Blaski i Cienie Zatrudniania Niepełnosprawnych Oczami Pracodawcy
Dodany 27 kwietnia 2016
18 komentarzy
O korzyściach i problemach wynikających z zatrudniania niepełnosprawnych w małej, rodzinnej firmie rozmawiały Magdalena Rutkowska i Agnieszka Janicka-Maj.
Pliki do pobrania :
Pobierz plik z audycją: Blaski i Cienie Zatrudniania Niepełnosprawnych Oczami Pracodawcy
Ten podcast był pobierany 4347 razy
Komentarze
Bardzo ciekawa audycja. Dodałbym jeszcze refleksję, jaką mam po przyglądaniu się kilku miejscom pracy, w których zatrudnionych jest wiele osób niepełnosprawnych. Przy czym chodzi tu raczej o zagęszczenie, a nie samą liczbę. Wydaje się, że w takich miejscach powstają mechanizmny społeczne wzmacniające postawy opisywane przez Agnieszkę. Jeżeli w danym miejscu pracuje jedna osoba niepełnosprawna, a pozostałe nie mają niepełnosprawności, to zachowuje się ona jak zwykły pracownik. To znaczy bywa dobrym lub złym pracownikiem, ale niejako osobiście. Jak osób niepełnosprawnych jest więcej, to wpływają na siebie wzajemnie w sposób destrukcyjny. Uczą się nawzajem kombinowania, wymuszania, argumentowania. Po pewnym czasie zbliża się to do standardowego ZPCh, gdzie pojawiają się pomysły na kombinowanie z dofinansowaniami, limitowanie wynagrodzeń do poziomu ograniczeń wynikających z przepisów o świadczeniach i podobne. No i te standardowe „skoro bierzesz dofinansowanie, to nic nie możesz wymagać”. Może zatem Wasz błąd polegał na zatrudnianiu wyłącznie osób niepełnosprawnych, które nie miały od kogo zdobywać dobrych wzorców. Ty i Wojtek byliście wszak pracodawcami, czyli chciwymi krwiopijcami. Może jednak mieszanie pracowników dawałoby lepsze efekty. Ciekawie było posłuchać.
Cześć Jacku! Cieszę się, że zabrałeś głos w dyskusji. Masz bardzo trafne spostrzeżenie- szczególnie ostatnie zdania Twojego postu.
Nasze wieloletnie doświadczenia pokazują, że nawet szczere idee czasami trzeba zarzucić, bo ostatecznie prowadzą do kiepskich rezultatów.
Tak jak powiedziałam w audycji-ja bardzo wierzę w możliwości osób niewidomych, ich intelekt i zdolności. Jeśli jednak podejmę współprace z kolejną osobą- to nie umowę o pracę. Taką naukę wyciągnęłam z wieloletnich doświadczeń. Otwarty rynek kieruje się swoimi zasadami, jeśli osoby z niepełnosprawnościami będą chciały mieć swój udział w tym rynku, powinny mieć świadomość tych zasad.
Jeśli chodzi o mieszanie, absolutnie się z Tobą zgadam.
Pozdrawiam Wszystkich Słuchaczy:))
Ciekawe na ile taka zależność jest powiązana ze wcześniejszymi doświadczeniami osób niepełnosprawnych, chociażby z edukacją w zamkniętym, odizolowanym ośrodku specjalistycznym.
Interesujące zjawisko socjologiczne, któremu warto poświęcić uwagę.
Nie do końca zgadzam się z Jackiem. Otóż pracuję w miejscu, gdzie pracuje większa grupa osób niepełnosprawnych i nikt od nikogo nie uczy się lenistwa i kombinowania. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że pracą przejmujemy się bardziej, niż nasi pełnosprawni koledzy. Za to obserwuję coś innego, mianowicie podział na sprawnych i niepełnosprawnych oraz izolowanie jednych od drugich. Mam też wrażenie, że to bardziej pełnosprawni uczą się kombinatorstwa. Jaki jest powód – tego niestety nie ujawnię.
Agnieszko, bardzo mi przykro, że jesteś rozgoryczona po tym co cię spotkało. Nie wiem jednak dlaczego uważasz, że twoi pracownicy zachowali się źle, bo byli niepełnosprawni, byli roszczeniowi, nic nowego nie chcieli wymyśleć. Po pierwsze, nieprawdą jest, że tam gdzie pracują osoby niepełnosprawne, tam panuje postawa roszczeniowa, niepełnosprawni sami od siebie uczą się lenistwa i tak dalej, jak pisał Jacek. Jeśli tych ludzi zatrudniałaś do obsługi programów typu Homer i szkolenia, to jak te programy się skończyły, to źródło pieniędzy wyschło, PFRON przestawał dawać na to pieniądze i praca się skończyła. Co ci ludzie mieli zrobić? Mieli przeprowadzać łapankę na ulicy, wciskać ludziom linijki brajlowskie, programy gadające czy może na siłę szkolić? Po prostu praca była, się skończyła z powodów niezależnych ani od was, ani od nich, i koniec. Ci ludzie mogli się tylko przebranżowić. Czemu nie pracują oni u ciebie w nowym charakterze, tzn. do obsługi tych miejsc hotelowych? Pewnie dlatego nie pracują, że albo nie mogli bo za mało widzieli, albo ty ich nie chciałaś zatrudnić, bo nie było potrzeby. Taka brutalna jest rzeczywistość. Jest praca, są pieniądze. Nie ma pieniędzy, nie ma pracy. I tak jest wszędzie, dlaczego mieszać w to niepełnosprawność. Przecież w twojej firmie mogła być taka sama sytuacja, gdybyś zatrudniała osoby widzące. Pewnie gdyby ich praca się skończyła, też musiałabyś ich zwolnić. Normalne. Dlaczego mieszać w to niepełnosprawność. Wychodzi na to, że to wina niepełnosprawnych, że twoja firma miała kłopoty, a przecież to siła wyższa. Nie uważam, że niepełnosprawni są aniołkami i zawsze świetnie pracują, są tacy jak wszyscy, różni, ale nie są też samymi diabłami, którzy nie docenili tego co dla nich zrobiłaś. Po co dorabiać ideologię. Po prostu, koniec finansowania, koniec pracy dla niektórych, proste, choć brutalne. Ja jestem osobą niewidomą, pracowałam i pracuję w zpch-u i nie uważam, że tam tylko lenistwo, złe nawyki niepełnosprawnych i wykorzystanie refundacji do wynagrodzeń. Moi szefowie biorą te pieniądze na mnie, ale także wymagają ode mnie uczciwej pracy, a ja staram się pracować jak najlepiej potrafię. A jak się okaże, że z jakichś względów moja praca nie będzie już potrzebna, to po prostu zwolnię się. Nie cierpię pracy pozorowanej i na pewno nie będę tego robić. I nie będę miała żalu do szefowej. Ani też szefowa do mnie nie może mieć żalu i nie wysyłać mnie na idiotyczne szkolenia, które są biciem piany. Nie myśl, że niewidomi to nieodpowiedzialni ludzie (choć oczywiście i tacy się zdarzają), bo nie potrafili wymyśleć nic nowego, nowego dla siebie zatrudnienia. A tak na koniec zapytam, co twoim zdaniem powinni wymyśleć, czy masz jakieś konkretne pomysły, ale konkretne, bardzo konkretne, nie szkolenia, tylko konkretne pomysły na pracę?
Justyna, ja zgadzam się z tobą w stu procentach. Wspomnę, że zostaliśmy z moją obecną żoną zaproszeni przez medison na szkolenie do włoch. Po przesłuchaniu nas okazało się, że jesteśmy zadobrzy. To śmieszne. Faktycznie bicie piany dla pfronowskiej kasy. Jak Agnieszka może osobie niepełnosprawnej odmawiać umowy o pracę, gdzie takowe są dofinansowywane na wniosek wnd z systemu obsługidofinansowań i refundacji pfron, nie ma obowiązku utrzymywania faktycznie takiego stanowiska i można taką osobę zatrudnić np. na miesiąc, jak nie spasuje, można zawsze zwolnić. Umowa o pracę jest pieprzonym obowiązkiem względem pracownika. To nie niewolnictwo. Co że trzeba płacić zus, trzeba. To rola pracodawcy. Jak go nie stać, niech zamknie biznes. Tyle, bo się zaczynam denerwować. Sam miałem firmę, wiem czym to pachnie. Mnie nie wyszło, zamknąłem. Zawsze zatrudniałem pracowników na umowę o pracę.
Nie zaglądałam tu kilka dni, a w między czasie pojawiły się komentarze. Bardzo się cieszę, bo tylko dyskusja, czy polemika- jeśli są konstruktywne, prowadzą do konstruktywnych wniosków i ostatecznie do rezultatów.
Myślę, że nie dość dokładnie wysłuchali Państwo audycji, a zrobić to ponownie może być trudno, bo jest dość długa. To też odniosę się do kilku Państwa stwierdzeń.
Pani Justyno: nie jestem rozgoryczona. Stwierdzam co się zadziało i jest to TYLKO I WYŁĄCZNIE moje zdanie i moja rzeczywistość. Każdy ma swoją rzeczywistość i swoje interesy. To, że nasi pracownicy byli zatrudnieni, to nie było dzieło przypadku, chwilowy kaprys (Homer, czy inny projekt),bo gdyby tak było, to musieliby być zwalniani co kilka miesięcy na kilka miesięcy). Był to świadomy nasz wybór, jako że od lat promujemy zatrudnienie osób z niepełnosprawnością narządu wzroku- dużo o tym mówiłam w audycji. Wiele osób pracowało u nas po kilka lat. Wiele też tylko kilka miesięcy. Niepełnosprawność NIGDY nie była przeszkodą do zatrudnienia. Przypomnę, że nie jesteśmy ZPCh i podlegamy wszystkim zasadom, jakimi rządzi się wolny rynek. Pracownicy niepełnosprawni przez lata wykonywali swoje obowiązki i jak Pani pewnie słyszała świętowaliśmy wspólnie wiele sukcesów (blaski). Zmieniła się sytuacja, a co za tym idzie przedsiębiorstwo wymagało zmiany. My do tej zmiany zachęcaliśmy, a załoga jej nie chciała, bądź nie była na nią gotowa (cienie). Każdy, kto był u nas zatrudniony, wiele razy słyszał, że jeżeli tylko będzie miał lepszą propozycję, bardziej intratną, rozwojową, powinien z niej skorzystać, bo tylko tak idzie się do przodu. Zapewniam Panią, że nie było to w sytuacjach spornych, ale przede wszystkim wtedy, kiedy szło dobrze i nie było mowy o emocjach związanych ze zmianą. Zawsze wspieraliśmy rozwój i zachęcaliśmy do rozwoju zarówno osobistego jak i zawodowego. Niepełnosprawność nie ma tu nic do rzeczy. Spośród kilkunastu osób zatrudnionych na przestrzeni tych 11 lat na własną prośbę, z własnego wyboru odeszły dwie…
Jeśli podejmuje się gdzieś zatrudnienie, to z całych sił i możliwości należy działać na rzecz jednostki, w której się pracuje, bo jeśli tak się nie dzieje, to
działa się przeciwko niej.
Co też powiedziałam w audycji: nowa droga była i jest – i nie chodziło o „łapanki”, o których Pani pisze i nie chodziło też o rynek osób niewidomych; świadczymy usługi dla wolnego rynku. Propozycje jak przez tę zmianę przejść były i to my zabiegaliśmy przez 5 miesięcy o to, aby tę zmianę wdrożyć z naszą załogą. 5 miesięcy to dużo czasu. Dlaczego nie chcieli się przebranżowić? Nie wiem. I zapewniam Panią, że stan wzroku nie miał tu nic do rzeczy – za wyjątkiem wspomnianej w audycji Dziewczyny, która zgodziła się na wolontariat, a ostatecznie i tak dostała wynagrodzenie za swoją pracę. Nie została zatrudniona, ponieważ prace, które miała wykonywać wymagały lepszego wzroku.
Jeśli zaś chodzi o pewne „zapożyczanie zachowań”(komentarz Jacka) w określonych grupach społecznych czy środowiskach, to jest to zjawisko naukowo stwierdzone. Czy
to zarzut? To po prostu naturalny mechanizm działania w grupie.
Pan Zator: wspomina Pan, że zostali Państwo zaproszeni przez nas na szkolenie do Włoch i nie zostali Państwo zakwalifikowani, bo byli za dobrzy. Tak faktycznie było. Czy to śmieszne – nie wiem. Mnie to nie śmieszy. Wyjazd ten był w 100 % finansowany ze środków UE, nie PFRON. Skierowany był do osób, których sytuacja zatrudnieniowa, życiowa, osobista była wyjątkowo trudna. Wyjazd miał stanowić możliwość poprawy jakości życia, poprzez usprawnienie czynności dnia codziennego, podniesienie umiejętności społecznych, poprzez komunikację, pracę w grupie (grupa wsparcia), pracę z grupą – co ułatwić miało wejście na rynek pracy. Staż- bo nie było to szkolenie, miał dać szansę usamodzielnienia się. W grupie znalazły się osoby po kryzysach emocjonalnych, osoby bezrobotne, osoby bez kwalifikacji, osoby niesamodzielne oraz osoby ze sprzężoną niepełnosprawnością. Staż był szansą na nowe życie. Dodam, że choć mięliśmy istotny wpływ na skład grupy, to nie byliśmy w Komisji sami. Zarówno Pan jak Pana Żona już wtedy byliście Ludźmi Sukcesu. O ile pamiętam ( a upłynęło wiele lat- był to rok 2007) Pan prowadził audycję w radiu, mięli Państwo osiągnięcia edukacyjne i osobiste, byli Państwo znani wśród osób niewidomych, właśnie z tej najlepszej strony- Ludzi Sukcesu. To nie był Staż dla Państwa. Na tle grupy, Państwa osiągnięcia i możliwości znacząco-pozytywnie odbiegały od osiągnięć i możliwości Grypy. Szkoda, że po tylu latach ma Pan jeszcze tyle gniewu w sobie… niech Pan doceni to co Pan miał wtedy, to, że nie musiał Pan tam jechać, bo Pana sytuacja była o NIEBO lepsza od sytuacji wielu osób, które na te rozmowy się zgłosiły, a Pana wiedza i doświadczenie czyniły Pana osobą, która takie przedsięwzięcie mogłaby poprowadzić, a nie być jego uczestnikiem.
A teraz jeszcze kilka słów o zatrudnieniu: umowa o pracę nie jest „pieprzonym obowiązkiem” ( uważam, że to bardzo nieładne określenie), ale jedną z form współpracy. Istnieją jeszcze umowy zlecenia, umowy o dzieło i to co cenię najbardziej- faktury za wykonaną i odebraną usługę. Oczywiście to nie niewolnictwo, zgadzam się z Panem absolutnie. Tak jak pisałam powyżej- odejść może każdy, zawsze. Każdy może zarejestrować firmę i zatrudniać, bądź nie. Sam miał Pan firmę i wie Pan czym to pachnie.
Każdy ma swoją rzeczywistość. Pan ją też miał, zarówno wtedy, kiedy nie pojechał Pan do Włoch, jak i wtedy, kiedy zamykał Pan firmę.
Audycja nosiła tytuł Blaski i Cienie Zatrudnienia ON. Mimo, że o blaskach i sukcesach też rozmawialiśmy, Państwo odnotowali jedynie cienie i zinterpretowali je jako atak, może nawet na siebie:)
Temat budzi emocje. Zawsze będzie budził, bo każda ze stron ma swoje oczekiwania i swoją rzeczywistość.
Zachęcam, aby w chwili frustracji zechcieli Państwo zobaczyć sytuację oczami strony, z którą się spieracie, bo każdy ma swoją rzeczywistość. My tę sytuację oglądaliśmy właśnie oczami naszych pracowników i dlatego z tą ostateczną decyzją czekaliśmy aż 5 miesięcy, licząc, że i pracownicy zechcą zobaczyć sytuację naszymi oczyma. Nie chcieli.
Pozdrawiam Państwa! Aga
Agnieszko, ja nie mam żadnego gniewu, podałem to tylko w odniesieniu się do tamtej sytuacji. Nigdy na was za to się nie gniewałem. Co do zatrudniania, tylko uznaję umowę o pracę. Od taki przykład z roku 2014 Był okres, że pracy nie miałem. Zgłosiłem się do spółdzielni niewidomych sinol w Gdańsku. Zaproponowano mi „szkolenie” i chodziłem od stycznia do marca wykonując powierzone mi zadania tj. sortowanie śrub, Nie dostałem na to żadnego papieru czy to informacji o tym, że jest to szkolenie czy innej umowy. Chodziłem i w dniu 10 marca dopiero dostałem umowę na okres próbny. Następnie mi umowę w czerwcu przedłużono do grudnia później podziękowano mi za współpracę. Udałem się do inspekcji pracy, zgłosiłem sytuację ze stycznia do marca i spółdzielnia musiała mi taką umowę o pracę napisać za 3 miesiące, zapłacić zus oraz wynagrodzenie. Dla tego będę bronił umów o pracę bo tak jak pisałem poprzednio to nie jest niewolnictwo. Tyle. Po prostu są to moje przemyślenia poparte takimi doświadczeniami.
Otóż słucham z ogromnym zdziwieniem jakie stronnicze zostało stworzone nagranie na potrzeby audycji. Wiem z dobrego źródła iż pracownicy firmy często pracowali w godzinach nadliczbowych, na co nie mieli uprawnień, i za które nie dostawali rekompensaty w postaci dodatkowego wynagrodzenia, czy po prostu urlopu. Wielu pracowało bez podstawowych wymaganych badań lekarskich, o szkoleniu BHP nie wspominając. A to jest tylko (i proszę mi wierzyć) kropla w morzu. Autorka tego materiału chyba nie zdawała sobie do końca sprawy, jaką puszkę Pandory otworzyła. I jak wielu ludzi może podzielić się bardzo przykrymi doświadczeniami. Zdumiewa również fakt jak lekkomyślnie, biorąc pod uwagę, iż znikoma liczba pracowników odeszła w dobrych relacjach z tej firmy, jest zachowanie państwa Majów. Chyba przydałaby się kontr audycja o cieniach i blaskach zatrudnienia u pracodawcy w małej rodzinnej firmie, ale to już zostawiam do głębszego przemyślenia.
Drogi Adamie, chociaż pewności nie mam czy to prawdziwe imię, bo nawet adres IP postanowiłeś odważnie ukryć.
Audycja była zapowiedziana, transmitowana na żywo i każdy mógł się na bieżąco odnieść do tematów poruszanych przez nas. Nikt nie został wycięty z nagrania, żadnego słuchacza nie zablokowano, więc zarzut stronniczości uważam za bezzasadny.
Jeśli tzw. pewne źródła zechcą się ze mną skontaktować i zaproponują coś bardziej konstruktywnego niż anonimowy, oczerniający gościa programu komentarz, chętnię zrealizujemy audycję pokazującą tę stronę problemu.
Pani Agnieszko,
Dopiero teraz odsłuchałam całą audycję. Wcześniejszy komentarz był jedynie odpowiedzią na spostrzeżenie Jacka. No cóż, tym razem najpierw czytałam komentarze a potem słuchałam audycji.
Była to smutna audycja o rozgoryczonej pani Agnieszce, która swoje potężne serce podzieliła na części a w zamian nie dostała nic.
https://www.youtube.com/watch?v=AhpT0oA090A
A kiedy się zorientowała, że nie dostała nic, to wpadła w wir samodokształcania się.
Nic tam nie było o blaskach zatrudniania niepełnosprawnych.
1. Pani Agnieszko, niewidomi, to już nie jest elita wśród niepełnosprawnych pracowników. Osoby na wózkach ze zdrowymi rękami i odpowiednimi umiejętnościami mogą znacznie więcej. Proszę zauważyć, że obecnie większość ofert pracy kierowanych do niepełnosprawnych, jest dla niewidomych kompletnie niedostępna, więc ten pogląd o elicie jest mocno przestarzały, pochodzący chyba jeszcze z czasów komuny.
2. Pani Agnieszko, mam koleżankę, która jest kierownikiem dziekanatu na jednej z uczelni. Ona ciągle mi powtarza, że tam, gdzie zaczyna się praca, kończy się koleżeństwo. Pani tę zasadę złamała. Byłam w szoku, gdy usłyszałam, że Pani wpuściła kilkunastu pracowników do swojego domu. Też bym się w takiej pracy rozleniwiła, przychodząc do firmy w warunkach domowych, gdzie pracodawca traktuje mnie jak domownika i mając nadzieję, że sprzedaż niewidomym sprzętu będzie trwać aż do mojej emerytury. Dla mnie to jest niedopuszczalne. Firma, to jest coś, co powinno być z dala od komfortowych, domowych warunków a szef, to powinien być szef, a nie jakaś pani zgrywająca ciocię czy mamuśkę. I mąż na to pozwolił? Gdzie on był!?
3. Chętnie usłyszałabym równie długą audycję, której gośćmi byliby Pani byli pracownicy. Pani nie powiedziała, jaką pracę mieli oni wykonywać po przebranżowieniu się.
4. Słuchając, kiedy Pani mówi o codziennym doszkalaniu się, jestem przerażona. Pani z kobiety przekształca się w coś, czego nie umiem nazwać. Miejsce kobiety jest w domu, w kuchni, przy dzieciach. To im powinna Pani przede wszystkim poświęcać swój czas. Ewentualnie pracować gdzieś od godziny x do godziny y, a potem przyjść do domu i mieć to tam, gdzie się kończą plecy, bo w domu czekają na Panią dzieci, które Pani potrzebują.
Pani mówi, że wciąż się szkoli, a gdzie w tym wszystkim jest mąż? Co on robi? Dlaczego to on nie wziął udziału w tej audycji, tylko Pani? Przecież Pani w tym czasie powinna kłaść dzieci do łóżek itd, robić to, co prawdziwa żona i matka robić powinna w godzinach wieczornych, a o firmie i o pracy powinien opowiadać mąż.
Nie chcę być złym prorokiem, ale oby Pani nie musiała brać udział w audycji, w której będzie Pani opowiadać o tym, jak to przez Pani ciągłą pracę rozpadła się Pani rodzina.
5. Po wysłuchaniu tej audycji zastanawiam się, ile wnosi np taka pracownica barku w budynku, gdzie pracuję i jak to wyliczyć.
Ze smutkiem i przerażeniem pozdrawiam Panią
Witam Pani Danuario!
Nie miałam okazji poznać Pani, Pani doświadczeń i sukcesów zawodowych, ani tym bardziej rodzinnych (choć nie te były przedmiotem materiału i nie wiem czemu im poświeciła Pani tak wiele uwagi w swoim komentarzu). A jako, że Pani nie znam, nie mogę traktować Pani jako autorytetu w powyższych kwestiach.
Dziękuję Pani za utwór:) W rewanżu proponuję pozycję autorstwa Pana Briana Tracy, niewątpliwie światowego autorytetu w zakresie rozwoju osobistego i psychologii.
Z radością pozdrawiam Panią, Aga
a oto link: https://www.youtube.com/watch?v=ubVm381cLKY
Żeby rozwiać Pani wątpliwości, sukcesów rodzinnych nie mam.
Audycja widać poruszająca i to nawet strefy prywatne.
Aguś, jeszcze raz dziękuję Ci za otwartość, szczerość i klasę z jaką przedstawiłaś swoje doświadczenia.
dziękuję, polecam się;)
i mnie zainteresowała ta audycja. z moich doświadczeń wynika, że najtrudniej niepełnosprawnym jest w zakładach – środowiskach – w których jest tylko jeden rodzaj inwalidztwa. w nich bowiem istnieje rywalizacja na lepszych i gorszych, słabszych i cwanych i ja najlepiej się czuję w zróżnicowanej grupie pod każdym względem, bo jej skład odzwierciedla społeczeństwo i ludzie z radością pomagają sobie wzajemnie rozumiejąc ograniczenia i możliwości każdego człowieka.
Audycję Pani Magdaleny i Agnieszki wysłuchałam już jakiś czas temu. Nie miałam jednakże dość czasu by skomentować.
Wielokrotnie przy realizacji projektów, które koordynowałam zatrudniałam wykonawców na umowę o zlecenie i o dzieło. Były to głównie osoby w pełni sprawne. Nigdy nie miałam problemu z egzekwowaniem powierzonych im zadań, mało tego, często zdarzało się tak, że moi współpracownicy wykonywali jeszcze dodatkowe kwestie, jeśli sytuacja tego wymagała.
Jeżeli chodzi o zatrudnianie osób na umowę o pracę, to mam dotychczas tylko jedno takie doświadczenie. Wystarczy mi ono jednak, by zgodzić się z poglądem Pani Agnieszki.
W ubiegłym roku, w związku z realizacją dużego projektu w Fundacji postanowiłam zatrudnić pracownika ds. administracyjno-biurowych. W zasadzie miał być to asystent dla mnie by szybciej uporać się z papierową robotą i rozkręcić dodatkowe działania. W związku z moimi ograniczeniami wzrokowymi, nie chciałam by była to osoba niewidoma czy słabo widząca. Potrzebowałam uzupełnienia w postaci kogoś w pełni widzącego. Prowadziłam rekrutację przez 3 miesiące, około 50 osób z różnymi orzeczeniami przesłało do mnie CV.
Jedna z kandydatek dzwoniła regularnie dopytując, czy podjęłam już decyzję.
Pech chciał, że osoba, którą wytypowałam, z dużymi kwalifikacjami podjęła już pracę.
Postanowiłam zatrudnić wspomnianą wyżej dziewczynę, która systematycznie kontaktowała się ze mną, także z ciekawym CV. Niepełnosprawność niewielka, reumatoidalne zapalenie stawów.
Zaprosiłam ją na rozmowę próbną, zrobiła bardzo dobre wrażenie, miałam okazję sprawdzić jej umiejętności na miejscu.
Wydawało się OK, dostała umowę na czas próbny na 3 miesiące.
Układ był taki, że 2 dni pracuje u mnie w mieszkaniu, które jest jednocześnie biurem, a przez pozostałe 3 dni w tygodniu jest dostępna u siebie w domu, w miejscowości oddalonej od mojego miasta o 40 km.
W zasadzie od pierwszych dni pracy byłam średnio zadowolona. Niedokładność przy edycji tekstów, błędy w mailach, brak poprawności podczas przepisywania danych np. z rachunków czy faktur.
W kolejnych tygodniach pojawił się problem z niemożnością skontaktowania się mailowego i telefonicznego podczas godzin pracy. Powód, problemy z prądem i internetem. Ciągłe awarie poczty i komputera. Nie mówiąc już o braku samodzielności i kreatywności. Do tego doszło jeszcze mnóstwo innych elementów.
Teraz wiem, że środki dopłacone do jej wynagrodzenia wystarczyłyby na sporządzenie zwykłej umowy zlecenia i powierzenia tych wszystkich zadań innej osobie.
Może jeszcze zatrudnię kogoś na umowę o pracę, będzie to jednakże poprzedzone doświadczeniami wynikającymi z zawieranych umów zlecenia z tą konkretną osobą.
Wreszcie dobrnęłam do końca tej audycji. Kobiety, litości, kto ma czas na słuchanie takich dłużyzn? Audycja dużo by zyskała, gdyby była krótsza, bardziej konkretna i na temat. Uważam, że osoby prowadzące podcasty powinny bardziej te rozmowy moderować i wracać na właściwe tory. Ta uwaga nie dotyczy tylko tej jednej audycji.