Słabowidzący Rodzice
Dodany 10 czerwca 2013
14 komentarzy
O blaskach i cieniach posiadania potomstwa w przypadku, gdy samemu ma się poważne problemy ze wzrokiem w rozmowie z Alicją Witek opowiadają Bogusława Otręba-Banial i Robert Więckowski.
Pliki do pobrania :
Pobierz plik z audycją: Słabowidzący Rodzice
Ten podcast był pobierany 4084 razy
Komentarze
Witam:
Sama z niecierpliwością czekałam na tę audycję o niewidzących bądź słabowidzących rodzicach.
Sama jestem osobą niewidomą, która w przyszłości pragnie mieć własne dzieci i chciałam dowiedzieć się jakie wrażenia mają na ten temat inne osoby, które mają problemy ze wzrokiem.
Nie ukrywam, że potwornie się boję czy podołam temu wszystkiemu co jest związane z wychowaniem dziecka? Bo wiem, że nie jest wcale to takie łatwe.
Lecz wierzę, że miłość do tego maleństwa przezwycięży wszelkie moje obawy.
Pozdrawiam
Witam:
Chciałabym jeszcze dodać, iż życie nie jest wcale takie łatwe i zdarzają się w nim chwile radości, smutku, rozgoryczenia.
Ale to od nas tylko zależy jak my przez to życie będziemy kroczyć.
Jednak sytuacja, gdy jedno z rodziców jest zupełnie zdrowe to zupełnie inna sprawa niż w przypadku dwóch bardzo słabo widzących lub niewidomych, wtedy bez intensywnej pomocy z zewnątrz jakoś cienko to widzę. Inna rzecz to na przykład obawy finansowe, bo z pracą jak jest każdy wie i co gdyby okazało się, że dziecko też ma jednak z tym wzrokiem kłopoty to ogarnięcie całego leczenia i rehabilitacji może nie być już takie proste. No cóż fajnie, że goście tak pozytywnie do tego podchodzą i jakoś udało im się wszystko sensownie pogodzić, ja jednak jestem tu znacznie bardziej sceptyczny, ale może po prostu ja już tak mam, że wszystko muszę brać na logikę i tak zwany zdrowy rozum 🙂
muszę powiedzieć że ja w pełni zgadzam się z kolegą.
jako człowiek nie jestem pewien czy dwie osoby niepełnosprawne powinny tworzyć rodzinę i to jeszcze z jednym lub więcej dzieci.
wiem że to co tu piszę nie jest łatwe ale takie małżeństwa nie tylko utwierdzają złe stereotypy, ale kolega ma racje bo od strony czysto praktycznej, jeśli jedno z rodziców nie jest całkiem widzące to bez ogromnej pomocy z zewnątrz to jest prawie niewykonalne.
z pracą też jest tak jak jest, ja ją w prawdzie posiadam ale nigdzie nie jest powiedziane że tak być musi.
gdyby jednak dziecko okazało się niewidome to panie boże zachowaj.
mogłoby się to okazać wielkim dramatem.
posiadanie dzieci to fantastyczna rzecz, ale
to ich dobro musi nam leżeć a sercu.
każdy musi te sprawy rozstrzygnąć we własnym sumieniu.
musimy zadać sobie pytanie co z tego wyniknie.
miłością można bardzo wiele zwojować, ale życie to trudna zabawa jeśli nie ma się czegoś tak ważnego jak dobry wzrok do pomocy.
po prostu sprawy zupełnie proste nagle urastają do rangi prawdziwego problemu.
od tak zwyczajnie trzeba dziecko zawieść do lekarza więc albo rodzina albo taksuwka.
teraz przychodnia, rejestracja, nieznany teren.
i znowu albo życzliwi ludzie albo rodzina.
problem w tym że to czubek góry lodowej.
od plac zabaw.
dzieciak sobie biegnie na zjeżdżalnie chuśtawki.
hmm i o to osoba niewidoma ma tego upilnować.
pozostawiam wszystkich z tymi niezbyt wiem wesołymi przemyśleniami.
osobiście niczego nie odradzam, po prostu piszę jak to widzę.
serdecznie wszystkich pozdrawiam.
Panowie! Nie macie przypadkiem wrażenia, że ludzie niepełnosprawni
funkcjonują jako rodzice tak jak funkcjonują sami. Jeśli ktoś jest życiowo
nie zaradny i na każdym kroku widzi tylko przeszkody to czy sam czy z
dziećmi jednakowo nie da sobie rady w życiu i zawsze będzie mu źle Nie
chciał pan chyba powiedzieć, że w dzisiejszych czasach tylko niepełnosprawni
mają kłopot ze znalezieniem pracy?. Czy np. Pan Panie Bogdanie, nie idzie do
lekarza kiedy coś Panu dolega tylko dlatego, że nigdy wcześniej tam nie
był? Zamieńmy tą zjeżdżalnie na pływalnię czy kino też pan tam nie bywa bo
może się panu coś przydarzyć. Ja na ten przykład zostałam wczoraj stojąc na
chodniku uderzona metalową rurą przez nieuważnego budowlańca i co mam
zamrzeć w bezruchu na resztę życia? Mam przestać podróżować odwiedzać
restauracje nie chodzić do lasu, nie myśleć o ewentualnym macierzyństwie bo
nie daj boże będę czasem musiała kogoś o coś poprosić. Nie przesadza Pan
trochę. Przecież mnie widzący ludzie też ciągle o coś proszą a to o pomoc w
załatwieniu np. reklamacji a to o zrobienie kawy panom malującym nam klatkę
schodową a to o napisanie konferansjerki na szkolną uroczystość i co z tego
powodu mają może oddać swoje dzieci do domu dziecka? Znam wielu rodziców
zdrowych, którzy mimo iż nie musieli liczyć na cudzą pomoc zaniedbali swoje
pociechy na każdym możliwym polu. Nie zrobili dla swych dzieci nic ponadto,,
że sprowadzili je na świat. Takie postawy powinno się piętnować a nie
twierdzić, że jeśli ktoś nie widzi czy widzi słabo nie powinien mieć dzieci.
Bo jest to po prostu krzywdzące wobec dobrych związków z których przychodzą
na świat chciane i kochane dzieci, których kreatywni i odważni rodzice są
gotowi poświęcić cały swój czas i siły aby wychować swoje pociechy na
mądrych, dobrych i otwartych dorosłych ludzi. Ja również pozdrawiam
serdecznie.
Może inaczej, bo jest sporo racji Alu w tym co piszesz, ale właśnie czy ktoś kto sam nie do końca jest zaradny i do pójścia na tą pływalnie czy do lekarza szuka raczej kogoś do towarzystwa, a nie oszukujmy się tak jest u większości niedowidzących, to czy powinien brać odpowiedzialność za małe dziecko. Fakt, że to dotyczy wszystkich ludzi jak kto się czuje na siłach do roli bycia rodzicem, bo też znam paru zdrowych, których odpowiedzialność pozostawia sporo do życzenia, ale gdy oni czegoś nie dopilnują to wina spadnie na los, ewentualnie na jakąś tam ich nieuwagę, a u nas będzie obwinianie wzroku zarówno przez otoczenie jak i przez nas samych i zawsze padnie to pytanie po co oni decydowali się na dzieci skoro nie są w stanie się nimi prawidłowo zaopiekować. Ja dodam tylko, że trochę to specjalnie tak wkładam kij w mrowisko, żeby sprowokować, bo jak na razie to osobiście nie zastanawiam się nad tym tematem, ale może w przyszłości się on też pojawi i wiem, że wątpliwości będę miał ogromne. Pozdrawiam serdecznie Radek
Alu – napisałaś to przepięknie. Nasze dzieci – sześcioletnia Maja i pięciomiesięczny Staś są naszą radością. Czy potrzebujemy na codzień pomocy? Zdecydowanie nie. A jak się zdarzy, to korzystamy. We wtorek wróciliśmy z zagranicznych wakacji i to było wyzwanie. Temu też podołaliśmy, a wspomnienia i opalenizna są dowodem, że było warto. Na pewno jest nam trudniej, ale nie sztuka robić czegoś, co jest łatwe:) I żadna zasługa!
Radku! Ja Też jestem daleka od twierdzenia, że absolutnie każdy
niepełnosprawny powinien mieć dzieci. Ja sama dotąd ich nie mam. Co prawda
nie dlatego, że nie widzę a dlatego, że jak na razie nie jestem tym
zainteresowana i być może nigdy nie będę. Natomiast staram się zwrócić
uwagę, że wrzucanie wszystkich do jednego, jak to się mówi, wora, jest nie w
porządku. Powtarzam jeszcze raz, że moim zdaniem zarówno w śród
niepełnosprawnych jak i zdrowych są doskonali i beznadziejni kandydaci na
rodziców. Pozwolę sobie jeszcze na jedną refleksję codo ewentualnych
problemów rodzicielskich. Wydaje mi się mianowicie, że trochę za bardzo
przejmujemy się tym co osoby tak zwane zdrowe sądzą o naszych wyborach
życiowych. Ja jak dotąd nie słyszałam o niewidomych trzymających dzieci w
zamrażarkach czy beczkach i jestem jakoś dziwnie spokojna, że nie usłyszę.
Więc nie wiem, czy to akurat pod naszym adresem powinny być kierowane
ewentualne przestrogi.
Witam wszystkich.
Odpisuję dopiero dziś, bo wczoraj jak większość ludzi ćwiczyłem się w pracy.
Alu myślę, że nawet nie wiesz jak wiele masz racji w tym, co piszesz.
Mnie cała ta problematyka obchodzi, bo mam raczej wątpliwą przyjemność oglądać to wszystko od drugiej strony.
Jedną z rzeczy, które w życiu robie to pomoc ludziom przy rozwodach.
Wierz mi, że o wiele za często.
Mam, więc okazję zderzać się z rzeczami wprost żenującymi.
Postawy, tzw. zdrowych ludzi czasami zatrącają już nie o niedbalstwo, ale prawie o zbrodnie.
Ludzie ci płodzą dzieci a potem o nie albo walczą w imię nienawiści do byłego współmałżonka albo nikt tych dzieci nie chce.
Nie Wien, co jest gorsze.
Widzisz Alu, znowu masz rację, bo tzw. zdrowi ludzie przychodzą do mnie po pomoc.
Trzeba jednak widzieć drugą stronę.
Sam nie wsiądę już nigdy w samochód, co sprawia, że muszę korzystać z raczej kosztownej pomocy innych, bo inaczej się po prostu nie da.
Owszem istnieje teoretycznie technologia, a właściwie praktycznie, bo jej sam używam, tylko, że żadna technologia nie zastąpi wzroku.
Zatem wypełniając rzecz tak głupią jak formularz o wydanie nakazu zapłaty w postępowaniu czy to nakazowym czy upominawczym, znowu muszę odwołać się do kogoś z dobrym wzrokiem a co gorsza ten ktoś musi jeszcze być w miarę ku maty, bo inaczej nie da rady.
Po prostu dla tego, że trzeba to zrobić ręcznie.
To takie małe ułatwienie od paru lat zafundowane nam przez ustawodawcę, gdzie znowu wylano dziecko z kąpielą.
Ale to inna sprawa.
Rzecz w tym, że za to trzeba znowu płacić.
Nieszczęsną tę listę można by długo ciągnąć.
W ten sposób moje oczy w sposób dosłowny przejadają zyski.
Gdyby tu była moja Ania to byłoby automatycznie inaczej.
We dwoje moglibyśmy całkiem znośnie żyć.
Dlatego napisałem, że jedna osoba powinna być widząca.
Na koniec jeszcze jedno.
Gdyby nieprzeklęta choroba, która zabrała mi oczy, prawdopodobnie byłbym lekarzem, lub historykiem.
Robiłbym coś, co kocham i co dawałoby mi zwykłą ludzką satysfakcję.
Pamiętajmy, iż jeśli pójdzie coś nie tak i dziecko będzie miało kłopoty z oczami to w zależności od stopnia kalectwa, zabierzemy mu możliwość robienia w życiu tego, co by chciało.
Wiem tak być nie musi, ale z olbrzymią dozą prawdopodobieństwa tak właśnie będzie.
Zupełnie na koniec coś trochę bardziej optymistycznego.
Coś jednak się zmieniło na lepsze w stosunku do sytuacji z przed lat dwunastu.
Ówczesne realia były takie, że ja prawdopodobnie już nigdy nie zobaczę własnego synka.
Nawet nie wiesz jak to boli.
Prawdą jednak jest, że o ile wtedy podjąłem jedyną możliwą decyzję. To dziś na pewno podjąłbym walkę o naszą rodzinę.
Po prostu dziś byłoby to wykonalne.
Zrobił się nam z tego długi komentarz, ale i sprawa jest ważna.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Bogdanie, my przecież nie zabieramy dzieciom wzroku. Zależnie od poglądów, robi to Bóg, los, przeznaczenie, choroba. Ja też nie zobaczę Mai i Stasia, co niewiele zmienia. Jeżeli ktoś nie akceptuje ślepoty u innych, to znaczy że nie akceptuje jej też u siebie. Mi na codzień też to dokucza, ale nie da się żyć tylko myślą o braku wzroku i własnej bezwartościowości. W czwartek byłem na pikniku rodziców w przedszkolu Mai. To naprawdę było wyzwanie, a i możliwość zrobienia obciachu dziecku, bo nie skoczę w dal, nie trafię woreczkiem do kółka, a i kolejka za kiełbaskami jest problematyczna. Ale czegóż się nie robi dla córeczki, która się przytula i prosi o bajkę wieczorem:) To byłoby dopiero przestępstwo w sumieniu, gdybym żałował, że się urodziła!
witaj jacku.
odpiszę jutro po poudniu bo rano mam robotę a dzisiaj po prostu byłem na piwie.
widzę że przeczytałeś to co napisałem.
na pewno nie poszedłbym na piwo tylko zajmowałbym się domem.
jacek co mi po całej tej cholernej wiedzy, jeśli nie mogę tego przekłuć na życie.
jak pisałem odpiszę jutro.
gratuluję i ogromnie się cieszę że może być tak jak u ciebie.
pozdrawiam serdecznie.
Witam wszystkich.
Obiecałem Jacku, że dzisiaj odpiszę i właśnie to robię.
Najpierw, brawo, to jest stary tak jak być powinno.
Cieszę się ogromnie, że twój przypadek, potwierdza moją ostatnią tezę, która sprowadza się do tego, że coś się jednak zmieniło i można.
Inny jest też odbiór społeczny takich spraw i niema, co ukrywać, że jest on o wiele lepszy.
Do ideału to jeszcze daleko, ale jest niewątpliwie lepiej.
Myślę, że takie osobiste postawy jak twoja, sprawiają, że ten odbiór jest coraz lepszy.
Ludzie zaczynają rozumieć, że osoba niewidoma może być pełnowartościowym człowiekiem i rodzicem dla dziecka.
Zawsze powtarzam, że droga do sukcesu, pod każdym względem wiedzie przez integrację z tzw. społeczeństwem.
To od nas samych zależy w ogromnej mierze jak te sprawy będą postrzegane przez innych.
Kiedy w 2000 roku, pisałem pracę magisterską, nie wyobrażałem sobie, że po kilku latach no może więcej, ale jednak, będę mógł robić to, co dziś.
Tak jak nie można zawrócić kijem Wisły, tak i ja nie mogę zawrócić zegara życia.
Dałbym za to Nie wiem, co, ale znowu po prostu się nie da.
Chciałbym dziś wrócić na studia mając do dyspozycji te wszystkie techniczne zabawki, które stoją na moim biurku.
Teoretycznie mógłbym zrobić parę innych fajnych rzeczy, bo prawo trochę znormalniało, tylko, że jak pomyślę ile trzeba w to włożyć wysiłku, to zadaję sobie pytanie w imię, czego.
Myślę, że tu leży odpowiedź.
Musimy mieć, dla kogo.
To, co zrobiłeś jest odpowiedzią.
Brawo, gratuluję i kibicuję małej przedszkolance.
Wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Serdecznie zapraszam do wysłuchania jutrzejszej audycji, której tematem będzie psychoterapia a gościem Aneta Rybińska Terapeutka polskiego towarzystwa psychoterapii skoncentrowanej na rozwiązaniu.
Po odsłuchaniu audycji, chciałbym pogratulować Pani Bogusi i Panu Robertowi tego optymizmu i tej pozytywnej energii, która jest niezwykle ważna przy wychowywaniu dzieci, jednakże nie wszyscy mają taki dystans do swojej niepełnosprawności i niekażdy potrafi ją zaakceptować w takim stanie jakim jest. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że problem ów ma większość społeczeństwa osób niepełnosprawnych. Rodzicielstwo jest pięknym stanem i kiedy dzieci pojawiają się w rodzinie, zawsze jest wielka radość, ale to jest chwilowe, potem pojawiają się właśnie problemy karmienia, wychodzenia na spacery, na plac zabaw itd… Gratuluję wam, że macie tyle samozaparcia w byciu rodzicem, a także gratuluję wam, że spotykacie na swej drodze mnóstwo osób życzliwych i chętnych do pomocy. Niestety, też jestem osobą niewidomą i fakt bycia ojcem jest dla mnie czymś o czym narazie wolę nie myśleć, aczkolwiek tak chwilkę zastanawiając się nad treścią usłyszaną w audycji, rzucałem te wszystkie zachowania na swoje podwórko. Mieszkam w niewielkiej wiosce i sam fakt, że studiuję, czy że rozwijam swoje pasje wprowadza w lekkie oburzenie mieszkańców owej mieściny. Ile to razy spotkali się moi rodzice, czy nawet ja sam z pytaniami „po co to robisz? przecież z ciebie będzie taki pracownik w danej branży jak z koziej d*** trąba”, albo „a co ty robisz na tych studiach? to są studia pewnie dla takich osób niewidomych jak ty? To wy tam klocki układacie?”. Również i w innych sąsiednich wioskach i nawet małych miasteczkach, widok idącego mężczyzny z białą laską traktowany jest jako atrakcja turystyczna.
Niezwykle piękne słowa „Jezu, jest tak i już” czy „robię tak jak potrafię”, aczkolwiek nie każdy ma tyle odwagi by prócz samej mowy owe teorie wplatać w rzeczywistość.
I taka myśl, która ciągle krąży po głowie, że niewidomi, bo o tej niepełnosprawności jest mowa, ciągle, przez niemalże całe swoje życie „będą na garnuszku innych” i to nie garnuszku rozumianym potocznie, czyli pieniężnym, tylko na garnuszku pomocy. Sam Pan Robert powiedział, że chcąc podać lekarstwa swojemu kochanemu maleństwu był zmuszony iść do sąsiadów zapytać co w danym opakowaniu za lek się mieści. I patrząc na moje doświadczenie, tak, ludzie pomogą, bo nie o to chodzi, że oni nie pomogą, ale ile komentarzu zbędnego przy tym powstanie? ba, to nawet nie będzie do nas skierowane. Wystarczy mieć naprawdę życzliwych ludzi w okolicy, wystarczy tak jak Pani Bogusia, mała mieścina, gdzie wszyscy o sobie wszystko wiedzą, a trafią się osoby, które naszemu dziecku mogą wyrządzić mnóstwo krzywdy. Prosty przykład, znam rodzinę w której wydarzył się dramat, babcia (50 kilka lat) małej Natalki chorowała na ciężką depresję i pewnego dnia odebrała sobie życie. Owa Natalka wówczas chodziła do 2 klasy i ku zdziwieniu całej rodziny, pewnego dnia w szkole była rozmowa o śmierci, czy pogrzebach, nieznanam genezy rozmowy, ale w pewnym momencie inna osoba do owej dziewczynki powiedziała rzecz: „tak, twoja babcia to nie zmarła, tylko się powiesiła, taką głupotę zrobiła”. I gdzie tutaj wychowanie tego dziecka? Gdzie są rodzice? Wielu rozmów dzieci są świadkami i następnie to co rodzice przekazują między sobą one wychwytują migiem i w następnej kolejności właśnie stwarzają takie sytuacje, gdzie mogą ową informacją podzielić się z innymi, bo po co powiedzcie mi była wiedza temu dziecku o tym, co wydarzyło się w domu Natalii, po co było osądzanie zachowania babci? Rodzice nie umyślnie, albo całkiem umyślnie wprowadzają w życie dorosłych swoje pociechy, a niestety dzieci wielu rzeczy nie rozumieją. Kolejny fakt, którego sam doświadczyłem. Chodziłem do przeczkola z widzącymi swoimi rówieśnikami. W jednym z domów mojego „kolegi” była kiedyś rozmowa odnośnie niepełnosprawnych, a że oni bardzo restrykcyjnie do takich spraw podchodzą, to została wypowiedziana następująca rzecz: „Niepełnosprawnych, tak jak choćby tego niewidomego … trzeba traktować tak jak w Oświęcimiu noworodki, czyli za nogi i o schody, po co nam one, tylko pobierają pieniądze z państwa, istni złodzieje”… Niedługo po owej rozmowie, w przeczkolu pojawił się obóz, który miał na celu uświadomienie mi, że jestem inny, że nie trzeba się ze mną bawić, bo… do tej pory nie wiem dlaczego, ale powód widocznie był, bo ja, nawet z opini pań opiekunek, które rok w rok musiały pisać takie sprawozdania wynika, iż ja przestałem bawić się z rówieśnikami, a przez takie złe rozpatrzenie sprawy byłem jako maluch ciągany po psychologach, czy aby napewno z moją głową jest wszystko OK.
I tak sobie myślę, że po tym bliższym byciu z dzieckiem np. na placu zabaw, może kiedyś usłyszeć od rówieśników, że ty to masz przerąbane, bo ciągle tak blisko musi być ta twoja mama, czy tata… i wiele, wiele różnych, głupich, niemiłych sytuacji może nas spotkać, a przede wszystkim spotka to nasze maleństwa, które tak bardzo kochamy i dla których oddamy wszystko by miały jak najlepiej.
Na koniec przydługawego postu, chcę życzyć mnóstwo radości gościom audycji ze swoich pociech i w 1000% zgadzam się z teorią: „Kiedy dziecko wchodzi w progi naszego domu i staje się nowym pełnoprawnym członkiem naszej rodziny, zupełnie inaczej patrzymy na świat”. Zgodzę się też z teorią, że może gdybym teraz dowiedział się o fakcie „będziesz tatą”, pewnie musiałbym zupełnie inny kierunek myślenia obrać i NAPEWNO nie pozwolił bym, żeby moje dziecko miało gorzej, tylko dlatego, że ja jestem zeschizowany.
Serdecznie pozdrawiam i taka propozycja, może warto również pogadać o małżeństwach, jak to wygląda jeśli chodzi o zawieranie tego związku w parach mieszanych (widzący, niewidomy) i gdy oboje niewidzą. Jakie podejście współmałżonków pełnosprawnych jest do takiego poświęcenia, lub nie w imię miłości.