałem
zespół w liceum, czyli miałem
17-18 lat rockowy
i nazywano mnie Polskim Hendrixem.
No to trochę
na zabawę, no to młodzież ma prawo sobie
nazywać. A ja byłem dumny oczywiście, słuchajcie.
No szaleli za tym zespołem, bo graliśmy
naprawdę hendrixowskie numery
w sposób niezły.
Czy Foxy Lady, czy
Woodoo Child,
bo Woodoo Child, wybitne
osiągnięcie Jimiego Hendrixa.
Naprawdę grałem i tak dalej.
Potem miałem zespół już na studiach, rockowy,
o łatwiejszym roku, to raczej
Eric Clapton i
Carlos Santana.
Mam nagranie,
mam nagranie, słuchajcie, pamiątkę
z roku… Przed Stanem
Wojennym to pewnie rok 81.
Grałem wtedy
Europę, naprawdę
świetnie.
Bawiłem się tym znakomicie. To było
dla mnie chyba największe w życiu przyjemności,
słuchajcie. No, wszystko jest ważne, działamy
się z wazdą. Hobby, fundacja, okej.
Ale wiecie, bez muzyki
to ja bym nie wytrzymał. Ani w Altisie, ani
w fundacji, ani w PZN-ie,
ani w życiu rodzinnym, no nie ma mnie.
To też tak, miałem 65 lat,
właśnie rok temu, to wyobraźcie sobie,
że moja rodzina kupiła mi pianino.
Ale takie naprawdę prawdziwe, porządne
pianino. Bo wiecie, z przedseny
co prawda, ale znakomite.
I wiecie, i od tamtego
czasu codziennie gram na pianinie.
Nie umiejąc,
ale za to coś mi wychodzi. To znaczy
naprawdę gram tak, że jest fajnie.
Nie tak, żebym mógł wam
zagrać, gram sobie,
ale naprawdę nie jest to brzdąkanie.
Nie jest to granie…
Zawsze mówi się tak, że kiedy
coś robi się regularnie, to od tego
pierwszego momentu
do ostatniego, czy tam po jakimś
dłuższym czasie, no to jednak te efekty są
zauważalne. Tak, poza tym
z pianinem, ja z muzyką mam
kontakt od piątego roku życia.
Także to nie jest dla mnie, wiecie, no ja
sobie razem z klawiszami, ja wiem co to są
c-dury i c-moll i tak dalej.
To nie są dla mnie…
Ja jestem samoukiem na gitarze również.
W Laskach się uczyłem od kolegów.
Pokazywali mi parę akordów, a poza tym
już sam. Więc
jestem takim bluesmanem, amatorem.
I naprawdę dla mnie to jest
wielka rzecz. Mam bardzo wielki zbiór
płyt. Ja wiem, że jest Spotify
i tak dalej, ale ja
również jestem
już dosyć stary
niestety i mam
tysiące płyt. No nie wiem,
tysiące płyt naprawdę. Mam kolekcję
przecież Hendricksa, King Crimson,
Genesis, Yes
no i gitarzystów
Santana Clapton, Satriani,
Stevie Way,
no różne rzeczy, jazzowe,
Miles Davis, ale naprawdę
Garbarek, niesamowite rzeczy.
Słuchajcie, kiedyś nawet marzyłem, żeby
w fundacji robić audycje muzyczne
i nadal o tym marzę i piszę to w projektach
fundacyjnych. No nie Jadko, mój dział projektowy.
Pani Ania Koberska
o to się stara i pani Agata Nowicka
i Marta Chudziak
z Poznania, bo w Poznaniu mamy dział projektowy.
No mamy wydawnictwo,
które wydaje Helpa, ale
wydaje te książki.
Wydaliśmy kilkadziesiąt tytułów własnych
i w większości
z nich autorem jestem ja,
ale nie tylko i wydajemy
książki w brajlu,
no takie, które są
przygotowane na brajlu
i tego jest chyba ponad
200 sztuk. Bardzo fajny
i raczej koncentrujemy uwagę na dziełach
ambitnych. No nie wydaje mi się,
przede wszystkim, chociaż nie tylko,
ale wiecie, jakieś historyczne typu
Norman Davies, prof. Jan Żaryn,
Jan Paweł II,
prof. Michał Heller,
to są rzeczy,
które nas
satysfakcjonują. No chcemy
zaproponować coś takiego dla elity,
żeby niewidomi mogli
korzystać z tego, czego nie ma.
Jako pierwsi, słuchajcie,
to wielki zaszczyt dla nas,
zrobiliśmy w brajlu audio
i w czarnym druku biografię
Ludwika Braila. No wyobraźcie sobie,
że mimo to, jak to ważna
postać francuska dla nas,
dla całego świata niewidomych,
no to nie było jego biografii.
No i nam się to udało przetłumaczyć na polski,
z angielskiego,
amerykańskiego autora
Mellora. No i wydaliśmy
książkę o Chopinie
w czarnym druku, w brajlu
po polsku, w czarnym druku po francusku.
No mamy osiągnięcia
w tym dziale wydawniczym, to też jest dla mnie
wielka satysfakcja,
jakieś hobby.
A czy te efekty działu wydawniczego
są też gdzieś do
pobrania na przykład w formie elektronicznej,
czy to są tylko rzeczy do kupienia
w wersji papierowej?
Nie, no po pierwsze w brajlu są w bibliotece
tej na Komu Wiktorskiej
7, tak?
I tam jest dużo moich tytułów,
jestem dumny z tego, że tam
jest kilkanaście moich tytułów, słuchajcie,
to jestem mocnym autorem.
I ja nie mam się, słuchajcie, za wybitnego pisarza,
żebyście Państwo nie myśleli, że ja jestem jakiś
zrozumiały. Nie, ja to oceniam
jako wystarczająco dobre,
ale nie przesadzam z tym, no po prostu
mnie to zadowala, mnie to bawi.
Niektórzy uważają,
że książka Ich Trzecie Oko jest
bardzo dobra, a miejscami świetna,
ale po prostu no jest jakaś
tam, tak? Myślę, że ona
jest ciekawa dla pewnych osób. Na przykład dla mojej żony
najciekawsza jest książka
które gdzieś chętnie uciekły, która
przedstawia zbiór felietonów,
ja piszę felietony do
Filantropa naszych czasów w Poznaniu,
to jest miesięcznik wydawany tam
o niepełnosprawnych, dla niepełnosprawnych,
tam opisuję jak to jest
widzieć nie widząc oraz jak to jest
nie widzieć nie widząc.
Bardzo lubię te felietony,
spisałem je, właśnie zamieściłem
w książce
najpierw obrazy, które
gdzieś chętnie uciekły, a potem obrazy
przeczytane trzecim okiem.
Takie dwie książeczki
z tymi felietonami.
Więc na przykład książka
Ich trzecie oko jest przeczytana przez
Jerzego Zelnika i jest
na Spotify do pobrania i do czytania
za darmo.
Specjalnie z okazji nieszczęścia
covidowego zrobiliśmy, żeby
to tam bezpłatnie udostępnić.
Więc no sprzedajemy te książki panie Michale,
dlatego że Fundacja musi z czegoś żyć,
żeby nam się udaje, bo to nie jest łatwe.
Nie mamy wielkiego sklepu przecież,
księgarni. Trochę sprzedajemy.
Ale wiecie, na pewno też potrafimy
dać to za darmo. To nie jest
tak, bo w końcu jest to Fundacja i jak
widzimy, że ktoś
naprawdę by chciał i
nie ma pieniędzy, to dajemy
za darmo.
Także tutaj rozważamy, no
wiecie, gdyby się ktoś zamożny do
nas zgłosił i chciał za darmo, to bez przesady,
jakaś instytucja się zgłasza,
to mówimy sobie bardzo, no macie Państwo
kurcze pieniądze na różne cele, na zakupy,
a tutaj dla Fundacji jako datku
czy jakieś wpłaty na
fakturę to nie chcecie dać.
Najbardziej chodzimy o dostęp taki dla
pojedynczych użytkowników,
prywatnych, tak? Bo instytucje,
no to wiadomo, inaczej
to wygląda. Nie pamiętam, panie
Michale, żeby Fundacja sprzedała
za pieniądze nasze książki niewidomemu
czytelnikowi. Nie pamiętam takiej
sytuacji, okej? Okej.
Nie mamy jasności w tej sprawie. To jeszcze
tak za pamięci,
żeby nam ten temat
nie uciekł, no co z tym lokalem
na Dzikiej?
Ładnie pan się
spisał, panie Michale, dziękuję za tę pamięć.
Szanowni Państwo,
w roku
2011 stworzyłem przy
współpracy z Sylwkiem Perytem,
byłem prezesem Polskiego Związku Niewidomych
i Instytutu Rehabilitacji Niewidomych.
Myśleliśmy
o czymś takim, co działa wirtualnie,
bo nie ma potrzeby mieć kosztów,
a więc działało
to wirtualnie i te rzeczy,
które robimy od tamtej pory, one są
naprawdę dziełem Instytutu,
czyli Recha w nowym wydaniu,
książki jakieś tam
i moje książki i to
wydawnictwo i tak dalej, to naprawdę
są wynikiem pomysłowości tego
Instytutu. A każdy może
działać w tym Instytucie. Jak to jest wirtualne,
to każdy może powiedzieć,
zróbmy albo zróbcie to czy to
i my zrobimy jak to jest sensowne i jak nam się uda.
Instytut więc sobie działa
już od 12 lat, ale
w tamtym roku ten Instytut dostał
ogromny prezent, dofinansowanie
na zakup lokalu.
Dostaliśmy dużą
kasę na zakup lokalu,
dołożyliśmy swoją dużą kasę,
fundacja pożyczyła pieniądze od Art-X
i
zakupiliśmy lokal na dziki, który ma
110 metrów i który właśnie
uruchamiamy, stopniowo
uruchamiamy. Jesteśmy
zapożyczeni, ale dajemy radę
na razie
i rozwijamy Instytut.
Tam pojawią się jacyś pracownicy,
tam się pojawia sprzęt
powolutku, już parę rzeczy jest
i myślimy, że tak do wakacji
to ten Instytut po prostu naprawdę ruszy,
jeśli pozwolicie powiedzieć, pełną
gębą. Czy to mi się
uda? Nie wiem, wiecie, nie wszystko
w życiu się udaje.
Co w tym Instytucie ma się
dziać?
W tym Instytucie ma się dziać dyskusja
o nowoczesnej rehabilitacji niewidomych.
Na dodatek, na pewno
ten Instytut przybrał
imię Matki Elżbiety Róży
Trzackiej, a więc
my lokujemy to w
nowoczesnym chrześcijaństwie, chrześcijaństwie,
które jest wyrozumiałe,
chociaż niepobłażliwe.
Rozumiałe to znaczy,
rozumie, że naprawdę możemy
być różni, obyśmy tylko
dążyli do dobra, do pomagania,
do rozwijania świata
na sposób taki, żeby ludziom
było dobrze, żeby ludzie byli
dobrze, żeby ludzie innych
kochali. Taką intencję
miała Matka Trzacka,
zakładała
zakład w Laskach,
ta rodzina przeznaczyła pieniądze,
ona zbierała datki
z całego świata,
ona była też
naprawdę ważną postacią
merytorycznie, ona
stworzyła pierwsze polskie skróty
brailowskie na przykład itd.,
ona wymyśliła prawie 100 lat temu,
wymyśliła, no może w słowie,
bo to jest może niewłaściwe określenie,
takie podejście do niewidomych,
do tej sprawy naszej
rehabilitacji, że musimy aktywizować się
zawodowo, żeby być po prostu
traktowanym podmiotowo, żebyśmy
mieli swoje pieniądze, swoją aktywność,
szacunek dla samych siebie
oraz szacunek bliskich dla nas.
Nam się to podoba, jesteśmy
wiecie, wychowankami Lasek,
ale z tej strony Lasek,
która jest cudowna i taka
naprawdę dobra i nowoczesna
dla niewidomych. Dokorzystałem z tego
wielkiego poziomu edukacyjnego
Lasek i chciałbym to kontynuować.
A więc co chcemy robić?
Chcemy rozwijać dział projektowy,
chcemy rozwijać dział charytatywny,
chcemy
stworzyć możliwość dyskusji.
Jak właściwie zrobić, żeby niewidomy
żył jeszcze, jeszcze, jeszcze lepiej?
Co znaczy lepiej?
Proszę Państwa, mimo to, co się dzieje
dookoła, że otoczenie się trochę zmienia,
że społeczeństwo nas bardziej rozumie,
że mamy dostępność plus,
że gdzieś tam powstają ścieżki
naprowadzające czy linie naprowadzające,
że gdzieś powstaje jakiś plan wypukły,
mapka wypukła, jakieś
udźwiękowienie, jakiś system beaconów,
że jakaś aplikacja działa,
że GPS jest udźwiękowiony,
że mamy smartfony i komputery
i białoruskie monitory itd.
Nadal jest trudno.
Nie ma co gadać. To nie jest tak,
że to, co już jest zorganizowane,
pozwala nam swobodnie żyć.
Otóż nie. Ja na przykład od wielu lat
nie chodzę z Białoraskiem po mieście i tyle.
Chodziłem, jeździłem,
jak chodziłem, jak
umawiałem się na randki, to sobie
chodziłem sam, jeździłem sobie
po całym kraju, to się skończyło.
Teraz, gdybym nawet
nie miał takiej pozycji, jaką mam,
gdybym nie miał też pewnych
uwikłań związanych ze
stanem wojennym itd.,
to też bym na miasto z Białoraskiem nie wyszedł.
I wiecie Państwo,
bo
ja podziwiam tych, którzy to robią.
Na szczęście jest tego
takich osób coraz więcej.
Podziwiam, bo nie jest bezpiecznie.
Nie ma co gadać.
I jak ktoś będzie rehabilitował niewidomych,
uczy o orientacji przestrzennej
w ten sposób, że powiem mu fajnie, dasz radę
i już, to ja, to przepraszam, to ja protestuję.
Nie jest fajnie, nie jest łatwo.
Na przykład
toczyłem bitwę z Ministerstwem Edukacji Narodowej
jako działacz
w kwestii takiej.
Mianowicie, mój synek jest bardzo
źle widzący, bo ja mam
genetyczne uwikłanie,
byłem niedowidzący od początku życia,
po mamie. Mama była niedowidząca,
pewnie jej przodkowie też.
Mam czterech synów, z czego dwóch
bardzo źle widzących.
I mój synek, kiedy był w szkole
podstawowej,
a gimnazjalny, to wtedy
mógł dostawać
taki dodatek na
wyrównanie kosztów
dojazdu do szkoły.
Bo żona, synka woziła,
no to dostawała tam, nie wiem,
no nie wiem, sto, sto kilkadziesiąt
złotych dostawała żona czy coś tam.
A może dwieście, nie pamiętam.
Nawet nie wiem. Wyobraźcie sobie
Państwo, że kiedy synek, ten sam
niedowidzący, ten sam resztkowiec
poszedł do liceum i wtedy
jeździł z Białołęki
przez Wisłę na Bielany,
odległość dziesięć
kilometrów.
I był też dowożony, bo nie był w stanie
jeździć komunikacją. No my żyjemy
na krańcu Warszawy
i mamy naprawdę trudny dostęp do
takich miejsc, jak
właśnie mówię.
Był dowożony, to okazało się,
że żonie już nie przysługuje ten
dodatek, bo jest założenie, że taki
chłopiec szesnastoletni, czy niewidomy,
czy źle widzący, to już powinien sam
sobie radzić. No wiecie Państwo,
nieprawda. Nie ma
takiej możliwości. Nie wyobrażam
sobie, jak rodzice mogą
być nieczuli i puścić
takiego chłopca, a szczególnie
dziewczynę, szesnastoletnią,
niewidomą na miasto, gdzie jest
naprawdę niebezpiecznie.
Żeby sobie pojechał taki ktoś,
10 kilometrów, jednym
autobusem, przesiadka druga, przejścia
przez ulicę, ruch uliczny niebywały.
I wiecie, nie jest łatwo.
Wreszcie, gdyby nawet była
ta osoba już tak bardzo fajnie
zrehabilitowana, bo są tacy,
to jakim jest wysiłek?
Jaki wysiłek? Ile energii
się traci w dotarciu
przez docieranie
w taki sposób z domu do szkoły?
Jak może taki uczeń dobrze się
uczyć? No więc, przepraszam bardzo,
zadanie ucznia jest się dobrze
uczyć, a potem zdobyć wykształcenie
i dobrą pracę i zarobić
dobre pieniądze, a nie męczyć
się dojazdem do szkoły, gdy się ma 16,
18 lat. No, więc to mi się
nie udało, moi drodzy, a ja się
nie mogę nadziwić, że
oni tak to wymyślili.
Pan Jacek Kwapisz też toczył
tę bitwę, a już był pracownikiem
Ministerstwa Edukacji Narodowej, no i się nie udało.
I do tej pory tak jest.
Dużo jest takich tematów, które
wymagają naszej, wiecie,
może nie walki, bo ja nie jestem
roszczeniowcem, ale jakiegoś
wyjaśnienia, jakiegoś
uwarcia presji, na przykład
subwencja edukacyjna.
Na przykład ten sam synek, słuchajcie,
dostawał przyrządy, które były niezbędne
do nauki, na przykład powiększalnik,
który tam oglądał
to, co jest wyświetlone na
tablicy, rzucał mu to na ekran
komputerka, notebooka, żeby miał
to przed nosem w powiększeniu
i żeby sobie albo zapisał na dysku obraz,
albo sobie coś zanotował
długopisem, bo jeszcze tyle widzi, że jakoś
tam sobie bazgrzewy
w zeszycie. No to
czekał jako uczeń liceum i czekał
jako uczeń gimnazjum do grudnia.
To ja się pytam, jak taki
niewidomy uczeń uczy się od września do
grudnia? No on akurat
jest roszczowcem, to nie mówię o nim, ale
jak uczeń niewidomy się uczy?
Ja nie wiem, jak to się odbywa. Także są
takie luki, o których ja opowiadam w tej
Krajowej Radzie Konsultacyjnej
albo w Radzie Dostępności,
no gdzie mogę to opowiadać?
Oczywiście wszystkiego nie opowiem, bo
zabierały mi głos, ile może gadać
Kalbarczyk Marek o niewidomych.
No i też dlatego organizuję
tę manifestację.
My widzimy was teraz, a wy
widzicie nas i dlatego organizuję
IREHE i takie różne działania w
województwach. Wiecie, to wszystko
dla mnie jest fascynujące, no i zapraszam
wszystkich. Bardzo mi zależy
na tym, żebyście Państwo uwierzyli,
że fundacja ta, tak samo jak i inne
organizacje, no choćby
FIR, tak? No przecież to
są wydarzenia naprawdę
apolityczne,
a światopoglądowe,
afirmowe, to nie polega
na tym, że mają one wyżywać
się w promowaniu kogoś albo
czegoś. To przecież nie na tym polega, z tego by
nie było satysfakcji. Satysfakcja
polega, wiecie, z tej działalności
dla jakiejś idei, tak?
No i to jest rola instytucji,
panie Michale. Zresztą
tak w ogóle, no to przecież ten
cały trzeci sektor, tak zwany,
to działa na rzecz
tych grup jak najbardziej wykluczonych
i tu nie chodzi o to, żeby się gdzieś tam
powiedzmy, czy wzajemnie podgryzać,
czy jakieś animozie wyciągać,
tylko tak naprawdę, no żeby ta
działalność nasza, no bo tak naprawdę
to wszyscy jedziemy na tym samym wózku,
żeby ona była komuś przydatna, po prostu.
Tak, no wiecie,
no tak opowiadam, wiecie, o tym świecie
i dotyku i dźwięku.
Będziemy chcieli wydawać następne książki.
Zapraszamy wszystkich do
relacji o swoim życiu,
też o swoich, nie wiem,
uwagach, refleksjach.
Do tego naszego
miesięcznika HELP jesteśmy razem.
On jest jakoś przecież dofinansowany.
Fundacja dzięki
PFRON-owi, Ministerstwo Kultury może za to
płacić. Ja bym chciał,
żeby były tam relacje naprawdę różnych
środowisk.
Czyli HELP teraz już nie
jest tak bardzo nastawiony na technologię,
prawda? Trochę się ten
kurs zmienił. Mówi pan
o HELP-ie? O HELP-ie, tak, tak, tak.
Mamy artykuły,
na przykład
Mateusza Przybyszowskiego
i pana
Nowickiego
i tak dalej. Mamy
artykuły takie specjalistyczne, ale generalnie
najbardziej nam zależy na przedstawieniu,
jacy my jesteśmy, jaki jest ten świat
dotyku i dźwięku, czyli świat bez obrazów.
Bo to wychodzi
w dwóch tysiącach ezemplarzy
w czarnym druku i trafia
do ludzi, którzy naprawdę mają
znaczenie, a więc nauczyciele,
bibliotekarze, muzealnicy,
urzędnicy.
To ma znaczenie.
Wiecie, to jest ważniejsze niż to, że
po raz kolejny my tam
pogadamy sobie o czymś
dla sichty, dla niewidomych,
czy dla niedowidzących.
Na tym nam zależy
i są takie artykuły ostatnio
o nowej wersji
iOS-a i
tak dalej.
Więc to dla mnie
są bardzo ciekawe artykuły, tak?
Ale wiecie, że gdzie indziej one też się
pojawiają, tak? Natomiast takie
opisywanie, jak to jest,
jacy my jesteśmy i tak dalej,
wydaje mi się ważniejsze
z tego miejsca.
Zaglądam na YouTuba, bo tu mamy
komentarz od naszego
słuchacza Łukasza
i Łukasz napisał do nas tak.
Prawda też jest taka, że na chwilę obecną osobie
niewidomej jest ciężko znaleźć
pracę. I to tak
przywodzi mi tu
na myśl taki trochę komentarz
odnośnie tego, co wam wspomniał
odnośnie kwestii roszczeniowych.
Ja mam takie w ogóle wrażenie,
że
my jako niewidomi jesteśmy
strasznie na tę roszczeniowość uczuleni.
A trochę wydaje mi się, że jednak
jest tak, że dla jednego
coś będzie już uznane i może
być uznane za kwestię
roszczeniową, bo jest na przykład lepiej
zrehabilitowany i sobie po prostu
dobrze radzi.
No, a dla drugiego może być
zupełnie inaczej.
Ludzie są różni,
tak? Mi się wydaje, że to, czy
coś lub ktoś
dotyka tej
postawy roszczeniowej
jest jednak proste do
weryfikacji. No, albo ktoś posługuje
się
niegrzecznością i chamstwem,
albo nie. Albo
ktoś się posługuje taką retoryką,
że uwzględnia
i szanuje innych,
albo nie. No, to jest proste.
No, jeśli ktoś wchodzi do kolejki,
chciałby kupić coś bez kolejki,
gdyby była kolejka, to albo się
rozpycha łokciami, albo się nie rozpycha.
No, proste jak nic.
Wiecie, ja w stanie wojennym, bo pan jest
za młody, pewnie pan tego nie przeżył, Michale.
No nie, stan wojenny
to zdecydowanie
nie moje lata,
mnie jeszcze na świecie wtedy nie było.
Ale w tamtych czasach były
kolejki, wiecie. No, łatwo było
się przyjrzeć, jak to jest. No, byli niewidomi,
tak samo jak inni, zresztą niepełnosprawni.
No, przecież naprawdę robili to w sposób
naganny. No, to wychodziła postawa
przestrzeniowa. To nie jest tak, że innym jest łatwo,
że inni nie mają
problemów zdrowotnych, ekonomicznych,
rodzinnych. No, nie ma tak,
że niewidomy to jest jedyny bidulek na świecie,
tak? I bywa tak przecież,
że niewidomy, znaczy bywało tak, że
niewidomy tam się rozpycha, dopycha do nady
i kupuje dużo, dużo, dużo, prawda?
A obok stoi kobieta
w zagrożonej ciąży.
A obok stoi staruszek, który
ledwo stoi, bo go noga boli. No, wiecie, no tak
było, tak, że tu trzeba po prostu
przyzwyczajenie kultury, no i tyle.
Jak ktoś postępuje kulturalnie
i odwzględnia innych ludzi, no to naprawdę
jest okej. No i tu się
zdecydowanie możemy zgodzić.
Tu się zdecydowanie możemy zgodzić, natomiast
taka właśnie
mi się refleksja nasunęła
gdzieś oglądając, chociażby obserwując
różne dyskusje także i
czy w naszych mediach społecznościowych,
czy w innych miejscach
na listach dyskusyjnych, że
te słowa o
roszczeniowości i o postawie
roszczeniowej mam wrażenie, że
niektórzy rzucają bardzo bezrefleksyjnie,
też nie biorąc
takiego większego
wycinka różnych
sytuacji pod uwagę. Myślę, że bywa różnie
po prostu. Jak ktoś
jest roszczeniowy, to na pewno kompromituje
nie tylko siebie, ale całą naszą społeczność,
panie Michale. I to jest problem.
Jak ktoś, słuchajcie,
jest z jakiegoś zawodu, albo z
jakiegoś miasteczka, jakiegoś
miasteczka, wioski, albo
z jakiejś dyscypliny
sportu, albo z jakiegoś właśnie środowiska
specyficznego, typu prawnicy,
typu niewidomi,
no nie wiem, piłkarze, wszystko jedno,
tak? I zachowa się nagannie.
To kompromituje
całą swoją społeczność, tak?
Można powiedzieć, ale ci
piłkarze są okropni, albo
ale ci prawnicy są beznadziejni,
albo ale ci niewidomi to są.
Słuchajcie, no tak to jest, to nie jest,
to nie jest tylko specyficzne dla naszej społeczności,
nie, nie. Ale jeszcze, panie Michale,
wróćmy do tego, co pan
odczytał, z czego tam, z YouTube?
Z YouTube’a, tak, z YouTube’a.
Szanowni Państwo, źle jest
z zatrudnieniem niewidomych
i tyle. Jak ktoś jest niedowidzący,
no fajnie, jak jest niewidomy, no ma
po prostu przechłapane, mówiąc kolokwialnie.
Przeprowadziliśmy sondaż
fundacji naszym sumptem,
bez dofinansowania, kilka lat temu,
no nie wiem, może
pięć lat temu,
z którego wyniknęło, że
niewidomy, czy ma lepsze,
większe, czy mniejsze kwalifikacje
i tak na rynku jest traktowany
jako potencjalny pracownik, który
ma dostać minimalną i już.
Naprawdę. Może to być
wyższe wykształcenie i
duże kwalifikacje, języki obce,
możliwości technologii
komputerowej, informacyjnej, ale
i tak minimum, i tak minimum.
Wiecie, to było przekonanie
powszechne w tym sondażu. Myśmy
pytali pracodawców.
To jest jedna rzecz. Druga rzecz.
Drodzy Państwo,
z kolei my, niewidomi, musimy
zasłużyć na pracę. To nie jest tak,
że my możemy się dowolnie źle uczyć,
ale potem to będziemy mieli pracę.
Fundacja Szansa dla Niewidomych
i moja firma. Jak chcą zatrudnić
kogoś z naszego środowiska,
to jest duży kłopot.
Duży kłopot jest. Naprawdę,
czasem młodzież wykazuje,
że uczyć to się nie lubiła.
No to co z tym robić? Byłem kiedyś na
uczelni w Krakowie. Nie powiem,
który. Rozmawiałem z pełnomocnikiem
rektora ds. studentów niepełnosprawnych
i zastępcą.
Dwóch facetów siedzi
i gada ze mną o studiach,
o studentach, o uczelni.
I co oni mi mówią?
Mówią do mnie tak. Panie prezesie,
powiem panu szczerze,
nie jest problem ze studiowaniem
osób niepełnosprawnych,
dlatego, że wykładowcy
wolą dać tej osobie trójkę
i tam się nie męczyć
i już.
I te osoby się cieszą.
Dostają trójkę, zdalnie egzamin
i tak dalej. Jak wobec tego
ta osoba jest wyedukowana?
Jak ona idzie na rynek pracy? Co ta osoba potrafi?
Słuchajcie, powiedzieli mi to
ci faceci na podstawie
doświadczenia, bym powiedział, jakiegoś
statystycznego. Czyli profesor
na uczelni
nie jest wykształcony,
nie jest wyedukowany,
nie jest przygotowany do pracy
ze studentem niepełnosprawnym.
Ma z tym kłopot, szczególnie z niewidomymi.
Bo wiecie, jak ktoś na wózku podjedzie,
no to rozmowa jest dosyć
zwyczajna. Jak podejdzie niewidomy,
no to trochę jest głupiej.
Nie napisze na tablicy, napisze coś
w brajlu może i tak dalej, jest kłopot.
No to taki profesor, jak się okazuje,
na tamtej uczelni, to woli go tam
pytać byle jak, dać mu tą trójkę
niech spada. No wiecie,
to jest tragedia naszego środowiska.
No i kwestia też dostępności
materiałów dydaktycznych różnego rodzaju.
Teraz jest już z tym łatwiej
niż było kiedyś, ale też
zwłaszcza w kierunkach ścisłych, to wcale
nie jest tak kolorowo.
Panie Michale, ja nie miałem ani jednego
podręcznika na studiach.
Wiem, wiem.
I miałem piątki z egzaminów.
Dlaczego? No po prostu
widzący mi pomagali.
Rzadko płaciłem za ten pomoc.
Miałem przyjaciół, czytali mi wykłady,
czytali mi fragmenty podręczników.
Ja pisałem to w brajlu, ja miałem podręczniki swoje.
Mój regał
był wielki w takim
pokoju i miałem, nie wiem,
sto, dwieście tomów
moich książek,
moich notatek z tego, co mi czytali.
Słuchajcie. Dobra, raczej sto
niż dwieście, ale może to było sto dziesięć.
Naprawdę całe regały
książek, które ja sam w te pięć lat
studiowania sobie napisałem.
I wiecie, da się jak
się chce. Ja wiem, że w końcu byłem przemęczony.
Okej, ale jednak teraz
no to, co relacjonuje mi
syn, Cypian,
ten właśnie bardzo
słabo widzący, a teraz jest na drugim roku
tego samego wydziału, co ja, tylko że
na matematyce, a nie na informatyce.
No to po prostu
naprawdę pomoce są niebywałe.
No naprawdę to, co on ma, jakie ma
luksusy w porównaniu z tym, co tam kiedyś było.
Także można studiować, tylko trzeba chcieć.
Nie wolno się rozleniwiać, bo to jest przeciw nam.
Czyli młody człowiek,
dwudziestoletni, jak korzysta z tego,
że ma łatwo i się nie chce uczyć,
to po prostu jest stracony. No nie da rady
sobie konkurować z widzącymi. No i
trudno. I będzie sobie zarabiał
minimalne w gospodarce narodowej.
Szkoda, bo gdy ma talenty,
powinien je wykorzystać.
Wreszcie
kolejna rzecz, panie Michale.
Ja jestem zwolennikiem takiego
kościoła, że niepełnosprawny
nie powinien
chcieć pracować siedem godzin
zamiast ośmiu. Ja pracuję
trzynaście godzin dziennie,
czasem dwanaście, rzadko kiedy
mniej. Ja pracuję również w weekendy.
Dlaczego? Bo lubię. Bo to jest dla mnie działalność
społeczna i praca i wszystko naraz
i ja lubię. Ja nie rozumiem,
dlaczego niewidomi i niedowidzący
chcą pracować siedem godzin.
Przecież warto sobie zdać sprawę,
że to źle jest oceniane
przez widzących wśród pracowników.
Źle i już. Źle przez pracodawców.
Jak niewidomy,
nie mówmy o niedowidzących, ale jak również
niewidomy jest sprawny,
naprawdę radzi sobie, ogarnia,
prawda, to niech
chce pracować osiem godzin.
Niech nie będzie tak, że jest zmuszony.
Niech ma prawo do siedmiu.
Bo prawa, bo różne są osoby.
Niektóre naprawdę sobie, niektóre osoby
naprawdę sobie nie radzą i nie dadzą rady
ok. Jednakowość,
jak ktoś jest sprawny,
a ja do tej pory jestem sprawny,
to naprawdę pracujmy osiem godzin.
Bo pensja, słuchajcie,
nasza za siedem godzin pracy,
gdy ona jest, albo ma być taka sama
jak pensja pełnosprawnej osoby,
za osiem godzin
jest niesprawiedliwością dla tych drugich.
Czy oni muszą to lubić?
Tak, tylko że do naszej pensji
mamy jednak dofinansowania.
No to, proszę pana,
tym bardziej, tak?
To dlaczego pracujemy siedem godzin?
Więc pracodawca ma siłą rzeczy
zdecydowanie mniejsze koszty.
Ale pracodawca.
Co inna rzecz, że powinno być dla niego
zachętą, żeby zatrudniać osoby
chociażby z niepełnosprawnością?
To trochę jest inny temat.
Ja mówię o tym, że jak pan ma
pracownika widzącego,
a obok pracownika niewidomego
i obaj chcą zarabiać trzy tysiące miesięcznie,
Netto na przykład,
to ten widzący nie musi być zadowolony,
że tamten ma siedem godzin, a ten ma osiem.
I po co nam ten problem?
Ja społecznie to im mówię,
że jak niewidomy jest sprawny,
ma 28 lat,
30 lat, sprawny,
gania z laską po mieście,
a ostatnio sobie poderwał panienkę
i to bardzo ładną panienkę i tak dalej.
Ma sobie urządzenia w domu,
bo dostał jakiś aktywny samorząd.
Ma broński monitorek,
ma fajną wieżę audio,
ma telewizorek,
ma rumbę do odkurzania
mieszkanka,
bo ma jeszcze rentę socjalną,
albo rentę inną,
albo coś tam, wszystko już jedno.
I on ma siedem godzin, tamten osiem.
To jak pan myśli, ten co ma osiem
to zawsze lubi to?
To ja panu powiem, że połowa ludzi widzących tak nie lubi.
Ja podejrzewam, że to jest
generalnie problem zdecydowanie
szerszy, jeżeli chodzi o to,
że część osób tak naprawdę lubi to,
co robi, lubi swoją pracę.
No pan mówi, że swoją pracę lubi.
Ja też zdecydowanie tak
i dla mnie na przykład nigdy nie było problemem
to, żeby po prostu
gdzieś tam więcej godzin posiedzieć,
popracować. Ja po prostu lubię kończyć zadania,
które zaczynam.
I tak rzeczywiście mam. Natomiast
prawda jest taka, że
w ogóle, i to jest zdecydowanie
szerszy temat i nie tylko wśród osób
niewidomych, jak tak
mam okazję gdzieś rozmawiać często
z ludźmi
z młodszego nawet ode mnie pokolenia
i rozmawiamy na temat
pracy. Ja jestem bardzo zdziwiony też
tym, jak ludzie
wybierają sobie jakieś
na przykład, czy zawody, czy to
w jaki sposób chcą
swoją
karierę dalszą, karierą dalszą
pokierować. Nie ma w tym jakiejś
takiej pasji, ale to jest już
zupełnie też inny temat.
Tak, ale to jest
typowe dla całej Europy i Polski,
więc nie tylko dla niewidomych. To jest jakiś
upadek ambicji.
Za łatwo nam się żyje.
Za bardzo chcemy
w Europie się bawić, no to się bawimy.
Zabawa skończyła się na
Ukrainie. Powiedzmy szczerze
również zabawa skończyła się dla wielu
Rosjan, bo czy tam oni są
lepsi, czy gorsi. Ja tam uważam, że gorsi,
ale tak czy inaczej. Jak jest jakiś
żołnierz rosyjski,
z jakiegoś dalekiego wschodu i musi
tam ginąć na Ukrainie, to
fajnie mu nie jest. Z pewnością też tego nie chce,
tak? Tak, to znaczy
zabawa się skończyła. Nawet jak nakradł
tam te pralki, lodówki i tak dalej,
a został
ranny i nagle nogi już nie ma,
albo oka nie ma, albo życia już nie ma,
no to skończyła się zabawa. Więc
cała Europa się bawi.
Europa się bawi i to jest problem.
Robi się pusta. Oczywiście
w konkurencji z krajami
arabskimi,
z Chinami,
Indiami i Stanami Zjednoczonymi
na czele, oczywiście przegrywamy,
no i nie wiadomo co z tym będzie.
Jak nam wtedy, niewidomym będzie się
żyło, jak Europa wpadnie w prawdziwy
kryzys, bo przyjdzie
kryzys. Wiecie, jak naród się rozleniwia,
a tu się rozleniwia cała zachodnia
Europa, cała ta Unia Europejska,
jak się narody rozleniwiają,
to naprawdę zostają po głowie,
żeby nie powiedzieć po czymś innym.
Macie Państwo przecież to w historii,
a co się stało ze starożytnym Rzymem?
Był, był, fajnie. A jak Rzymianom
się już nie chciało nic, no to
przyszli inni, dosyć dzicy,
co, wiecie, niszczyli
dzieła sztuki,
bo nie rozumieli, że to jest piękne.
Prawda? Ale wygrali tę bitwę
i koniec. Niedobrze
jest. W Polsce jest to samo i
wśród niewidomych też to jest. Po prostu
idziemy do szkoły i najlepiej
się nie uczyć, najlepiej ściągać.
Bo to się oczywiście potem źle kończy.
No ale no to nie zmienimy tego,
panie Michale.
My działamy na rzeczy niewidomych,
to znaczy prowadzimy
zajęcia, szczególnie takiego projektu
Droga do Samodzielności,
gdzie wymyśliłem 20 modułów
tematycznych, tak żeby to niewidomy
zdecydował, no co w jego rehabilitacji
jest jeszcze potrzebne.
Czy to będzie,
nie wiem, ćwiczenie
w posługiwaniu się smartfonem,
komputerem, czy to będzie
jakieś sprytniejsze poruszanie
się z białą laską, czy
nawigacja właśnie ta udźwiękowiona,
czy, nie wiem,
jakieś sprytne pozyskiwanie
wiedzy o językach obcych, albo
krajoznawstwo, a może
aktywność sportowa, kręgielnia,
pływalnia, a może
aktywność fizyczna, żeby się
odchudzić, ping-pong dla niewidomych,
który kiedyś tam wymyśliłem, albo
nordic walking, którego
wymyśliłem i tak dalej.
Wiecie, naprawdę trzeba się
aktywizować. Wszystko
wymaga własnej pracy.
No co tu dużo gadać.
Każdemu się nie chce. Mnie też się czasem
nie chce, ale naprawdę wiem,
że jak się wysilę,
to mam nagrodę. Jak się nie wysilę,
mam stratę. I nie będzie
innych zasad na tej planecie
chyba nigdy, tak? Nawet nie na tej
planecie, no w tym układzie materialnym.
Żyjemy w materii, która ma określone
zasady i tego nie zmienimy.
To w takim razie teraz
porozmawiajmy o tym,
co czeka nas już w tym
roku, a czekają nas
dwa wydarzenia. Przede wszystkim
znana już marka,
o której myślę, że
wiele osób doskonale wie i doskonale
ją kojarzy, czyli Recha for the
Blind in Poland. W tym roku kolejna
odsłona. Proszę Państwa,
więc tak. W tym roku
kolejna odsłona i tak się składa,
że w tym roku,
jak do tej pory, to najtrudniej
nam ją realizować.
A dlaczego?
A dlatego, że z dofinansowaniami
np. Państwowego Funduszu Rehabilitacji
Osób Nieprawosprawnych nie jest prosto.
A nawet, bym powiedział,
jest dosyć okropnie.
No proszę Państwa, jest dzisiaj
6 kwietnia, dobrze mówię?
Zgadza się. A Recha
for the Blind in Poland,
centralna jej
uroczystość i zajęcia
i spotkanie wielowątkowe
jest 22 maja
do 25 maja.
Ono jest już organizowane.
Ale Fundacja
ma jedynie wiadomość,
że dofinansowanie będzie.
Tyle tylko, że
jest kwiecień, a my nie mamy nic. Nie mamy
podpisanej umowy, nie mamy ani grosza.
I znowu jest to tak,
że muszę szukać
sponsora w Altixie,
bo taka jest jego rola zresztą,
jako założyciela fundacji.
No ale tylko, że to jednak
jest i trudne, no i niewystarczające.
Więc naprawdę
tak się, wiecie, złoszczę,
że to tak nie powinno być.
Ale wiecie, to też
jest tak co roku. Tylko, że w tym roku
bardziej nas to dotyka.
Co roku jest tak. Czy to, wiecie,
za tej władzy, czy poprzedniej władzy,
no naprawdę jest to trudność apolityczna.
No więc jest taki
kłopot. Organizujemy się jednak
mimo to, żeby to było jak najciekawiej.
Recha więc będzie tak.
Centralna recha będzie od
22 maja, czyli od poniedziałku.
Z każdego
województwa, z 15 województw
poza Morzowszym, przyjeżdża do Warszawy
przyjeżdżają 44 osoby,
z czego 36
osób naszych beneficjentów,
czyli niewidomych i niedowidzących. No i ośmioro
osób towarzyszących.
Można przyjechać pociągiem
lub autokarem. Trzeba się zapisać w
Wojewódzkim Biurze Regionalnym Fundacji
Szansę dla Niewidomych.
Następna rzecz. Z Mazowsza ma
przybyć do nas, z Mazowsza,
nie z Warszawy, panie Michale, no z Warszawy
również, ale z Mazowsza całego 100 osób,
z czego
18 osób
towarzyszących, a reszta
beneficjentów.
No co się będzie odbywało?
Będziemy korzystali z tej drugiej konferencji,
która odbywa się równolegle.
Mianowicie International Mobility Conference
to jest konferencja,
światowe spotkanie naukowców
i nauczycieli, rehabilitantów,
którzy zajmują się rehabilitacją i orientacją
przestrzenną niewidomych i niedowidzących.
Będzie tutaj edycja 18.
Powierzono nam te organizacje.
Poprzednia była w Szwecji, w Göteborgu,
odbyła się na uczelni. Jeszcze poprzednia
odbyła się w Dublinie,
w Irlandii, a poprzednie,
a to w RPA, to w Izraelu, a to w Australii,
a to w Kanadzie. Czyli bardzo światowo.
Światowo, tak.
I my zdobyliśmy to
zadanie właśnie
dzięki RECH-e, bo
ludzie z tego komitetu
IMC przyjechali na RECH-e
kilka razy i oglądali, że świetnie.
No i uwierzyli, że my naprawdę zrobimy
świetną imprezę. No bo wiecie,
Polacy, pracowici, Polacy ambitni,
ho, ho, ho, no i
powierzyli nam to.
Mieliśmy rekomendacje różnych instytucji
i władz, i uczelni,
i stowarzyszeń, wielu.
Dostaliśmy to. Mieliśmy również
obietnice dofinansowania, z których
wyniknęło niewiele.
Pomaga nam miasto stołeczne
Warszawa, ale na przykład
odmówił nam PFRON.
No to bym powiedział
bez łaski, chociaż jesteśmy
urażeni, bo jednak naprawdę
mieliśmy konkretne obietnice.
Uczestnictwo
w tym IMC jest
płatne, jak na każdej konferencji
naukowej, to jest 500 euro
dla tych osób z zagranicy.
Duża kwota. Jak ktoś jest
studentem, to chyba 300 euro.
Jak ktoś chce być uczestnikiem
online, to chyba 250 euro
i takie tam, nie pamiętam cennika.
No i teraz tak,
ta IMC łączy się
z konferencją RECHA w ten sposób,
że uczestnicy RECHA
będą przysłuchiwali się tym
wykładom, które będą właśnie
wygłaszane podczas IMC.
Ta konferencja jest naukowa
i konferencja jest po angielsku
i jest tłumaczona w całości
na język polski, a niektóre
wykłady najważniejsze
na języki
niemiecki, francuski,
arabski i hebrajski.
Tu od razu to pytam, jak rozumiem
uczestnicy RECHA nie będą musieli
płacić za słuchanie tych wykładów?
Uczestnicy RECHA nie płacą
za te wykłady nic. Oprócz tego,
że niektórzy uczestnicy
RECHA mogą być uczestnikami
IMC na salach Centrum Nauki
Kopernik.
Wtedy mają
wpłacać na rzecz
Fundacji 400 zł,
ale to jest nie 500 euro,
bo 500 euro, panie Michale,
to jest gdzieś 2400 zł.
Tak, coś koło tego.
Taka wpłata jest taka.
Jednak uczestnictwo
na RECHA jest
bezpłatne, dlatego
że PFRON tutaj nam
dofinansuje, ale jeszcze nie mamy tej umowy
i noclegi w Warszawie
od poniedziałku do czwartku
i posiłki
i różne atrakcje.
To jest za darmo.
Natomiast, gdy chodzi o uczestnictwo
w IMC, jest przez PFRON
niedofinansowane i wtedy mamy.
W poniedziałek do IMC
odbędzie się Welcome Reception.
W godzinie
od 17.00
jest stacja o 18.00 uroczystości otwarcia,
potem jest kolacja uroczysta.
We wtorek są panele dyskusyjne
w pięciu blokach panelowych
od godziny 9.00 rano.
Pięć bloków panelowych, a w każdym
8-10 referatów
i warsztaty, takie bardziej
zajęcia z ćwiczeniami.
Wieczorem odbywa się
spotkanie Suterko-Cory Award,
nagroda imienia
Suterki-Cory,
czy Coriego, może tak powinienem powiedzieć.
W Zamku Królewskim
w Warszawie, bardzo droga impreza
i bardzo elitarna.
Uczestnicy IMC tam będą mogli być
w ramach swojej opłaty,
a więc i tych 400 zł.
Następnie w środę jest wyjazd
do Lasek, taka wizyta studyjna.
Wieczorem, czy po południu,
warsztaty w Centrum Nauki
Kopernik i w jego otoczeniu.
W czwartek znowu panele dyskusyjne
w pięciu blokach panelowych
i uroczyste zamknięcie obrad.
To taki jest plan
dla konkurencji IMC.
Zgłosiło się już 110 gości
z zagranicy
i osobno rekrutujemy
gości polskich.
Jak Państwo widzą,
goście polscy z Ukrainy
mają opłatę rzędu 400 zł.
Jeszcze jak ktoś z Ukrainy poprosi
o bezpłatny udział, to pewnie się zgodzimy.
Następnie Recha z kolei.
To jest
wydarzenie wielowątkowe,
czyli najbardziej popularne
jest to spotkanie finalne
i centralne w Warszawie.
To odbędzie właśnie od poniedziałku
22 maja. Zaczyna się
o 13 godzinie w okresie otwarcia
rozdanie tytułów,
wręczenie tytułów
idola, idola środowiska
w kilku kategoriach,
to jest idol krajowy,
po odbyciu konkursów regionalnych
i jeszcze nagroda dla idola środowego,
że on najpierw wygrał
Nepalczyk niewidomy, a potem
jakiś niewidomy Kuwejtyczyk.
To głosuje cały świat
i Polacy się nie przebili
z tym głosowaniem. Zachęcam, żeby głosować
na polskich kandydatów.
Tak.
No i następnie
będą, tak, jak zwykle,
wystawa technologiczna,
wystawa organizacji pożytku publicznego,
dla organizacji bezpłatna,
dla wystawców niebezpłatna.
Następnie wystawa
Świat dotyku i dźwięku, czyli prezentacja
tego właściwie, jak to jest w naszym świecie,
jakieś zabawy dotyczące
słuchu i dotyku.
No potem we wtorek i
w czwartek mamy możliwość
wysłuchiwania tych referatów
po IMC,
ale też niektóre województwa wybierają
inną i wybierają inną aktywność,
jakieś muzea, jakieś sprawdzanie
dostępności, czy w muzeach,
czy w zabytkach, czy
w środkach komunikacji,
na przykład na dworcach,
choćby na lotnisku i tak dalej,
to już tyflospecjaliści, tak zwani
tyflospecjaliści wybierają
razem ze swoimi beneficjentami.
Nagadałem się,
no pokrótce to tak to wygląda.
To w Warszawie,
a jeżeli chodzi o
jakieś lokalne, regionalne
wydarzenia? Właśnie, właśnie, dziękuję,
że Pan to przypomniał. Tak, bo
w każdym województwie odbywają się takie,
można powiedzieć, minikonferencje,
chociaż nazywamy je konferencjami,
też merytoryczne, z kilkoma wystąpieniami
i jakimiś zawodami sportowymi,
i jakimiś też elementami
kulturalnymi, artystycznymi,
a to ktoś zagra na kordonie,
a jakiś zespół zagra i zaśpiewa,
a to ktoś na gitarze, może jazzowo,
a może ktoś robi wystawę obrazów,
to każdy województwo sobie organizuje samo
i to nasze województwa, nasze tyflobunkty
są suwerenne. No i drugi
dzień aktywności w kwestii
recha, to jest integracja, pokazanie się
na mieście, pokazanie się mediom,
w akcji właśnie jesteśmy
razem.
No i cóż. I kiedy to będzie?
To i tego
nie powiem, bo te województwa sobie same
aranżują, jeszcze nie ma planu.
Ale to będzie raczej po
tych wydarzeniach w Warszawie, tak,
niż przed? Na pewno, nie raczej, tylko
na pewno po, dlatego, że
nie pozwalamy, żeby teraz już dekoncentrować
uwagę, skupmy się na tej
centralnej, bo tak to zarządziliśmy,
a tamte będą się odbywały pewnie
na przestrzeni czerwiec, październik.
A tak zapytam z ciekawości,
bo kiedyś, i to powiem szczerze,
takie było
dość mocne skojarzenie, że jak
grudzień, to recha.
A było tak? Tak. Teraz
ta recha i jej termin
mam wrażenie, że trochę lata po kalendarzu.
Czym jest to spowodowane?
No proste, proszę
Państwa. Recha w moim
zamyśle zawsze miała być w miesiącach
ciepłych, bo po co mi moich przyjaciół niewidomych,
niedowidzących ciągać,
jak jest zima, jak jest mróz,
jak jest śnieg i lód na chodnikach.
Więc grudzień wynikał
z tego, że czekaliśmy na dofinansowanie.
Tak jak teraz jest.
Mamy w maju, a ja nie wiem
nic, co będzie z umową
dofinansowaniu, tak.
Mamy rezerwować hotele, mamy
wpłacać pieniądze
na faktury pro forma, nie mamy
grosza, więc pożyczamy pieniądze.
Nie mamy od PFRON-u dofinansowania, a mamy
je mieć. No to pożyczamy
od Altix-u, drodzy Państwo, no bo co mam
robić? No i będziemy wpłacać
hotelom za wstępne
rezerwacje. No więc wtedy
nie było takiej możliwości. Czekaliśmy
na decyzję PFRON-u i proszę
Państwa, była taka recha
w Warszawskiej Kultury i Nauki ileś lat temu,
nie wiem, może
siedem na przykład, a może
sześć, że recha się
była
któregoś tam grudnia,
a umowę
o dofinansowaniu podpisałem
po resze. Podpisałem
jakoś 15-20 grudnia,
słuchajcie, tak było.
No więc te rechy grudniowe wynikały z tego, że
nie było pieniędzy i się czekało
na decyzję. No jak się doczekaliśmy na decyzję, była
recha. Potem, jak
te decyzje trochę przychodziły wcześniej, na przykład
w maju, czerwcu, no to
robiliśmy rechy od kilku lat
w wrześniu. Teraz recha jest w maju
dlatego, że to
determinuje termin
konferencji IMCA, czyli International
Mobility Conference. No i jest w maju
równolegle. Dlaczego równolegle?
Z powodów też finansowych,
bo dzięki temu polscy uczestnicy
mają opłatę 400,
a nie 2400.
Oraz po drugie, że dzięki
temu, ja nie będę organizował
oprócz kilku
osobnych, oprócz kilku
osobnych wystąpień, prelekcji
i zajęć merytorycznych
dla konferencji recha,
dla uczestników recha,
tylko po prostu skorzystając z tego
know-how płynącego do nas z
całego świata. No będziemy rozmawiali
przecież o dostępności
do informacji. To temat, który
postawiłem już w 2017
roku w aplikacji
właśnie z wystąpieniem naszym
o powierzenie nam organizacji
osiemnastej edycji IMC,
wymyśliłem temat
information resulting in
mobility and ability,
czyli informacja, której
rezultatem jest mobilność
i możliwości, tak?
Czyli samodzielność, mobilność,
a potem wynikające z tego
możliwości, ability,
I am able to,
to have a work, i tak dalej.
Więc tak bardzo nam o tym
zależało. No wiecie, no jednak
ja jestem informatykiem, Igor Błosławicz
jest informatykiem, no to
trudno się dziwić, że zrobiliśmy tak,
że
zrobiliśmy tak, że właśnie
to IMC, uwagę IMC
skierować na dostęp do informacji.
No przekonaliśmy ich, że
niewidomy bez informacji,
ale nie tylko takiej, że dowiemy się,
co jest w liście napisane,
że dowiemy się, jak,
co jest w książce, jaki tekst w książce,
ale na przykład dowiemy się,
co jest na ekranie podczas,
znaczy w filmie, na ekranie
filmu, co jest na przykład
w jakimś ogłoszeniu,
co wszyscy widzący widzą
na ulicy,
jak wygląda krajobraz,
jak wyglądają
nasi bliscy, i tak dalej.
To jest naprawdę bardzo duża dziedzina,
która nie sprowadza się
jedynie do technologii typu
Brajowski monitor, tak?
No więc
to chyba
wyjaśniłem, tak?
Myślę, że tak. Właśnie widzę, że mamy
słuchacza na linii, który przynajmniej
próbuje się do nas połączyć.
Miejmy nadzieję, że to się uda.
Mamy Sławomira
na linii, tylko na razie
nie podłączył się
do naszego systemu audio.
Miejmy nadzieję, że zrobi
to za moment. Ja w międzyczasie,
żeby nie zaczynać też
nowego tematu i nie przerywać
go gdzieś tam w trakcie, przypomnę o naszych
metodach kontaktowych. tyflopodcast.net
ukośnik zoom. Tu głosowo
i właśnie z tej opcji
korzysta nasz słuchacz.
kontakt.tyflopodcast.net
Tu możecie pisać. Możecie też
pisać na YouTubie. Możecie
też pisać do nas na
Facebooku. Tu na Facebooku
mamy komentarz od
Moniki, która napisała do nas, że
bardzo ciekawa audycja i nas
pozdrawia. Pozdrawiamy również.
Łukasz tu jeszcze
napisał kilka
wypowiedzi odnośnie
pracy.
Już sobie
otwieram te
wypowiedzi i te komentarze Łukasza.
Mam pracę, ale wielu znajomych
nie ma i to smutne.
Ja nie jestem roszczeniowy, ale
ja w pracy nie mam takich
możliwości jak osoby
widzące co do pracy. W sensie, jeżeli straci
Łukasz tę pracę,
żeby pozyskać nową.
To taki jeszcze komentarz.
No i
nasz słuchacz chyba niestety
ma jakiś problem
z dźwiękiem, więc trudno.
Panie Michale, jak chodzi
o pracę, powiedzmy sobie szczerze,
bo ja jestem człowiekiem
nawet przesadnie otwartym, za co
czasem jestem bity, ale ja tak lubię
i wolę być bity i nadal otwarty.
Więc tak, jak my
szukamy kandydata do pracy,
jako fundacja, nie mówiąc o firmie
i zostawmy już nazwę tej firmy, bo za dużo
to naprawdę nie zdrowo, więc
gdy chodzi o naszą fundację, to my
mamy problemy w zatrudnieniu.
Mamy problemy w
znalezieniu kandydata
niewidomego i źle widzącego,
który potrafi wykonać
robotę. Jest z tym problem.
I naprawdę teraz
szukamy przecież. Niedawno szukaliśmy
kandydata w Krakowie, no i
znaleźliśmy właśnie, ale łatwo nam nie było.
Właśnie znaleźliśmy, od 1 kwietnia
mamy nową współpracowniczkę,
naprawdę, która
naprawdę, wygląda ta
sprawa bardzo pozytywnie i zobaczymy, jak to się
rozwinie, tak? Szukaliśmy w
Bydgoszczy, nie znaleźliśmy.
Naprawdę.
No gdzie jeszcze tam szukaliśmy?
We Wrocławiu szukaliśmy, pół roku.
No moi drodzy, tak to jest.
Proszę bardzo, zgłaszajcie się
do nas. Ja na przykład
dostaję państwowe odznaczenia i to naprawdę
ważne za umiejętność
zatrudniania osób niewidomych.
I to nie pracują fikcyjnie
albo półfikcyjnie,
tylko naprawdę charujemy.
Charujemy oczywiście bez przesady,
8 godzin i tak dalej, czy 7 godzin.
No ja się poddaję temu obowiązkowi
prawnemu, że 7 godzin, chociaż nie lubię
tego akurat. Bo uważam, jak ktoś jest
zdrowy i sprawny, to wcale nie ma powodu,
żeby pracował mniej niż widzący.
Nie mówiąc o tym, pani Michale,
uważam, że każdy niewidomy ma trzecie oko,
który jest widzący. To już pana chyba
wyjaśniałem. Drodzy Państwo,
więc naprawdę zapraszam
do kontaktu, jesteśmy otwarci,
pomagamy. Ja zatrudniałem
wielu niewidomych i słowowidzących,
bardzo to lubiłem,
tylko czasami się nie udawało.
Ale jeszcze więcej osób
skierowałem do pracy gdzieś tam
po naszych tych projektach i tak dalej.
No naprawdę, to są setki osób.
Promowałem jakieś osoby i tak dalej,
które poznawałem,
miałem zaufanie, że potrafią.
I to da się robić.
Ja zachęcam, żebyście wy
szukali pracy i aktywnie i do nas
się zgłaszali, ale że ci, którzy
z kolei mają pracę i radzą sobie w życiu,
żeby z kolei chcieli pomagać
innym. Bo naprawdę
wzajemne ciągnięcie do góry
to jest bardzo ważna
umiejętność i bardzo ważna
przysługa,
ważne osiągnięcie.
Jak mi się udawało
znaleźć w pracy komuś niewidomemu,
no to słuchajcie, to ja po prostu byłem
dumny jak paw. Taka jest prawda.
Bo to wiecie, no naprawdę
zrobić komuś, załatwić komuś taką
sprawę, to naprawdę
można pójść na kolację, słuchajcie,
i zrobić sobie drinka
i się cieszyć z życia, że coś
się zrobiło, że komuś się
było potrzebne.
Na tym trochę, panie Michale,
powiem, pan wybaczy,
że ja mam,
panie Michale, relacje ze strony
części środowiska.
Nie będę wymieniał
nazw, list dyskusyjnych
czy jakichś platform i tak dalej.
Mam relacje, proszę państwa, jak ja
czytam, jaka to jest moja
fundacja, również firma,
ale również ja sam i moi przyjaciele.
Jak ja czytam te anonse,
słuchajcie, to po prostu,
nie mówiąc o tym, że chory jestem
od tego czytania, to też się
na głowę łapie, słuchajcie.
Ja zawsze, jak tylko słyszę
o jakiejś opozycji, że coś tam
się nie podoba w naszych działaniach, to mówię,
jadę do was, słuchajcie, zorganizujcie
spotkanie z tymi, którzy zauważyli jakąś
nieprawidłowość. Jadę do was,
spotykam się, gadamy, kłócimy się
i znajdujemy rozwiązania.
I wiecie, w ciągu
trzydziestu paru lat mojej działalności
w firmie i fundacji
nie udało się zgromadzić
tych ludzi, żeby przyszli, powiedzieli
swoje, wywalili na wierzch
i żebym albo
usłyszał prawdę o błędach,
albo wyjaśnił, że to jest nieprawda.
Nie miałem takiej okazji, panie Michale.
Można sobie wejść tu i tam
sobie poczytać, naprawdę są
pomyje. I szkoda, bo
my jesteśmy tacy, jak państwo
teraz słyszą. A jak chcecie się przekonać,
przyjdźcie. Zawsze
wiecie, przykład
prosty, na przykład
tworzyłem, zaproponowałem
tworzyłem i pilnowałem internetowo
i finansowo dialog niewidomich
razem, w którym oddałem
pełną władzę organizacjom,
żeby nie było tak, że o, Kalbarczyk stworzył,
to Kalbarczyk rządzi. Nic takiego.
Żeby była platforma porozumienia,
żebyśmy wygrywali dla niewidomych
jak najwięcej, bo po to to jest.
Po to jest fundacja. Przerwę panu, bo udało nam się
w końcu połączyć z naszym słuchaczem.
Jest z nami Sławomir, witamy.
Witam.
Sławek Pies mówi, czy słychać mnie?
Słychać cię głośno i wyraźnie.
Sławek Piec, po prostu proszę państwa, ja wymiękam.
Sławek Piec, rany boskie, Sławek,
ty mi dadasz takie pytanie, że ja wymięknę.
Nie, takich
kilka
kilka spraw tak polemicznie,
bo tam my z Markiem
jesteśmy lacy, więc sobie pozwolę
powiedzieć
jedna rzecz,
o której wspomniałeś, mianowicie
to jak bardzo niebezpiecznie
jest na mieście,
bo ty już na pewno, Marek, dobrze pamiętasz
komunę i za komunę myśmy
w ogóle, naszym marzeniem było to,
żeby się jak najszybciej z lasek
uwolnić i
w ósmej klasie mieliśmy kurs orientacji,
zresztą z Jacekiem Kwapiszem,
ze Zbyszkiem Jędrzmykiem i tak dalej
i tak dalej
i chcieliśmy za wszelką cenę
się wyrwać do ogólniaka.
Ja w ogólniaku, jako osoba całkowicie
niewidoma jeździłem po całym kraju,
a mając 21 lat byłem już w Ameryce.
Więc nie ma co tych ludzi
tak
trzymać na uwięzi. Po prostu
im szybciej się zaszczepią
na życie, tym lepiej
dla nich. Im szybciej dostaną
zimny prysznic, tym lepiej dla nich.
Uważam, że jeżeli
na przykład ktoś przekroczy 18
rok życia i wyjdzie na ulicę sam,
to co to zmienia w jego bezpieczeństwie?
Coś to zmienia? Nic nie zmienia.
To jest dokładnie ten sam człowiek
i przecież pamiętam
dobrze, że w Laskach jak byliśmy, to
już osoby
w liceum, które przeszły kurs orientacji,
po podpisaniu
się w takim specjalnym dzienniku,
kiedy
wychodzą i gdzie jadą i kiedy wrócą,
mogły spokojnie pojechać samodzielnie
do Warszawy, co dla nas było po prostu czymś
niesamowitym, czymś bardzo
nobilitującym, czymś, co
rzeczywiście
potwierdza naszą
samodzielność. To było coś wspaniałego.
To było dla wielu tych młodych ludzi
ogromnym wydarzeniem.
Więc tutaj się nie zgadzam.
To znaczy bezpieczeństwo,
no to co my mamy zrobić?
Płoty wzdłuż ulicy? Wszędzie mamy
zrobić prowadnice? Mamy oszklić
perony? Mamy oszklić
te przystanki
tramwajowe? No bez przesady.
Nie można w ten sposób. My musimy
się przystosować do
świata w dużej mierze, a nie
świat do nas i tak nigdy nie będzie
słychać mnie, tak?
Tak, cały czas.
Więc to jest jedna rzecz. Druga
sprawa, kwestia nauki.
Sławku, a może lepiej
jedno zdanie,
komentarze, żeby to zamknąć temat.
Przecież ja wiem,
jaki ty jesteś dzielny i już wychwalałem
tych, którzy właśnie są tacy.
Na szczęście takich jest coraz więcej.
Wiesz, różnica między nami
chyba właściwie jest
niewielka, bo ja jedynie
protestuję przeciw temu,
że ucząc niewidomego orientacji
przestrzennej
nauczyciel
tej, no nauczyciel
mówi, że jest w ogóle fajnie,
że jest luzik, że jest łatwo, że dasz radę,
tak wiesz, tak już bezkrytycznie.
Nie, na pewno Sławek
jest tak, jak powiedziałeś,
ale z dodatkiem, że naprawdę jest niebezpiecznie.
Oraz po drugie, Sławek,
niewiele trzeba zrobić,
żeby otoczenie było dostępne dla niewidomych,
bo nie jest tak, wiesz, żeby wszystko tam przebudować,
bo niewidomy niewiele
potrzebuje wskazówek, żeby sobie poradzić,
a ich brakuje. No po prostu
trzeba trochę więcej mądrości, no nie zmienimy
peronów i tak dalej, ale naprawdę
niewiele trzeba zrobić, żeby było ok.
Ty wiesz, a to jakieś małe,
są krawędżniki, są różne punkty
orientacyjne i tak dalej, no nie trzeba
robić tak, żeby kosz na śmieci
był na środku chodnika, no.
To niewiele trzeba zrobić.
Nie trzeba, wiecie, wiele zrobić,
żeby jak pójdę do toaletu dla niepełnosprawnych,
to, to wiecie,
to papier do
wytarcia rąk po umyciu
mam na lewej ścianie,
a kosz to mam akurat na
prawej ścianie.
No wiecie, nie trzeba wiele, Sławek,
niewiele trzeba pomagać.
To są niewielkie ruchy, tylko trzeba mieć świadomość,
trzeba to opisać i powiedzieć.
No kochani moi, no nie trzeba robić
idiotycznie. Jak się, Sławek,
będzie budowało przestrzeń regularnie,
regularnie, przemyślnie,
to niewidomy sobie będzie łatwiej radził.
Tak, ale pewnych rzeczy i tak nie
jesteś w stanie przewidzieć, no i po to
są nam dane te techniki
białej laski, żeby z niej,
żeby z niej korzystać
i po to są kursy orientacji
i ci nauczyciele, żeby po prostu
bardzo dobrze nas z tymi
technikami obeznawać. Sławek, bo to jest ciekawy temat,
więc ja znowu jeszcze wtrącę, że
Sławek, nic nie stoi na przeszkodzie
wymagać od firm,
od sprzedawców, od sklepów,
że jak jesteś w centrum
handlowym, to żeby jednak było
to oprzyrządowane choćby w bikony
i żebyś się dowiedywał,
że mijasz rezerw, ok?
Albo CCC,
albo ECO,
albo inne,
wiesz, sklepy, tak? Więc wiesz,
no technologia to umożliwia i to, Sławek,
jest niedrogie, no. Znaczy tutaj
to też jest pytanie,
bo ponieważ te galerie są
tak olbrzymie i tak samo jak na przykład
niektóre urzędy
czy ratusze są też tak wielkie,
czy nie prościej
jest jednak po prostu skorzystać z
czyjejś pomocy i dojdziesz do tego pokoju
po prostu w kilka sekund,
a niżeli masz się błąkać po korytarzu,
szukać albo, nie wiem, macać drzwi
z tabliczkami brailowskimi, co jest
futeczną sensem.
Także, no ja się w każdym razie
tak nauczyłem, tak się wychowałem
i czasami mi jest tak trochę śmieszne, jak ludzie
wystają z tych rzeczy.
Ja zadam jedno pytanie, ja po prostu idę
i już.
Sławciu, a jak masz osoby niewidomą,
która akurat ma kłopoty
komunikacyjne, no wiesz,
różni są ludzie, wiesz, musimy być
otwarci na różnorodność. Kiedyś tam
podczas jednego z posiedzeń
tej Krajowej Komisji,
nie Komisji, Krajowej Rady Konsultacyjnej
do spraw niepełnosprawnych osób
powiedziałem się, że no trzeba
przygotowywać świat dla każdego
indywidualnie.
To jest utopia,
tego się nie da zrobić po prostu,
bo się nie da. No to równie dobrze musielibyśmy
przygotowywać, nie wiem,
świat dla osoby, która tylko
porusza głową i żeby
teraz dla niej przystosować urzędy i wszystko.
To jakby to nie w tym
rzecz, ale następna rzecz, którą chciałem poruszyć,
mianowicie kwestię nauki.
Tam powiedziałeś, że
osoby niewidome często się
nie uczą, że olewają temat
a z kolei ci wykładowcy
też im specjalnie nie zależy,
bo tam stawiają trojeczkę, żeby po prostu
przepchnąć do następnej,
znaczy no dalej przepchnąć,
tak, no w przypadku studiów, no to żeby
to jakoś tam szło.
Żeby ta osoba niepełnosprawna, może nie wiem,
czy nie czuła pokrzywdzone, czy tam.
Otóż nawet jeżeli ktoś się
bardzo stara, jeżeli jest wzorowym
studentem,
no to niestety, no ale
potem po studiach, kiedy on już
wychodzi z uczelni,
no to czeka go bardzo, bardzo
zimny prysznic, no i w efekcie albo ląduje
w fundacji, albo jest aktywistą, albo
działaczem,
albo
no albo się styka po prostu
z brutalnym, brutalnym
rynkiem pracy.
Ja oczywiście jestem za tym,
żeby każdy z nas walczył
i robił tyle,
ile może,
bo to też jest kwestia naszej osobowości, tak,
na ile my jesteśmy w stanie zawalczyć
o siebie, natomiast
nie oszukujmy się,
tak jak wspomniałem kiedyś na występie,
kiedy dostałem superidola,
za co też bardzo dziękuję fundacji,
że
dużo mówimy o dostępności, a bardzo mało
o wydajności, a ona jest bardzo niska,
20%, 30%.
I teraz ja tak samo się z tym zmagam,
działając
na otwartym rynku, kiedy
ja doskonale wiem, że ja nie mogę sobie
po prostu pracować w wozie transmisyjnym,
że nie mogę sobie pójść do jakiegokolwiek studia,
nie wiem,
nagłaśniać
jakieś potężne koncerty,
po prostu to nie jest dla mnie, ja muszę sobie znaleźć jakąś
niszę, muszę znaleźć sobie sam odpowiedź,
jak ja mam w ogóle w tym wszystkim
się znaleźć. No, póki co
znalazłem i uważam,
że jest to zawód bardzo
dostępny dla osób, które nie widzą,
natomiast
no niestety,
no jest to bardzo,
jak to powiedzieć, no, bez dofinansowania
rzeczywiście, to ja sobie tego
nie wyobrażam, a z kolei dofinansowanie,
no to jest sztuczne kreowanie rynku
i takie, no,
bo to jest tak jak parytet,
i
nie wiem, nie wiem, jakie jest z tego wyjście.
Ty też wspomniałeś
o tym, że Europa się bawi,
no dobrze,
ale Europa ma te zabezpieczenia,
tak, a gdyby w Europie
na przykład, nie wiem, rządzili
ludzie typu, tak jak Konfederacja,
no to byś miał, podejrzewam, drugą Brazylię,
tak, na pewno byś nie działał w fundacji,
nie byłoby dofinansowania,
no, o zgrozą, aż strach się bać,
tak, jakby doszli do władzy
darwiniści społeczni, prawda?
No wiesz, Sławek, to ty dobrze wiesz,
że, i zawsze tak mówisz,
no trzeba,
wiesz, znaleźć, wiesz, jakąś
rozsądną, rozsądny kompromis,
tak, no nie może być tak
przesadnie w jedną czy w drugą stronę,
no nie może być tak, że będą się bawili,
a też nie może być tak, że
że żadnej pomocy społecznej
nie będzie, no na przykład wolny rynek,
no wolny rynek i bezwzględna konkurencja
powinna być wśród silnych graczy
na rynku, żeby jakoś, że
tak powiem, wybrać najlepsze
i nie najdroższe, albo najtańsze
rozwiązania, ale najlepsze, a nie tylko
najtańsze, tak, natomiast no na przykład
wolny rynek w sytuacji, kiedy
brakuje konkurencji,
no to jest fikcja jakaś, tak, i
no zawsze trzeba dążyć do kompromisu,
który trudno osiągnąć i trudno go zgadnąć,
gdzie on jest, gdzie jest ten punkt wyważenia,
ale po prostu trzeba do tego dążyć.
Ja też nawet myślałem ostatnio
o czymś takim, nie wiem,
czy się tam ze mną zgodzicie, może nie,
ale jeśli chodzi na przykład
o próbę
zdobycia jakiejś pracy,
to żeby na przykład
w fundacjach
była
tego rodzaju pomoc,
że ten niewidomy,
który składa CV,
żeby on
nie musiał się
jakby twarzą w twarz spotykać
z pracodawcą jako pierwszy,
tylko jeżeli
na przykład w swoim CV
wykaże odpowiednią,
odpowiednie kompetencje
i okaże się, że jest
zainteresowanie tą osobą, to w jego
imieniu
spotyka się z pracodawcą
ktoś, kto
no jakby przygotowuje go
tak, na
spotkanie z tą osobą
niepełnosprawną.
Żeby ten pracodawca nie doznał szoku, tak?
Tak, tak, tak. Mi się wydaje, że jest
coś powyżej.
Ja wiem na przykład, jak do mnie ludzie
do studia przychodzą,
jaki to jest dla nich często szok
i jak na przykład wychodzą z samochodu
i są bardzo ladośni,
a potem jak ja otwieram drzwi, to nagle zapada
charakterystyczna cisza, tak? I oni teraz nie wiedzą,
czy oni się mają wycofać, uciekać, co oni mają
właściwie w tej sytuacji robić, nie?
Więc ja szybko ich zapraszam do reżyserki,
mam od razu otwartą sesję
i mówię, słuchajcie, to brzmi tak, pomnik się brzmi tak.
No to od razu wszystkie lody pękają,
tak? Ale widzę, jaki to jest
szok i może
rzeczywiście tego rodzaju,
nie wiem jak nazwać może, taki asystent
czy ktoś, kto mógłby
przełamać
pewne takie, no
ten
społeczny…
Taka instytucja istnieje,
są to doradcy zawodowi,
w naszym projekcie
chociażby tak jest właśnie, że
ktoś właśnie wprowadza niewidomego
do pracy, czyli spotyka się
i informuje,
instruuje, także to po pierwsze, ale po drugie,
no przesadzić z tym też nie można,
bo wiesz, żeby nie było tak, że w końcu
niewidomy dostanie pracę, a szok
nastąpi później. Rzecz w tym, żeby nie było tego
szoku. Prawda.
To znaczy, to nawet podejrzewam, że w ten sposób
ciężko by było to zrealizować
z innego powodu
i to jest rzecz kolejna,
którą akurat,
z którą ja się spotkałem
z własnego doświadczenia.
Nawet jeżeli
jest chęć zatrudnienia,
nawet jeżeli jest chęć
pracy,
w obu stronach, to problemem
też stanowią
i problemem też są różnego rodzaju
narzędzia, w których używa się
w dzisiejszych czasach.
To jest niestety duży problem
i w każdej pracy
naprawdę
można mówić o bardzo dużym szczęściu,
jeżeli ten zestaw
narzędzi możemy sobie dobrać
jak tylko chcemy.
Ja mogę sobie dobrać
zestaw narzędzi taki, jakie chcę,
bylebym ja tę pracę wykonał.
W jakimś takim bardziej sformalizowanym
środowisku jakiejś większej firmy,
korporacji, czy nawet średniej
wielkości przedsiębiorstwa. Problem jest taki,
że, dajmy na to, ten niewidomy
miałby wykształcenie księgowe.
Załóżmy, nie znam
akurat
niewidomego księgowego,
ale przypuśćmy, że ktoś taki
jest, że ogarnia
wszystkie kwestie związane z rachunkowością
i teraz chcemy go
zatrudnić. Problemem jest
niestety system księgowy,
który, no ja powiem
szczerze, kilka już w życiu widziałem,
bo w kilku
przypadkach próbowałem świadczyć pomoc
techniczną tego typu
rozwiązaniom, ale niestety
no to, co musiałem
tam zrobić, to zrobiłem z wielkim
bólem, ale gdybym miał
na tym systemie
jednym, drugim, trzecim pracować, to
po prostu ja nie byłbym w stanie
wykonywać takich codziennych czynności.
I niestety tego typu rzeczy jest dużo.
Oczywiście i to w każdej branży,
a zwłaszcza no takich, gdzie
w grę wchodzą właśnie czy to programy, czy komputery,
tak jak też tutaj
w mojej dziedzinie, a
no tak podobnie przecież jest z programistami,
tak, że są narzędzia niedostępne
z racji tego, że na przykład
nie obsługuje ich
screen reader,
no albo z jakichś innych
powodów po prostu nie jesteśmy w stanie tego.
I w bliskiej mi bardzo branży radiowej
tak naprawdę, większość stacji radiowych
w Polsce pracuje na oprogramowaniu,
które nie jest kompletnie dostępne.
Na świecie jest tak naprawdę jedno
oprogramowanie,
z którego ja korzystam i o którym mogę
powiedzieć, że jest w pełni dostępne dla osoby
niewidomej i dzięki temu jestem w stanie
w zbliżony,
jeżeli chodzi o efektywność
do osoby widzącej, sposób
to wszystko realizować, mówię zbliżony,
bo wiadomo, że pewne rzeczy i tak zawsze uciekają.
No i też jest kwestia
tempa działania, prawda?
Jak to wszystko
jednak osoba widząca po prostu robi
o wiele szybciej.
Panowie, drodzy,
panie Michale,
panie przyjacielu Sławku,
będziemy musieli dążyć do
kropki, bo
pięknie się rozgadaliśmy.
Dziwię się, dlaczego po raz pierwszy się spotykamy.
Gadułą jestem
takim jak Sławek i Michał,
więc cudowne grono.
Uwielbiam, jak
spotykam ludzi właśnie tak
komunikatywnych, którzy mają dużo do
powiedzenia, chcą, potrafią
powiedzieć, mają życiowe
doświadczenie, bo wiecie, to jest wielki skarb
dla innych. To prawda.
To, co wy mówicie, a przecież
dokładnie chodzi o to, żeby
tę różnorodność wypowiadać
i dyskutować i
rozważać, kto ma rację, ja czy on,
ja czy oni.
To jest ważne, bo z tego
wynika jakiś rozwój, tak?
Ja dzisiaj się czegoś dowiedziałem od was,
pewnie i wy ode mnie i bardzo
za tę możliwość dziękuję.
Spotykam się, wiecie,
mam dużo spotkań autorskich i
wtedy, wiecie, mam niebywałe
przyjemności. To wynika z moich książek z kolei.
Tak, to książek. Ja to nazywam je książeczkami,
bo
tak, nie wiem, czy one
są takie, żeby zasługiwały na
taką nazwę
nobilizowaną jak książki. No więc,
te moje książeczki mnie bardzo cieszą,
bo bawię się przy tym pięknie.
Relacjonuję to, co wiem,
to, co chciałbym
przekazać innym, jakie dobro
bym chciał im ofiarować. No i
tyle tam mam, jak więcej nie mam, to trudno.
Zawsze człowiek powinien robić tyle, ile ma,
więcej nie da rady. Tak jak w lewkiej atletyce.
No, skoczy
8-15 i tyle.
Jest to rynek życiowy, więcej nie skoczy
i niech się tam nie stresuje.
Niech skoczy tyle, ile się należy i pa, pa.
Tak samo, co wszystkim w życiu.
Więc przekazuję tyle dobra, ile potrafię.
Pobieram od życia
tyle dobra, ile mi dają.
Nie mam postawy roszczeniowej, chociaż
oczywiście mam życzenia i marzenia
i prośby. No tak po ludzku,
wiecie.
Ludzka postawa, czyli taka
w moim przypadku chrześcijańska postawa, po prostu
jest jedyna słuszna. No nie ma innej rady.
Jesteśmy, jacy jesteśmy. Mamy swoje
niewidome życie, no to cóż zmienimy.
Trochę chcemy poprawiać, trochę
grzecznie postulować,
poprosić, no zróbcie, ej, kochani
widzący, zróbcie coś dla nas.
Niech metro, niech samolot,
niech tramwaj, niech
sklep, niech, nie wiem, czy tam urząd
będą dostępne, bo my też
chcemy żyć. Też czasem chcemy
sami być, sami sobie
poradzić. Nie może być tak, że
niewidomy to jest zależny od swojej żony
widzącej albo niewidoma
od swojego widzącego męża
albo od dzieci, albo od rodziców. Wszystko już
zresztą jedno. Musi być tak,
żebyśmy byli, żebyśmy
sami siebie mieli okazję
szanować, żebyśmy się sami
powiedzieli sobie
dajemy radę, jesteśmy
potrzebni komuś, możemy być
z życia zadowoleni, jeszcze coś mamy
do zrobienia. Na koniec, proszę państwa,
bo będę musiał uciekać, powiem, że
Fundacja Sąsudów Niewidomych
przekształcała się nieraz. Ona
się rozrastała,
chyba nigdy się nie zwijała,
ale na pewno się jakoś tam zmieniała
pod wpływem otoczenia.
To tak naprawdę beneficjenci,
czyli niewidomy, niedowidzący
i jacyś widzący, którzy z nami współpracują,
czy z nami jakoś współdziałają,
nam mówią, no ważne jest to, a to.
Wy mówicie, panowie, co jest ważne.
Teraz pan Sławek,
poprzednio pan Dariusz, to wy
mówicie, co jest potrzebne.
Fundacje i inne organizacje nie są potrzebne,
żeby swoje widzimi się realizowały,
bo to było bez sensu, nikt by ich tam nie
szanował. Więc Fundacja
pod wpływem tych różnych oczekiwań,
ale też pod wpływem tego, co w nas
krwi od dawna. Przecież mamy
help, jesteśmy razem, moi drodzy.
Ten konkurs,
którym ja dofinansowuję,
jestem lepszy od i tak dalej.
To są nasze idee takie bardziej,
że tak powiem, obszerne
niż sama problematyka
naszego środowiska.
Być razem, współpracować,
pomagać jednym drugim,
rozumieć innych, tolerować inność.
Przypogląd, na który się ma,
bo jeden ma prawo być ateistą,
drugi człowiekiem religijnym, ktoś tam
może być politycznie lewicowy,
ktoś prawicowy, a przecież nie mamy
się pozabijać tutaj. Mamy się
spotkać, pogadać, jeden mówi swoje,
drugi mówi swoje i każdy z nich powinien być
zainteresowany. Rane boskie, fajnie.
On o świecie i o życiu myśli
w inny sposób niż ja.
To jest interesujące.
Ma rację, nie ma, a może nie jest tak,
że to jest zero jedynkowe, tylko
na przykład jedna trzecia do dwóch trzecich,
a może jedna dziesiąta do dziewięciu
dziesiątych. To jest coś ciekawego i w kontekście
tychże rzeczy, tych idei,
Fundacja Nasza powoli
od początku roku zmierza
w stronę zmiany nazwy na
Fundacja Szansa Jesteśmy Razem,
żeby pokazać, że niewidomi
chcą być razem. Nie ma
innego wyjścia. Chcemy być razem
nie tylko w swoim środowisku,
chcemy być razem z pełnosprawnymi,
chcemy być razem z społeczeństwem, z władzami,
z lewicowymi, z prawicowymi,
z religijnymi, z niereligijnymi,
z mądrzymi, z głupszymi.
Chcemy być razem ci ze wschodu
i zachodu, ci z Nadwisły
i tamci z Nadodry. Zrozumiem
co? To przecież jest takie proste.
Oczywiście niewiele zrobimy, bo to jest mała
fundacja i parę dziesiąt osób
plus tysiące jakichś tam
naszych beneficjentów, ale jednak
to jest jakaś cegiełka.
I wiecie, i warto to robić,
bo wiecie, celem głównym jest tak,
coś pomóc i kiedyś tam
w przyszłości powiedzieć sobie
ciekawie żyłem, coś zrobiłem,
to co jakiś tam
Bóg, czy nie Bóg, dał mi
talenty, to wykorzystałem
i ktoś mi za to podziękował.
Panie Michale, będę musiał uciekać, bo
moja żona w końcu się zdenerwuje,
że jeszcze nie jadłem kolacji.
A kolacje to… To rzeczywiście to jest
myślę, że ważna
kwestia. Posiłek wieczorem to
oczywiście jak najbardziej.
To jeszcze
pytanie Sławku do
ciebie, bo tu mamy pytanie od
naszego słuchacza Łukasza.
Gdzie można jakieś informacje
uzyskać o twoim studiu?
Można w
internecie.
Można też w internecie się ze mną
skontaktować przez moją stronę facebookową.
Jest tam też
numer telefonu, który nie jest żadną tajemnicą.
No i też
oczywiście można wejść na
moją stronę
piecberg.com
od mojego nazwiska.
Piecberg, czyli piecberg.com
Tak się
strona nazywa, studiu się nazywa.
Piecberg.
Jest też strona na facebooku,
Piecberg. No i oczywiście
można mnie znaleźć
jako osoby prywatną też na facebooku.
Zapraszam, chętnie pomogę, jak
jak trzeba.
Poopowiadam i o pracy,
i o różnych urządzeniach, i jak sobie
skonfigurować
takie studio
do swoich własnych potrzeb, albo do
jakiejś komercyjnej działalności.
Uważam, że jest to naprawdę
jest to naprawdę
zawód,
w którym można dużo zrobić,
ale trzeba do tego odpowiednio
podejść. Myślę, że ja wiem,
jak. Być może,
że z Markiem
też mi się jakoś uda
tak nawiązać kontakt,
żebyśmy, no nie wiem, może jakieś szkolenia
robili, czy coś takiego.
A wiesz, że od
wielu lat to ja chcę jakoś nagrać
swoją płytę, ale dla siebie samego,
bo tam, wiesz.
To jeszcze u Ciebie głowy kiepie.
Panowie, muszę uciekać, a powiem Panie Michale
jeszcze, że podczas pierwszej rechy
w 99. roku,
Panie Michale, jak Pan zgadnie, kto nam
zagrał? Znaczy, kto naszym gościom
600 osób było i 8 wystawców.
Kto nam zagrał wtedy
w przerwie dla rozrywki?
Jak Pan sądzi? Nie mam pojęcia.
A to słabo Pan myśli,
Panie Michale. Oczywiście Sławek
wie. Czyżby właśnie, no chciałem zapytać,
czyżby będący tu Sławek?
Tak było, potwierdzam, tak było.
Bardzo miła, bardzo fajna, serdeczna
atmosfera, zresztą zawsze
kiedykolwiek tam jestem
i zawitam, to naprawdę.
Panele są interesujące i
także, no.
I zadzwonię w tym roku do Sławka
też na coś do Panie Michale namówię.
Drodzy Państwo, uciekajmy.
Mam nadzieję, że nie zawiodłem
i Pana Michała i
słuchaczy. Ja myślę, że będzie
jeszcze okazja, żeby się spotkać i porozmawiać
o innych tematach, bo tu jeszcze
w tych naszych notatkach i w tej naszej
rozpisce, którą sobie ustaliliśmy
wcześniej, no to trochę zagadnień mamy.
Jest o czym rozmawiać.
No wie Pan, jak się
lubi wykonywać zajęcia
kolejne, bo te, które
trwają zbyt długo,
to zbiera się
tematów wiele, tak.
Muzyka, wie Pan,
pisanie, artykuły,
książki, rehabilitacja,
prawa, nasze
prawa, walka o to, żebyśmy byli
traktowani poważnie,
podmiotowo i żebyśmy byli samodzielni.
No wie Pan,
no mnóstwo tego jest i powiem Panu,
no ja na razie, to raczej mam się
za człowieka trochę przemęczonego,
bo jest akurat taki okres
po grudniu, po marcu,
no wyraźnie jestem przemęczony
i na razie nie widzę szans
na to, żebym sobie poodpoczywał, bo
no bo ja chcę odpocząć. Ja mam tak,
Panowie, tak w ostatnim zdaniu powiem,
jak jestem zmęczony i sobie
przysiadam na szezlong, żeby odpocząć,
to po pięciu minutach, jak
już trochę przestaje dyszeć,
to myślę sobie, rany boskie, przecież jeszcze
bym tam chciał zrobić to i tamto
i tak to się kręci.
I wiecie, jestem z tego zadowolony.
Myślę sobie, że dobrze spożytkowuję
swój czas.
Naprawdę mam mnóstwo
fajnych przeżyć, najważniejsze
w ostatnich latach przeżycia, jeszcze Wam
opowiem, bo się rozgadałem, bo jestem godła, tak jak
Wy, Panowie. Byłem w Katowicach
półtora roku temu,
podczas
katowickiej recha
The Blind in Poland,
właśnie takie regionalne
wydarzenie, spotkanie, a potem
miałem spotkanie autorskie o moich książkach
i byłem bardzo zdenerwowany, bo przyszło parę
osób. Wiecie, to nie też
ja jestem zrozumiałym, że ma przyjść
parę tysięcy osób.
Nie, chodzi o to, że była organizacja
schrzaniona, nie było żadnej zapowiedzi i tak dalej,
przyszło parę osób, a ja, wiecie,
przyjechać do Katowic, dla mnie to jest wysiłek
i finansowy i tak dalej.
Myślę sobie, no nie, no źle zorganizowała,
no jak ta fundacja w Katowicach działa.
No i rozpocząłem spotkanie w minorowym
nastroju, a potem się rozgadałem,
poopowiadałem, coś tam
zagrałem, sławku, zagrałem po amatorsku
i nie gniewaj się, Sławek, że nie gram
tak dobrze jak ty,
ale miło gram. Ludzie tak sobie
lubią, trochę sobie podpoczywają przy tym
moim brzdąkaniu
i tak dalej. Książka
ich trzecie oko,
zahacza o Stay Away to Heaven,
którego, który to
tekst przetłumaczyłem po swojemu
na język polski,
trochę go tak przekształcając,
więc luźne tłumaczenie.
Więc tak sobie opowiadałem, zagrałem.
Było to poważne
spotkanie, bo miałem taki nastrój
poważny, więc
opowiadałem o tym właśnie, jak to jest,
gdy się jest niewidomym, jak to jest widzieć,
gdy się nie widzi, jak to jest z tym
trzecim okiem, jak to jest z tym,
że naprawdę
Bóg nam dał wiele i
możemy naprawdę mieć wiele satysfakcji
z naszego bycia tutaj
i tak dalej. Słuchajcie,
i tak powoli humor mi się
poprawiał, wreszcie skończyłem spotkanie,
zbieram te swoje, ten jakiś efekt, tą
gitarkę zbieram, tam już
wzmacniam z Kasią. Kasia
podeszła do mnie pani, nie wiem, czy ona całkowicie
niewidoma, czy
tak ciuteńka jeszcze widziała i mówi do mnie,
proszę pana, dzięki pańskim słowom,
tak już teraz widzę, że zmieniło mi się całe życie.
Sobie wyobrażacie?
Drodzy, dla takiego
spotkania, dla takiego zdania
człowiek może
fajnie żyć wiele, wiele
lat. I powiem wam,
że nie ma większej satysfakcji,
jak spisać się dobrze dla drugich ludzi.
No i co tu dużo gadać,
tak powinno być. Po to jest mój WildTix,
po to jest moja fundacja,
po to jest moje gadanie na spotkaniach
i po to są moje książki
i oby tak postępowali wszyscy.
Panie Michale, dziękuję.
I z też tym akcentem, tak, myślę, że możemy
zakończyć to nasze dzisiejsze spotkanie
na antenie Tyflo Radia. Dziękuję bardzo.
Ja przypominam, że gościem
naszym był
przewodniczący Rady Fundatorów
Fundacji Szansa dla Niewidomych, Marek Kalbarczyk.
Dziękuję raz jeszcze.
Dziękuję panu Michale, dziękuję Sławkowi,
dziękuję panu Dariuszowi. Dziękuję bardzo.
I ja również dziękuję za uwagę.
Mi chodzi, kłaniam się do następnego
spotkania na antenie Tyflo Radia.
Był to Tyflo
podcast. Pierwszy polski
podcast dla niewidomych
i słabowidzących.
Program współfinansowany
ze środków Państwowego Funduszu
Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.

Wszystkie nagrania publikowane w serwisie www.tyflopodcast.net są dostępne na licencji CreativeCommons - Uznanie autorstwa 3.0 Polska.
Oznacza to, iż nagrania te można publikować bądź rozpowszechniać w całości lub we fragmentach na dowolnym nośniku oraz tworzyć na jego podstawie utwory Zależne, pod jedynym warunkiem podania autora oraz wyraźnego oznaczenia sposobu i zakresu modyfikacji.
Przekaż nam swoje 1,5% podatku 1,5 procent Logo FIRR Logo PFRON Logo Tyfloswiat.pl

Czym jest Tyflopodcast?

Tyflopodcast to zbiór instrukcji oraz poradników dla niewidomych lub słabowidzących użytkowników komputerów o zróżnicowanej wiedzy technicznej.

Prezentowane na tej stronie pomoce dźwiękowe wyjaśniają zarówno podstawowe problemy, jak metody ułatwienia sobie pracy poprzez korzystanie z dobrodziejstw nowoczesnych technologii. Oprócz tego, Tyflopodcast prezentuje nowinki ze świata tyfloinformatyki w formie dźwiękowych prezentacji nowoczesnych urządzeń i programów. Wiele z nich dopiero znajduje sobie miejsce na polskim rynku.

Zapraszamy do słuchania przygotowywanych przez nas audycji i życzymy dobrego odbioru!

Tematyka

Pozycjonowanie i optymalizacja stron internetowych