ZAKOchany po uszy (wersja tekstowa)
Pobierz napisy w formacie SRT
Pobierz napisy w formacie VTT
FUNDACJA INSTYTUT ROZWOJU REGIONALNEGO PREZENTUJE
TYFLO PODCAST
Dobry wieczór. Jak zwykle witam Państwa bardzo, bardzo serdecznie.
I jak zwykle cieszę się ogromnie, że zechcieli Państwo spędzić wieczór w naszym towarzystwie,
w towarzystwie Tyflo Podcastu. Dzisiaj audycja jakiej rzadko zdarzają się tutaj przygotowywane przeze mnie w podcaście.
Ponieważ będę miała przyjemność poprowadzić spotkanie autorskie z autorem książki Piotrem Witkiem.
Witaj Piotrze.
Witaj Elicjo. Dobry wieczór Państwu.
Będziemy dziś rozmawiać o książce Piotra. Książce pod tytułem Zakochany po uszy.
Czyli jak pies przewodnik zmienił moje życie. Jak zapewne Państwo się domyślają,
będzie ona opowiadała o kolejach losu Piotra i Zako, jego psa przewodnika.
O tym jak wyglądało staranie się o psa, zapoznawanie się z psem, przekazywanie psa,
wspólne docieranie się i jak wygląda obecnie ich współpraca.
Natomiast, żeby nie rozmawiać, to znaczy tak, nie chciałabym tutaj rozmawiać o pracy z psem przewodnikiem.
Praca z psem przewodnikiem będzie jedynie taką kanwą naszego podcastu.
Natomiast uwagę chciałabym skupić na książce. Na tym jak powstawała, jaki był jej zamysł,
jaka jest koncepcja książki itd.
Jeśli będą Państwo chcieli się z nami skontaktować, to zapraszamy do kontaktu przez stronę
kontakt.tyflopodcast.net przez komunikator zoom tyflopodcast.net ukośnik zoom
oraz na Facebooku i YouTubie. Bardzo serdecznie zachęcam.
Być może ktoś z Państwa miał już okazję zapoznać się z fragmentem albo z całością książki,
będzie chciał się podzielić z nami swoimi wrażeniami, to też oczywiście zapraszamy.
Dobrze, to myślę, że możemy przejść już do meritum naszego dzisiejszego spotkania.
Piotrze, zacznę od takiego pytania, skąd w ogóle wziął się pomysł napisania tej książki?
Czy była to jakaś Twoja wewnętrzna potrzeba, czy sam jakby rozważając przejęcie psa przewodnika
szukałeś takiej pozycji, która zawierałaby jakieś niezbędne wskazówki i byłaby pomocna?
Jakie były te główne motywy i przesłanki, dla których ta książka została przez Ciebie napisana?
To zacznę jeszcze od powitania jeszcze jednego gościa, który tutaj się nie odezwie,
ale leży sobie obok nas, bo to jest bohater, jeden z współbohaterów
zakochanego po łóżce, czyli mój pies przewodnik imieniem Zako,
leży sobie tutaj obok mnie na sofie, tak jak pisze o tym w książce, na wyciągnięcie ręki,
tak, abym cały czas mógł głaskać, co w niniejszym czynie właśnie, głaszczę go po łebku w tym momencie,
że on sobie leży tutaj cichutko z łebkiem na swojej sofie.
A odpowiadając na Twoje pytanie, tak, brakowało mi nie tyle informacji na temat psów przewodników,
bo tutaj różnego rodzaju informacje się pojawiały, pojawiały się różnego rodzaju publikacje,
aczkolwiek we wszystkich opracowaniach, we wszystkich informacjach, do jakich docierałem,
wszyscy skupiali się na tym, jak psa pozyskać, jakie prawa ma opiekun psa przewodnika,
gdzie z psem można wchodzić, gdzie nie można, takie rzeczy, okej, ważne, praktyczne,
ale wszystko jak gdyby, wszystkie te publikacje omijały temat emocji,
omijały temat tego, co faktycznie zmienia się w życiu osoby, która decyduje się na pomoc psa asystującego,
no bo okej, wszystko fajnie, wszystkie plusy były wymieniane i to grubą kreską,
ale nikt nie wspominał o minusach i tego mi zabrakło.
Za długo już żyję na tym świecie, żeby jak gdyby łykać wszystko, co mi mówią,
więc no nie do końca zdawałem, znaczy wierzyłem w to, co piszę, wróć, w to, co czytam,
bo oczywiście wiedziałem, że jest super, jest super, ale, tak, nie było tych informacji o minusach
i to sprawiło, że te informacje, które poznawałem, nie do końca wydawały mi się wiarygodne
i wtedy stwierdziłem, że kurczę, przydałaby się taka publikacja, gdzie osoby decydujące się na psa asystującego
mogłyby się zapoznać z opinią człowieka, który już kilka lat z takim psem żyje
i co to dla niego znaczy życie z psem, jak to się je i też takiej osoby, która jest świeża,
bo Zako jest moim pierwszym psem przewodnikiem, znam osoby, które mają drugiego, niektórzy trzy psy miały przewodniki już
i to też już jest inna perspektywa takiego doświadczonego, nazwijmy to, opiekuna psa przewodnika,
a mnie brakowało czegoś takiego, spojrzenia takiej świeżynki, no bo sam byłem w takiej sytuacji,
nie wiedziałem na co się porywam i brakowało mi takiego spojrzenia, takiego głosu
i wtedy pomyślałem, kurczę, może warto byłoby stworzyć kiedyś coś takiego?
Rozumiem, czyli reasumując, chciałeś jakby uwidocznić ten aspekt ludzki i aspekt psi
w kontekście emocjonalnym, bo dla psa ten taki kontekst emocjonalny też jest ważny.
On trafia do kolejnego jakby swojego właściciela, trafia do nowego domu,
stają przed nim nowe zadania, on się ciągle odwraca na początku, czy gdzieś ten trener nie idzie z tyłu,
ten trener, którego zna, ten poprzedni opiekun jakby szuka wtedy wsparcia, ty musisz mu to wsparcie dać itd.
To są takie rzeczy, które właśnie zaczęły się gdzieś tam w pewnym momencie pojawiać
i jak gdyby zdawałem sobie sprawę też, że pies trafi do mnie z któregoś tam źródła.
Ja wcześniej miałem psa od szczeniaka, więc jak gdyby z jednej strony było dla mnie oczywiste,
że inaczej trochę zachowuje się pies, którego sami wychowujemy, inaczej zachowuje się pies,
który w cudzysłowie trochę tak jakbyśmy go brali ze schroniska, że nie znamy jego historii,
nie wiemy jaki ten pies ma charakter itd., więc to będzie jedna wielka niewiadoma
i jak my będziemy podchodzić do tego psa i z drugiej strony jak ten pies będzie podchodził do nas,
bo to też jest istotne, bo przecież to jest żywa istota i ona też ma swoje lęki, ma swoje stresy,
ma swoje lepsze i gorsze dni i tego też byłem ciekaw jak ludzie, którzy dostają takiego dorosłego
skądinąd psa, się z nim po prostu dogadują.
Jak się ta koegzystencja układa?
Tak, nikt mi tego nie był w stanie opowiedzieć.
No i to wielkie niedomówienie, jakim pozostają, może nie nazywajmy tego wady,
ale nazwijmy może wymagania, czy trudności, czy wyzwania stojące, stające na początku tej drogi
przed tym adeptem, kandydatem na psiego opiekuna.
Rosterki jakie się z tym wiążą. Myślę, że to też wymagało pewnej takiej szczerości wobec siebie,
bo zawsze każdy z nas mając w planach przygarnięcie jakiegoś zwierzęcia, psa, kota, obojętnie,
raczej nastawia się bardzo pozytywnie i tak nieco kolokwialnie mówiąc, bardzo się nakręca.
Nawet najbardziej racjonalne osoby na pierwszym planie jednak widzą i dopuszczają do głosu te bardzo pozytywne emocje,
a te negatywne, związane z konsekwencjami finansowymi, wiążące się z dodatkowymi obowiązkami,
z pewnymi zmianami, jakie niewątpliwie taka obecność nowego zwierzaka w naszym życiu wprowadza.
Tak jakby troszkę mniej wychodzimy z założenia, że na pewno jakoś to się ułoży.
Wierzymy też, najczęściej słusznie, w siłę tego entuzjazmu i przywiązania,
że pozwoli nam przeskoczyć wszystkie te trudności.
Niemniej jednak, choćbyśmy podchodzili do tematu z najbardziej optymistycznym nastawieniem,
to lepiej, jeśli tych ewentualnych wyzwań, możliwych problemów, wydatków, wypadków itd. będziemy świadomi. Zgadzasz się?
Tak, ale ja wtedy zupełnie w ten sposób tego nie analizowałem, po prostu brakowało mi informacji,
że nie mogłem ich takich osobistych informacji uzyskać od właścicieli, opiekunów, psów, przewodników.
Miałem też wrażenie, że kilka lat temu, teraz to się zmieniło, osoby, które otrzymywały psy od różnych organizacji,
nie chciały dzielić się między sobą informacjami, jakby to była jakaś tajna wiedza,
taki był jakiś, nie wiem, nieufność, nie wiem skąd to się w ogóle brało.
Ale do dziś w przypadku części właścicieli psów jest…
Ja już obserwuję, że ludzie wymieniają się informacjami i to już jest fajniejsze,
ale i tak takich informacji, prawie dzień po dniu, czy jak wyglądało właśnie przekazywanie psów,
jeśli ja pytałem osoby, które psa miały od kilku lat, to one po prostu, najzwyczajniej w świecie,
już pewnych rzeczy nie pamiętały. I dlatego ja na pewnym etapie, gdy zacząłem zabiegać już o tego psa,
jak go zdecydowałem, to wtedy też postanowiłem, że będę robił sobie na bieżąco notatki z tego,
co się dzieje, co ja czuję, jakie emocje to we mnie budzi, co się dzieje, o czym myślę,
jakie pytania przychodzą mi do głowy. Dzięki temu później pomyślałem,
może coś z tego wyjdzie, może kiedyś przekażę to komuś, może powstanie z tego jakaś publikacja.
Ale to nawiązując do tego, o czym mówiłam wcześniej, dzięki temu, że rozważałeś te pytania,
gdzieś sobie je spisywałeś i tak dalej, to staranie się o psa, przekazywanie psa
i w końcu przyjęcie go w domu było dzięki temu takie bardziej świadome, bardziej uzmysłowione.
Tak, na pewno było bardziej takie analityczne, bo starałem się obserwować nie tylko to, co dzieje się dookoła,
ale także to, co dzieje się ze mną, bo już na pewnym etapie, gdy ludzie ubiegają się o psa,
tak naprawdę wątpliwości są niezwykle ważne. Jeśli nie mamy wątpliwości, nie zadajemy pytań.
Jeśli mamy wątpliwości, możemy je rozwiać, dzięki czemu później nie wpakujemy się na minę
i wiecie, później sami jesteśmy sobie winni, bo nie pytaliśmy, a mogliśmy.
Dlatego mieć wątpliwości to jest super sprawa. Ja je tylko spisywałem
i może też dzięki temu, wiecie, to jest trochę jak ze ściągawką.
Jeśli tworzymy sobie ściągi, to później łatwiej nam tę treść zapamiętać i tutaj może też tak było,
że przez to, że ja zastanawiałem się nad tym, co się dzieje, że gdzieś to starałem się zanotować
wcześniej oczywiście tylko jakimiś punktami. Tak, nazywałem to, co się dzieje.
Jeśli czułem, że coś mi nie pasuje, coś gdzieś mnie uwiera, starałem się to właśnie dookreślić
i dopytywałem. A o takie rzeczy, a o śmakie rzeczy, to gdzieś ludzi w internecie,
znajomych, trenerkę. Więc to był taki nieustanny proces tak naprawdę,
który trwał bardzo długo i to nie było tak, że ja w pewnym momencie postanowiłem,
że ok, to teraz opiszę jakieś nasze wspomnienia czy doświadczenia.
Tylko to był proces, który trwał tak naprawdę wiele lat.
Ok, to może teraz takie pytanie wydaje mi się, że z lżejszej kategorii.
Chciałabym, żebyśmy porozmawiali o tytule, bo jest naprawdę uroczy.
Zakochany po uszy. Graficznie zako jest z większymi literami pisane.
Zakochany po uszy, czyli jak pies przewodnik zmienił moje życie.
Skąd wziął się pomysł na taki tytuł?
Pomysł niestety nie jest mój kolegi ode mnie z pracy, Marcina,
ale pomysł mu przyszedł sam do głowy w momencie, gdy zabrał się za lekturę książki.
No i on po prostu zna zako, wie doskonale jak zako wygląda.
A żeby dopełnić tego obrazów i opisu, to trzeba dodać, że zako posiada,
bo jest to pies z rasy Chesapeake Bay, posiada ogromne zwisające uszy,
które w dotyku, właśnie sobie dotykam, są jak gruby plusz.
Trochę tak, jakbyście dotykali takiej wiszącej kurtyny pluszowej.
I to jest po prostu coś takiego, że jak tylko dotykam zako,
zaraz ręce gdzieś odruchowo szukają tych uszu i gdzieś je tam tłamszę,
ugniatam, on jest do tego przyzwyczajony, bardzo to lubi, traktuje to jako formę pieszczoty.
Właśnie teraz, gdy to mówię, to przesuwa łeb tak,
żebym mógł go wygodnie za ucho złapać i potarmosić.
Więc myślę, że to określenie zakochany po uszy w jego przypadku,
myślę każdy, kto by go zobaczył, każdy kto by dotknął jego łba,
nie miałby żadnej wątpliwości, że spokojnie można się po te uchole zakochać.
Jasne. A z drugiej strony mamy nośną frazę, która oddaje to,
że jest w swoim przewodniku zakochany bez reszty.
Tak jest.
Ok, to porozmawiajmy chwilkę o tym, jak wyglądał plan w ogóle napisania tej książki
i jaka jest jej koncepcja.
Na początek chciałabym cię zapytać po części, już troszkę odpowiedziałeś na to pytanie,
ale chciałabym zapytać, jak wyglądała praca nad książką?
Czy to była jakaś gotowa koncepcja, czy bieżące zapiski,
które były jakąś podstawą, jakimś szkicem do opisania historii jako całość?
Jak to wyglądało?
Na pewno rdzeń całej tej książki stanowią notatki, notatki luźne,
które pojawiały się wraz z upływem lat, bo w momencie, gdy coś zauważałem,
coś mi luźno przychodziło do głowy, ja to spisywałem w formie luźnych uwag,
które wrzucałem gdzieś do jednego, drugiego dokumentu,
które gdzieś tam nazywałem sobie na zasadzie tam pierwsze, drugie spotkanie,
przekazywanie psa i tak dalej.
To, co tam wtedy zwróciło moją uwagę, to, co wydało mi się dziwne, nietypowe, ciekawe,
po prostu to, co uznałem za warte odnotowania, wtedy to odnotowywałem.
To jest, jak wspomniałem, ta główna część.
Ale też, żeby to nie był taki suchy spis jakichś moich uwag, spostrzeżeń i tak dalej,
nie chciałem, żeby to było takie drętwe,
to starałem się też część z tych rzeczy, które zwracały moją uwagę,
ale też takich moich doświadczeń osobistych, jakie na przestrzeni lat,
sytuacje, jakie spotykałem z Zachiem, opisywać w formie też takiej
lekkiej, anegdotycznej, bo tak naprawdę część z takich historii
mogłaby być nieprzyjemna.
Nie chcę tutaj spoilerować i zdradzać różnych rzeczy,
ale niektóre z historii, które opisuję,
inaczej, wszystkie miały miejsce,
wszystkie odbyły się w taki sposób, w jaki zostały opisane
i ta lekka forma, która ma miejsce, ona też oddaje całą sytuację,
bo poniekąd trochę, nawet gdy dochodziło do jakichś sytuacji stresowych,
to często pies łagodził tego typu sytuacje,
a dzięki temu te opisywane historie sprawiają,
że takie mam przynajmniej wrażenie,
że tą książkę czyta się stosunkowo lekko
i nie można odbierać jej jako jakiegoś poradnika, eksperta,
bo ja nie pretenduję w żadnym razie do takiego miana.
Chciałbym, żeby była ta książka odbierana właśnie jako taki
spis, zbiór subiektywnych odczuć i opinii,
coś, co może zainteresować przyszłego właściciela psa, przewodnika, osoby,
która zastanawia się nad posiadaniem psa asystującego,
że przeczyta, jak to wyglądało w praktyce,
ile to kosztuje nerw, mówiąc kolekwialnie, emocji
i wtedy może ta osoba będzie mogła podjąć świadomą,
bardziej świadomą decyzję niż ktoś,
kto takich informacji jest po prostu pozbawiony.
Tymczasem mamy słuchacza na linii,
dodzwonił się do nas Krzysztof.
Witajcie, witajcie.
Witam was serdecznie.
Ja chciałem powiedzieć tutaj, bo mówiłeś Piotrze,
tak nie do końca słucham audycji, bo mi gdzieś to powiadomienie uciekło,
jak zwykle Facebook świluje, jak to Facebook czasami niestety,
ale sobie potem odsłucham z odtworzenia do końca
i rzeczywiście chciałem potwierdzić, bo spotkaliśmy się w Katowicach
z zakusiem waszym i chciałem powiedzieć tym osobom,
co nie dowierzają, naprawdę słuchajcie,
zako ma bardzo długie uszy i normalnie to jest taki pieszczoch
i taki puchaty, że naprawdę ja się w tym psie zakochałem już,
a nie jest mój, żeby nie było.
Także naprawdę fantastyczny psiak i naprawdę jest tak za Piotrem,
że naprawdę rewelacyjny team i rewelacyjnie współpracują też.
Dzięki wielkie za miłe słowa.
Bardzo dziękujemy za telefon i za miłe słowa.
Bardzo, bardzo serdecznie pozdrawiamy, wielkie dzięki
i do następnego spotkania oczywiście z nami i z zakusiem też.
A ja też mam takie pytanie do Ciebie Piotruś,
to jakoś tak, no bo tam wiadomo te wszystkie komendy,
wiadomo to jak chodzisz, to się wiadomo pamięta,
ale na przykład tą całą drogę o to ubieganie się psa i tak dalej,
to jakoś to gdzieś sobie spisywałeś, żeby to tak dosyć fajnie,
fajną miało formę, czy jak to wyglądało?
Ale pytasz o ubieganie się o psa jako takiego w sensie całych procedur,
jak wystąpić o psa, gdzie się zgłosić i tak dalej?
Znaczy w sensie jak zacząłeś pisać tą książkę?
Nie, bo to jest jak gdyby wiedza dość powszechna
i tutaj jeśli zapytasz przeglądarkę, wyszukiwarkę internetową,
to Ci podpowie jakie organizacje w Polsce się o to, gdzie się można starać.
Ale jak najbardziej w książce, całą drogę od dylematu
czy w ogóle próbować się decydować na psa przez…
Spotkania, na których organizacje, które szkolą psy,
zapraszają Cię na takie spotkanie kwalifikacyjne,
gdzie tam opowiadają Ci o psach, też Ci naświetlają tak naprawdę z czym to się je.
Wszystko to jest w książce opisane.
Sporządzał Piotr na bieżąco notatki
i właśnie na kanwie tych notatek powstały te pierwsze rozdziały książki.
Dlatego też mówimy o tym, że ona powstawała przez lata,
bo właśnie od tych rozważań, czy w ogóle takiego psa powinien mieć czy nie,
wypisywania sobie plusów i minusów i to dosłownego wypisywania.
Wypisywania wszystkich aspektów właśnie.
Zgłaszania się po psa przez opisywanie sobie w notatkach,
jak te spotkania organizacyjne wyglądały,
o co Powigien był jeszcze zapytać itd.
Przez całą tą ścieżkę wszystko sobie wpisywał
i to było takim jakby pomocniczym materiałem do przygotowania książki.
Super, dzięki serdeczne.
No to tam do usłyszenia i do zobaczenia i jestem na nasłuchu.
Jasne, super.
Dzięki za teraz.
Pozdrowienia dla Was.
Pozdrowienia, hej.
Hej.
Ja tutaj wracając do tego, o czym mówiłeś wcześniej,
za największą wartość tej książki uznaję to,
że ona z jednej strony nie jest poradnikiem,
nie jest takim suchym indeksem jakichś rad,
komend, które pies powinien znać,
porad żywieniowych, porad odnośnie spacerów fizjologicznych itd.
Tam to wszystko oczywiście się znajduje,
ale jakby sama narracja jest poprowadzona w ten sposób,
że wszystkie te porady, informacje itd.
są wplecione w opowiadanie o tym,
czemu to służy, jak Wam to pomogło,
nad czym się zastanawiałeś,
które z tych rzeczy postanowiłeś wdrożyć, a których nie.
I druga rzecz, której Ci się udało uniknąć z drugiego bieguna,
to że książka nie jest przegadana.
To nie jest tylko taka opowieść,
że był sobie niewidomy człowiek,
który najpierw się zastanawiał, czy wziąć psa,
później tego psa wziął
i raz było mu łatwiej, raz było mu trudniej,
ale bez jakichś takich bardziej merytorycznych informacji
gdzieś to tam do końca jest opowiedziane
i chodzili długo i szczęśliwie,
żaden wypadek się im nie przydarzył itd.
Więc z jednej strony udało Ci się odejść
rzeczywiście od tej formy poradnikowej,
a z drugiej strony też to nie jest takie
czytelne opowiadanie tylko o tym,
że tam miał człowiek psa i jak sobie z tym psem chodził.
Jest zachowany taki prawidłowy balans
pomiędzy jednym a drugim.
Bardzo dziękuję za takie miłe słowa.
Tutaj dodam tylko, że właśnie dzięki temu,
że gdzieś tam zadawałem cały czas pytania,
to też np. o karmy.
Wydawało mi się okej, ja już wszystko wiem,
kilkanaście lat miałem wcześniej psa,
niczy mnie tu nie zaskoczą.
Wiadomo, pytałem trenerkę jakieś tam rekomendacje,
ale potem nagle się okazuje,
zadaję pytanie na jakiejś grupie w internecie
o karmy dla psów i nagle okazuje się,
że nic nie wiem, jakie są rodzaje karm,
jak często zmieniać karmy itd.
I to dopiero otwiera mi oczy,
że o takiego psa pracującego
zakres, w jaki musimy o niego dbać,
to jest zupełnie co innego niż taki pies domowy.
I tak naprawdę przez długi czas
mnie się te oczy otwierały, otwierały, otwierały,
że aż zacząłem przypominać postać z mangi
wielkie oczy w ciągłym zdumieniu,
zanim ten stan takiego permanentnego zdumienia,
ile to wymaga jakiejś tam atencji,
sprawił, że przywykłem do tego
i zrozumiałem, że ten pies,
jeśli ma być zdrowym psem,
psem pracującym dobrze
i przede wszystkim psem, który będzie się czuł dobrze
w moim towarzystwie, że będzie chciał pracować,
to się wielu ludziom wydaje wręcz dziwne,
że Zako o wiele bardziej cieszy się
w momencie, gdy ja biorę uprząż do ręki
i idziemy do pracy, niż gdy
biorę zwykłą smycz i idziemy na spacer,
bo dla niego praca sprawia mu o wiele więcej frajdy
niż zwykły spacer po lesie.
Tak, głównie dlatego, że w trakcie pracy
jest cały czas dokarmiany.
Ja tutaj, żeby trochę spuentować to,
o czym Piotr mówił przed chwilą,
myślę, że też w tym kontekście
ciągłego zdumienia są takie rzeczy,
nawet nie tyle, które nas zdumiewają,
tylko takie, o których byśmy na przykład
nie pomyśleli.
Ilustruję to takim oto przykładem.
Kiedy mieliśmy poprzedniego psa,
wybierając dla niego karmę,
zwracaliśmy uwagę jakby tylko na
wartości odżywcze tej karmy.
Na początku były to karmy jakieś tam
przeznaczone dla juniorów,
później dla dorosłych psów,
później dla karmy dietetyczne.
I jakby to było takim wyznacznikiem.
Natomiast w momencie, kiedy wybieraliśmy karmę,
tutaj wybierał Piotr dla psa przewodnika,
już nie tylko to było brane pod uwagę,
bo nie pamiętam już, czy na grupie jakiejś,
czy w rozmowie z innym posiadaczem psa,
wyszła kwestia tego, jaka ta karma jest,
że tak powiem, jaką ona ma formę.
Bo, że tak powiem, posiadacze psów
wyróżniają karmy bardziej śmierdzące,
mniej śmierdzące, bardziej brudzące palce,
mniej brudzące palce, tłuste itd., itd.
Wiecie, zwykły użytkownik psa…
Takie, które się dzielą, można podzielić
poszczególne groszki na mniejsze itd., itd.
I zwykły użytkownik, posiadacz psa
użytkownik psiej karmy w ogóle na takie rzeczy
nie zwraca uwagi. Patrzy na tabelki,
wsypuje do miski, jest po temacie.
A tutaj takie rzeczy już należy wziąć pod uwagę,
bo o wiele lepiej jest spośród karm
o podobnym składzie odżywczym wybrać tą,
która nie jest śmierdząca, nie jest tłuszcząca ręce
itd., itd., bo przecież tego psa naokrągło dokarmiamy
i jeszcze na dodatek się dzieli,
żeby psa nie przekarmić.
Myślę, że już chociażby tutaj w takim
nano przykładzie można
stwierdzić jak duży jest ten obszar
niewiedzy, który dzieli
wiedzę posiadacza psa,
zwykłego psa od posiadacza psa przewodnika.
A zwróćmy uwagę, że mnóstwo osób,
które nigdy w życiu nie miały psa
i one w ogóle nie mają żadnych podstaw,
nie wiedzą czym grozi wzięcie
nie tylko psa, ale psa przewodnika
do domu dla nich. To jest bardzo
duży ciężar i też rozmawiałem z osobami,
które nie udźwignęły posiadania psa
przewodnika w domu, musiały psa oddać,
a to ani nie było fajne dla nich,
ani niestety dla psa, dla którego
to był kolejny dom, w którym nie zagrzał miejsca.
Dlatego myślę tym bardziej,
że ta decyzja powinna być
naprawdę dobrze przemyślana, bo ile człowiek
jeśli zdecyduje, że
tego psa zwraca do organizacji, która go
wyszkoliła, jest to dla niego w jakimś sensie
ostatecznie decyzja pozytywna, skoro na takie
rozwiązanie się zdecydował. To dla psa niekoniecznie
musi tak być, więc tutaj
to staranie o posiadanie psa
przewodnika powinno być też gruntownie przemyślane.
Dobrze, ale rozmawialiśmy o tej koncepcji,
więc tutaj pozwolisz, że podsumuję.
Tutaj jakby koncepcja nie była
spontaniczna, były zapiski,
była przemyślana taka jakby
formuła później, już kiedy korzystałeś z tych zapisków,
co powinno się tam znaleźć. Spontaniczny element
to były chyba najbardziej historie, które ktoś
opowiadał w kontekście swoich psów, prawda? Takie rzeczy,
które przychodziły do ciebie gdzieś z zewnątrz.
To jedne historie z zewnątrz, drugie to historie moje, bo
jak gdyby z jednej strony ta
zapiski to było coś, co powstawało
i później na bazie tych drobnych klocuszków
dzięki temu, że tych notatek było sporo,
to były takie drobne elementy, stosunkowo łatwo
przyszło mi złożenie pewnych
ram tej historii, no bo
każda historia gdzieś powinna mieć swój początek, koniec i jeszcze jakiś
kształt do tego, więc wymyśliłem sobie, że
taka forma, jaką ostatecznie ta książka przebrała, będzie
najlepsza.
Jak gdyby tylko okraszałem ją tymi
lżejszymi rzeczami, żeby stosunkowo łatwo
i mam nadzieję przyjemnie się ją czytało i to
ta koncepcja samej książki, bo od tego wyszłaś,
no to powstało znacznie, znacznie później
ja tak naprawdę po
kilku, kilku latach zbierania tych notatek
podjąłem próbę
zebrania tego, rozpisałem sobie taki szkic
jak to powinno wyglądać i podjąłem
próbę napisania jednego czy drugiego rozdziału
i ugrzązłem i zostałem z tym tematem
na dłuższy czas, bo dopadły mi niewątpliwości, że
ooo, kto by to chciał czytać
to chyba nie jest takie fajne, szkoda czasu na to
i tak dalej. Dobrze, że pokazałeś tą
te wstępy, te
notatki i tak dalej innym osobom
bo może ich zdanie było dla Ciebie
motywacją, że warto jednak się tym zająć
warto jakąś może inną koncepcję
tutaj sobie stworzyć, bo książka była tak naprawdę
napisana przez sześć lat, pięć lat to było
zbieranie notatek, przygotowywanie sobie
takich pomocniczych materiałów i dopiero ten
szósty rok, który był właściwym
to już było takie zebranie wszystkiego do kupy
jak gdyby do precyzowania samego
scenariusza tego szkicu, co by to miało być
podzielenie całości na jakieś takie sensowne rozdziały
no i pomalutku wypełnianie
dobieranie tych klocków tak, żeby
wszystko pasowało do siebie
trzeba było to oczywiście jeszcze
odpowiednio poprzerabiać, bo żeby to miało też
dobrze się to czytało, bo czym innym
jest wiadomo zbieranie notatek przez lata
a czym innym potem opracowanie tego zebrania
w jakąś jedną sensowną całość
pewnie jeszcze to, co w tym momencie znajduje się
w książce na pewno da się jeszcze bardziej
wyszlifować, no tylko trzeba sobie też powiedzieć kiedy
przestać i kiedy można to już wydać
ja sam tą książkę przeczytałem kilkanaście
razy, więc myślę, że już mi wystarczy
i no też
nie ma co mówić, jest to książka
właściciela psa, który pisze
o psie, a nie pisarza, który
ma psa i pisze o swoim psie
więc na to też trzeba brać poprawkę
tak i wydaje mi się, zanim przejdziemy do rozmowy o formie
i o tym z jakimi ewentualnie
trudnościami się borykałeś, też
trzeba mieć na uwadze to, że
są to odczucia subiektywne
nie każda osoba rozważająca posiadanie
psa przewodnika, pracę z psem
przewodnikiem, będzie miała
podobne obawy
podobną motywację
co więcej, może mieć całkowicie różne, bo historie, które opisuję
dotyczą mojego psa, psa
o konkretnym charakterze, o konkretnych
gabarytach
zachowania trenera, który był
taki, a nie inny, który szkoli psy
w swój sposób i te wszystkie
sytuacje sprawiają, że
jest to i nie może być
niczym innym, tylko i wyłącznie subiektywnym opisem
moich doświadczeń, które jednak dają pewien
obraz tego, jak ta sytuacja może
wyglądać. Jeśli ktoś trafi na bardziej
knobrnego psa, no to może to sobie
jakoś tam wyobrazić, jakby pies się zachował
w takich sytuacjach, jak trafi na mniejszego psa
może sobie wyobrazić, czy byłoby mu łatwiej
czy gorzej w różnych sytuacjach. Bo tamten mniejszy się wszędzie zmieści, a nasz nie
zmieści się nigdzie. No, albo nie wiem
za to w drugą stronę. Łatwiej jest mu wsiąść do pociągu.
Tak, albo nie wiem, zako jak idzie
przez tłum ludzi, to pyskiem odpycha ludzi
a taki mały pies gdzieś tam zostanie zadeptany i tak dalej
więc chodzi o pewną perspektywę i punkt odniesienia
wcześniej mi tego brakowało
teraz pisząc tą książkę
miałem takie poczucie, że ktoś będzie mógł
spojrzeć na nas w opisywanych sytuacjach
i odnieść to do siebie
jak piszę, nie wiem, o podróżowaniu busami
z psem, to ktoś może sobie powiedzieć
o kurcze, to mnie w ogóle nie obchodzi, ja nigdzie busami nie jeżdżę
a ktoś powie, kurcze, to jest interesujące
bo do mnie tylko busem można dojechać
i tak dalej, i tak dalej. No jasne
to na chwilę przejdźmy
do rozmowy o samej
o samym warsztacie, ok?
Chciałam Cię zapytać o taką kwestię
co dla Ciebie stanowiło większe wyzwanie?
Ta treść merytoryczna, to znaczy
zgromadzenie, wyselekcjonowanie
tych materiałów, które rzeczywiście
wydawały Ci się merytorycznie przydatne
ciekawe
takie istotne dla tej historii
czy ta
forma literacka, czyli kwestia
tego jak to powinno być napisane, jak powinno być złożone
nie wiem, jakaś
autokorekta i tak dalej.
Na pewno zbieranie tych wszystkich rzeczy
nie było problematyczne, bo
one odbywały się przez lata i tak naprawdę z tych wszystkich notatek
wyrzuciłem raptem może dwie czy trzy rzeczy
na przestrzenie tych wszystkich lat, a resztę
fajnie udało się wpasować
w treść książki i opowiedzieć
o tym wszystkim co tam miało miejsce
co mnie nurtowało, frapowało i tak dalej.
Samo pisanie też nie było dla mnie
trudne o tyle, że
ja nie mam większego problemu
z pisaniem. Problem miałem z czasem
ponieważ
dużo różnych rzeczy robię
to trudno było mi znaleźć czas na to
aby tą treść po pierwsze
spisać, potem po wielokroć
ją poprawiać, bo to o co pytasz
jak wyglądał ten warsztat, to on też tak wyglądał, że
tworzyłem. Czym innym jest notatka, a czym innym jest książka, tak?
Gdy powstawał rozdział, to ja go czytałem jeden, drugi
dziesiąty, dwudziesty raz, a
wyłapując różnego rodzaju nieścisłości, odwołania
powtórzenia, później te rozdziały
w momencie gdy łączyłem
sytuacja się powtarzała. Czytałem raz, drugi, trzeci
wyłapywałem różnego, nieścisłości
różnego rodzaju. Potem przychodził ktoś taki jak
Alicja, która brała się za lekturę i zaczynała wytykać mi
błędy, czy inni potem beta-testerzy
a mnie jasny szlag trafiał, że
ktoś mi tu ingeruje w tekst, że ja mam zmienić to
czy ja mam zmienić tamto, że to jest nielogiczne
dokładnie, więc po prostu
w pewnym momencie, gdy już
ten tekst był według mnie idealny
gdy po dziesiątym razie, gdy go
wtedy szczytałem, już mówię o tym w cudzysłowie
w cudzysłowie idealnie
idealnym tekście, no to i tyle
ile tam jeszcze poprawek weszło, ile jeszcze rzeczy
sam zauważyłem później właśnie analizując
te redaktorskie poprawki, no to
tu tak naprawdę było najwięcej pracy
i to było dla mnie tak naprawdę najbardziej
zniechęcające. Wyczerpujące może
może nawet nie wiem, czy bardziej zniechęcające
bo czytałem po raz kolejny i się
tylko zastanawiałem, kurczę, co tym razem
co tym razem, bałem się, że znowu gdy coś przegapię
to znowu przyjdzie jakiś redaktorek
i mi palcem pokaże, a to
tu jest źle, a to ci umknęło i tak dalej, nie?
I to mnie irytowało, ale
finalnie efekt jest taki jaki jest
i to już do Was pytanie
do osób, które zdążyły przeczytać
przynajmniej jakieś fragmenty
co o tym sądzicie, albo jeśli przeczytacie za czas jakiś
i wtedy wysłuchacie naszej audycji
co sądzicie właśnie o samej książce
Jasne, będziecie mogli się wtedy Państwo do tego odnieść
Ja przyznam szczerze, że z
ogromnym podziwem przyglądałam się Piotrowi
najpierw na tym pierwszym etapie
jak systematycznie przygotowywał
notatki, później
jak selekcjonował te rzeczy, które będą
przydatne, które będą ciekawe, które będą potrzebne
i wreszcie jak niezmordowanie czytał
kolejny raz i kolejny raz i kolejny raz
Tutaj myślę, że
ukłony też należą się współpracownikom Piotra
z Fundacji FIR
którzy też
dołożyli starań, żeby książka miała
zarówno
świetną formę, jak i
właściwą, poprawną treść
To dokładnie tak. Ani i Marcinowi bardzo dziękuję
Oczywiście zostali też na stronie redakcyjnej
wymienieni jako korektorzy
Marcinowi też za redakcję książki bardzo dziękuję
I to też koniecznie trzeba powiedzieć
Sławkowi Mirskiemu
Mówię z imienia i nazwiska o Sławku
ponieważ przygotował dla nas, dla Was
doskonale dostępny dokument PDF
dostępny cyfrowo, więc nie tylko
tekst jest przygotowany w sposób dostępny
ale i struktura dokumentu elektronicznego
i wszystkie fotografie w książce posiadają
odpowiednie teksty alternatywne, więc
myślę, że jeśli jeszcze mieliście jakieś obawy
jeśli chodzi o czytanie e-booka
no to w tym momencie spokojnie możecie
zabierać się za lekturę. Ok, to myślę, że
jakby naturalnie przejdziemy
do następnej kwestii
Tutaj książka
którą dzisiaj prezentujemy
o której dzisiaj opowiadamy
jej premiera zbiegła się z obchodami 20-lecia
Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego
i też
uświetniła ten jubileusz
i mówię to nie bez kozery
Z okazji tego jubileuszu zostało wydanych
kilkadziesiąt egzemplarzy również w formie drukowanej
i zostały wykonane w formie
naprawdę pięknej. Są
wydrukowane w dużym formacie
na kredowym papierze
Książka jest ilustrowana zdjęciami
Zaka, zdjęciami opiekunów Zaka
i tutaj też myślę, że
za tą jakby oprawę graficzną
i pietyzm z jakim książka
została wydana należą się najwyższe wyrazy
uznania. Tak i to też Sławek składał
więc to dla Sławka też ukłonę ogromne
bo to wyszła z tego naprawdę
bardzo fajna publikacja
Nie ma wstydu. No właśnie
wspominałam o tym, że książka jest tak
bardzo ładnie wydana. Czy dla Ciebie jako osoby niewidomej
to miało znaczenie?
Nie wiem czy
bardziej dla mnie jako osoby niewidomej, czy dla mnie jako autora
tej publikacji, bo było to
coś namacalnego. To jest
coś takiego, co mogę wziąć do ręki, mogę postawić na półce
i powiedzieć napisałem książkę
wydałem książkę, jestem autorem
książki i to
sprawia, że
mam poczucie, że było warto, że jest coś takiego
co powstało
i mam
informację zwrotną od kilku osób
już, że książka jest dobrze
odbierana
odbierana jest w taki sposób, w jaki chciałem, żeby była
wybrana, więc uważam, że
naprawdę było warto, bo nawet
nie tylko osoby, które nie miały psów
ale też takie osoby, które mają
już któregoś psa z kolei zdążyły przeczytać tą książkę
i każdy
w tej książce znalazł coś dla siebie
jedne osoby sobie przypomniały, jak to było
być w takiej sytuacji, gdy za pierwszym
razem dostawało się psa, inne osoby
znajdują podobne sytuacje
jakie same miały chodząc z psem
przewodnikiem, a jeszcze inne osoby
piszą mi o tym, że myślały
zastanawiały się nad psem, ale po lekturze
tej książki uzmysłowiły sobie, że to
nie byłoby wsparcie dla nich
to pies wcale by im nie pomagał
nie chodziłoby im się dobrze z psem
i to też jest ważne
myślę, że to, że też taką ma książka
bogatą
szatę graficzną, że jest taka dopieszczona
jest też takim jakby
zwieńczeniem pewnego procesu twórczego
że to jest trochę tak, jak się piecze chleb
gdzieś to w tobie rosło, dojrzewało, przygotowałeś, wybierałeś
i oczywiście z racji braku wzroku
te formy elektroniczne książki są dla nas
bardziej dostępne, jednak tak jak wspomniałeś
ta jej namacalność, całość
jej kompletność
i właśnie tego, że jest ilustrowana
i tego, że została tak ładnie wydana, jest takim
może taką troszeczkę nagrodą za tą włożoną pracę
w jej przygotowanie. Trochę tak to czuję, bo
jak mówię, to bardzo miłe uczucie dzisiaj
właśnie też w ramach podziękowania
za opiekę nad ZAKO, gdy
zdarza nam się wyjechać gdzieś na weekend
naszej stałej pet-sitterce podarowałem
jeden egzemplarz książki
i była zaskoczona w ogóle też formą
w jakiej został
książka została wydana, więc
samo to wydanie naprawdę robi wrażenie
bo jest to raczej takie wydanie, bym powiedział, albumowe
sądząc właśnie po papierze
i tak dalej, a nie takie zwykłe
na takim offsetowym papierze, takim
nazwijmy to gazetowym, naprawdę
robi wrażenie. Tu oczywiście chciałbym dodać jeszcze
że w tym momencie do pobrania jest
książka w wersji elektronicznej, w pełni dostępnej
w formacie PDF, ale też trwają
prace w tym momencie nad powstaniem wersji
też w formacie EPUB
tak, żeby osobom słabowidzącym lepiej się czytało, żeby
czytniki, wszystkie
książek elektronicznych bez problemu też
wczetywały tą publikację
a niezależnie od tego też trwają
prace, czy uda się, czy zostaną zwieńczone sukcesem
nad stworzeniem audiobooka z tej książki
to trzymam kciuki
mam nadzieję, że się uda, tylko to jest proces, on musi troszkę
potrwać, mam nadzieję, że się uda go
zakończyć, tak jak powiedziałem, sukcesem
wtedy też oczywiście udostępnimy tą książkę
co ważne, bo to jeszcze nie padło
ta książka jest dostępna na otwarte
licencje, czyli rozpowszechniana jest
bezpłatnie, każdy może ją sobie pobrać
tutaj poprosimy Michała Dziewisza, żeby
umieścił link w komentarzu albo
w samym opisie audycji, tak żeby plik był
również do pobrania, żebyście nie musieli szukać
niezależnie od tego, oczywiście możecie go znaleźć na mojej stronie
internetowej pod adresem
mojaszuflada.pl, łamane, zakochane
tam znajdziecie nie tylko samą książkę do pobrania
ale także opinie czytelników
którzy już podzielili się ze mną
swoimi odczuciami na temat książki
Znając pracowitość i determinację Piotra
jestem spokojna o to, że również w formacie e-booka
książka będzie dostępna
ok, porozmawialiśmy o formie, porozmawialiśmy
o treści, o wyzwaniach związanych z taką pracą twórczą
chciałabym, żebyśmy przez chwilę pomówili o tym
kto jest adresatem twojej książki
czy ty ją napisałeś po części dla siebie
żeby za kilka lat mając tam już nie wiadomo którego
psa przewodnika, wracać sobie do tych początków
czy to jest książka dla psiarzy
osób, które są zainteresowane psami
bo myślę, że w gronie jej czytelników znajdą się również
takie osoby, które z przeróżnych powodów
braku potrzeby, braku chęci, braku możliwości
nigdy nie zdecydują się na psa przewodnika
ale bardzo lubią psy, lubią o psach rozmawiać, czytać
to już odpowiada. Tak naprawdę w momencie, gdy pisałem
tę książkę myślałem tylko i wyłącznie o osobach, które
przymierzają się dopiero do posiadania psa przewodnika
ale wraz z
ze wzrostem objętości
tej książki, wraz z historiami
jakie trafiały do tej książki i teraz
sądząc po odbiorze tej książki
zmieniłem zdanie, bo w tym momencie
widzę, że ta książka
podoba się nie tylko przyszłym właścicielom psu
ale jak wspomniałem chwilkę wcześniej
mówię o psach przewodnikach asystujących
także osobom, które już posiadają psy przewodniki
ta książka też się podoba
a raz, że wspomina jakieś, czy przywodzi na myśl
jakieś podobne historie, które miały miejsce
w ich życiu, ale też
wspominam tam o różnych takich rzeczach, z których
ktoś może sam na co dzień nie korzysta
i może znaleźć tam dla siebie jakąś taką
inspirację, żeby wdrożyć to czy tamto
bo on stwierdzi, że kurcze
a ja to robię inaczej, może warto spróbować
tego. Co się okazuje? Osoby, które były
beta testerami, które czytały książkę
tak naprawdę osoby, które
mają psy, co do jednego
wszystkim im się książka podobała
czyli tak jak tutaj sugeruje Alicja
wszelkiego rodzaju psiarze też
będą zadowoleni
co więcej, myślę, że ta książka
jest ważna
wrócę do kontekstu osób, które myślą, zastanawiają się
nad psem, nie tylko dla osób, które będą się
starały o psa, ale także dla
członków ich rodzin, bo to jest coś
co jest mega ważne i znam kilka
sytuacji, przypadków takich, gdzie to domownicy
na różnym etapie, od
niezgodzenia się na starcie, aż po
w cudzysłowie wygonienie psa z domu
doprowadzało do sytuacji, że
osoba niewidoma musiała zrezygnować
z posiadania psa przewodnika, bo nikt
rodziny wcześniej nie uświadomił z czym to się
je, z czym to się wiąże
wpuszczenie do domu tak wymagającego
asystenta, więc to na pewno są te osoby
i jeszcze jedna kategoria osób
myślę, że osoby, które już są
właścicielami psów przewodników, a mają
wokół siebie kogoś, kto z różnych względów
nie łapie, na czym polega
posiadanie psa przewodnika, bo to jest też takie
częste pytanie, które ja dostaję
czy ludzie nie zarzucają mi, że ja się
pastwię nad tym zwierzęciem, że
znęcam się nad psem. Osoby, które
zadają takie pytania, jak i te osoby,
które zarzucają coś takiego, powinny przeczytać
zakochanego po uszy, wtedy
zrozumieją, czy tak naprawdę
pies męczy się w tej pracy, czy nie
czy chce chodzić do takiej pracy
czy nie, czy ja się pastwię, czy nie
to też jest oczywiście mikroskopijna
grupa, ale jeśli macie kogoś
takiego w swoim pobliżu, otoczeniu
kto robi wam wstręty z jakiegoś powodu, można mu dać
taką książkę, masz chłopie, przeczytaj, może zrozumiesz
o co w tym wszystkim chodzi. I tak, i nie
bo tutaj, to ja jeszcze
później wrócę do wcześniejszego jednego wątku, ale
tutaj powiem, że
książka załatwia sprawę
o tyle, że rzeczywiście
gdzieś przez te wskazówki pokazuje
jak funkcjonowanie prawidłowe człowieka
i psa powinno się odbywać w takiej sytuacji
modelowej, więc wydaje mi się, że
też ta książka może być ważna
dla otoczenia osoby
niewidomej, posiadającej psa
jeżeli otoczenie uważa mniej lub bardziej
słusznie. I tu na to chcę zwrócić uwagę, że
osoba posiadająca psa niekoniecznie
reaguje z nim tak jak powinna.
Znajdując w tej książce potwierdzenie
lub zaprzeczenie swoich domniemań
przynajmniej będzie miała pewność, czy powinna
zwracać uwagę, czy powinna egzekwować jakieś
odmienne zachowania ze strony osoby niewidomej
wobec jej psa, czy nie. Czy
wszystko będzie w porządku. Tak, absolutnie masz rację.
Tu jest jeszcze jedna grupa osób, co do której
też nie uzmysławiałem sobie, że w ogóle
istnieje taka grupa odbiorców, ale
sporo osób szuka informacji
dla swoich bliskich,
którzy tracą wzrok. I osoby
świeżo ociemniałe, nie posiadające
jeszcze umiejętności bezwzrokowego
korzystania z internetu, wyszukiwania informacji, docierania do
informacji, te osoby są tak naprawdę
odcięte od źródła wiedzy i wtedy ich rodzina
zaczyna szukać informacji i zadaje sobie pytanie
np. widzą w telewizji, o, ktoś tam jest psem przewodnikiem
może dla, nie wiem, mojego ojca, brata, syna
taki pies byłby przydatny i wtedy
gdy zapozna się z treścią takiej książki
to też dowie się tak naprawdę z czym to jest
z czym to się je, co to jest i czy
ta bliska osoba będzie w stanie
czy chciałaby, czy mogłaby
pomyśleć o takim psie asystującym. Bo np.
jeśli to będzie osoba, która jest kompletnie niemobilna
i nie zdradza żadnych, jakichś takich skłonności
do tego, żeby częściej wychodzić
żeby wychodzić samodzielnie itd.
to ktoś może dojść do wniosku, że nie, że dla mojego brata jednak to nie jest
on nie jest na tyle, że tak powiem
zrehabilitowany, na tyle gotowy
już, żeby np. wychodzić z psem
więc tutaj też w kontekście
takim otoczenia jest to bardzo ważne
Piotr, w swojej książce opowiadasz
o posiadaniu psa przewodnika
w takich, ta narracja toczy się
w takich dwóch rdzeniach
jeden rdzeń jest taki niemal
poetycki, opisuje twoje
emocje, twoje przywiązanie do psa
jak go dotykasz, jak go słyszysz, jak go odbierasz
jak ci towarzyszy itd.
i z drugiej strony
ten drugi rdzeń, taka proza codzienności
wszystkie
wypadki, przypadki, bądź wolna praca
regularne ćwiczenia, nieprzewidziane trudności itd.
która opisujesz
też na przykładzie tego
jak funkcjonujecie z ZAKiem każdego dnia
powiedz mi, dla ciebie jako autora
w kontekście odbiorców
która z tych odsłon
jest dla ciebie ważniejsza?
Trudno je tutaj
określać
bardziej, mniej ważna, powiem może tak
najbliższa jest mi ta pierwsza narracja
bo to jest jednak coś bardziej takiego
intymnego, coś gdzie trochę uchylam
rąbkę tajemnicy z mojego prywatnego życia
jak wyglądają moje bądź co, bądź bardzo bliskie
relacje z psem
to jest też taka sytuacja, że
ZAKo nie opuszcza mnie na krok
to jest pies, który musi być bardzo blisko
ja idę na picie kawy, on idzie za mną
kładzie się tak, żeby gdzieś tam łapą, pyskiem, nosem
dotykać gdzieś mojej stopy, nogi, łydki
musi mieć mnie w zasięgu wzroku
nie ma opcji, żeby
jak jestem w domu, spuścił mnie
z oka, chyba, że słyszę otwieraną lodówkę
i coś tam ala zaczyna działać w okolicy jego misek
no to wtedy lepiej, mówi
pójdę, sprawdzę, jak mam potem żałować
no to się podniesie, pójdzie, ale jeśli zobaczy, że nic tam się nie dzieje
kulinarnego, to zaraz wraca
i sprawdza, czy gdzieś nie zniknąłem, więc
ta relacja jest
dla mnie bardzo ważna
i pisanie o niej z jednej strony
sprawiało mi przyjemność, aczkolwiek z drugiej strony
budziło też obawę, jak to zostanie
odebrane, bo to trochę tak
się postrzega dzisiaj ludzi
że jeśli odsłaniają jakieś swoje emocje
to jak gdyby odsłaniali swoją słabość
i nie, ja uważam, że dzięki temu właśnie, że
tak dobrze się dogadujemy z Zachiem
że jesteśmy tak blisko ze sobą, właśnie na tym polega
nasza siła, że tak dobrze funkcjonujemy
że on się nie boi pewnych zachowań
względem mnie, dlatego potrafi
zatrzymać mnie stanowczo
gdy jest ku temu potrzeba
wie, że nawet gdy coś zbroi
też potrafi okazać, że jest skruszony
ale też wie, że nie stanie mu się żadna krzywda z tego tytułu
i to jest
ważne w tym związku
a ta druga część, tak jak mówię
nie jest mniej ważna, tylko
nie jest mi tak bliska, tak? Te historie tak naprawdę
tam się przepływają. Czyli ta pierwsza jest bardziej dla ciebie, a ta druga
jest bardziej dla odbiorców? Trochę tak, trochę tak, w sensie jest mi
bliższa, bo to cała książka jest dla odbiorców
ale ta druga część też składa się z historii
moich, ale też osób
wielu osób, które znam, także wiele osób
może też osoby, które nas słuchają
mogą znaleźć w tej książce jakieś historie
bo czasami wspominam o osoby
że jeden znajomy to, inna znajoma tamto
i co im się działo w podobnych sytuacjach
więc możecie odnaleźć
także siebie na stronicach
tej książki, więc to nie są tylko
i wyłącznie moje historie, bo
nam wszystkie historie, o których tam piszę
no po prostu nie mogłyby się przydarzyć
też nie zawsze mógłbym się znaleźć
w takich okolicznościach jak tam co po niektóre osoby
więc czerpię
też z doświadczeń innych osób, z historii
osób, które znam, z którymi rozmawiałem na różne
tematy w kontekście psów
przewodników, historie jakie mi się przydarzały
więc ich historie czasami też się
pojawiają, tak?
To ja wam powiem, drodzy Państwo, co mnie
i w tej historii
i w tym duecie, któremu się przyglądam już od
sześciu lat, urzeka najbardziej
to
że człowiek otacza swojego psa
uczuciem, troską
dla cywilizowanego, zdrowego, emocjonalnie
człowieka jest oczywiste
w tej parze najfajniejsze jest to, że jedno i drugie
pozwala sobie momentami na niepewność
i kiedy jest to niepewność
po stronie psa
pies wie, że będzie mógł liczyć
na wsparcie swojego opiekuna
i kiedy jest to niepewność po stronie opiekuna
wie, że będzie mógł liczyć na wzmożone wsparcie
i jakby taką samodecyzyjność
swojego psa i myślę, że trzeba
naprawdę ogromnej więzi i ogromnej pracy
której świadectwem jest właśnie to
że i jedno i drugie
nie obawia się pokazać tej niepewności
że nie obawia się konsekwencji pokazania tej niepewności
myślę, że też
trochę o tym w tej książce
zostało napisane, może nie tak wprost
bo ja to tak chyba bardziej po damsku
a ty tak opisywałeś bardziej po męsku
ale myślę, że na pewno w treści gdzieś
ten aspekt również się pojawi
ok, to teraz
zadam ci takie przewrotne pytanie
czytając Zakochanego, znalazłam tam
całe mnóstwo, nieprzebraną ilość
informacji
już myślałem, że błędów ortograficznych
to już mamy za sobą
nieprzebraną ilość różnych informacji
oczywiście żartuję, dotyczących tego
z czym wiąże się posiadanie psa przewodnika
uwierzcie mi Państwo lub nie
jest tam opisane dosłownie
wszyściutko od tego
należy się przygotować do tego
pierwszego spotkania kwalifikacyjnego
przez wszystkie kwestie związane
z przygotowaniem się do egzaminu z orientacji
przez wszystkie kwestie związane
z wydatkami w kontekście spotkań
na które będziemy musieli jeździć
przed przekazaniem psa
wszystkie kwestie praktyczne związane właśnie
z poznawaniem się z psem, z doborem psa
z przejmowaniem tego psa
z przygotowaniem się na jego zamieszkanie
w naszym domu
już nie będę tego ciągnąć, bo przez całe 6 lat
przewija się ten wątek
co potrzebujemy na lato, co potrzebujemy na zimę
jak zabezpieczamy zdrowie
naszego psa, szczepienia
drobaczanie czym smarujemy łapy
a czym smarujemy nos itd.
jest to opisane drobiazgowo
bardzo szczegółowo i bardzo
bardzo dokładnie
czy nie miałeś takiej obawy
że ktoś rozważając posiadanie psa przewodnika
jak to wszystko przeczyta
to on stwierdzi, nie biorę
nie podołam po prostu
nie, ja miałem nadzieję, że ktoś
zada sobie pytanie
czy dam radę, bo po to ta książka
powstała, żeby ludzie mieli
świadomość na co się porywają
bo nie jest sztuką wystąpić o psa
dostać psa i później wiecie
wychodzić z nim przed blok tylko żeby
powiedzmy o pewną perspektywę
ty jakby z tym wszystkim na przestrzeni tych 6 lat się oswajałeś
i przychodziło to po kolei, a jeszcze to, a jeszcze tamto
a muszę wydłużyć spacery
a w upały muszę skrócić, a w zimę
muszę zabezpieczyć i kupić buty
wydaje mi się, że właśnie książka została napisana w taki sposób
żeby pokazać, że część rzeczy
przychodziła do nas etapami, systematycznie
najlepszym przykładem tego jest chociażby
samo zgrywanie się z psem
ja opisuję jak to wyglądało
i ile ten proces trwał
mam informacje od kilku osób, że był to
jeden z szybszych procesów
zgrywania się z psem
takiego dostrajania się, dopasowywania się
czytania swoich, wzajemnego czytania
tych sygnałów, ale wydaje mi się, że też to miało miejsce
dlatego, że
miałem psa i jak gdyby też
przez tą relację naszą
więc, że poszło odpowiednio szybciej
ale pozostałe rzeczy
pojawiały się tam
powoli, systematycznie na przestrzeni lat
to też u mnie nie jest tak, że wszystko
i w ciągu tygodnia ja musiałem się
nauczyć, poznać i tak dalej, bo
chociażby te kwestie sezonowe, przechodziło na bieżąco
jeden sezon, drugi sezon, coś mi się nie sprawdziło w jednym sezonie
to sprawdzaliśmy w drugim sezonie, tak jak na przykład
ja nauczyłem mzako chodzić w butach
zimą, to większość
właścicieli psów, przewodników
nie korzysta z tego rozwiązania, bo
z różnych względów nie chcą
albo oni, albo ich psy nie chcą chodzić w takich
butkach, więc
to są po raz kolejny, mówię moje subiektywne
doświadczenia i ja tak nabierałem tych doświadczeń
to nabierałem ich z czasem
teraz mogę powiedzieć, że mnóstwo rzeczy wiem
a i tak pewnie wiem nadal mniej niż ktoś, kto miał już
trzy psa na przykład, każdy z tych psów
był inny, z innym usposobieniem
tak, różnych raz, gabarytów
temperamentu i
mógłby wtedy mi opowiedzieć jeszcze ktoś taki
mnóstwo historii, z których ja bym się wiele dowiedział
tu bardziej chodziło mi o to, żeby pokazać, że
tego typu rzeczy się pojawiają
i że pojawiają się powoli, to jest jak chociażby
z karmą, że ta karma przyszedł
jedną karmę, a finalnie miał trzecią
i to gdzieś tam ewoluowało, to się zmieniało
i dzisiaj wiem, że nawet jak mam mu kupić jakąś
na wyjazd jakąś mniejszą saszatkę karmy
to też już wiem jaką kupić, żeby mu nie
zaszkodziła, żeby tam
żeby nie zabrakło wagowo, wiesz jak to powinno wyglądać
ale to wszystko, to jest właśnie doświadczenie, które nabywa się
z czasem, a nie jest to wiedza taka encyklopedyczna
którą jedziemy na szkolenie teraz
przekazywanie psa, trwa dwa tygodnie i że my w ciągu
tych dwóch tygodni wszystkiego się dowiemy i już potem będziemy
alfy i omegi, nie, bo tak. Nawet jak się nie dowiemy
to mamy zawsze książkę na podoręczy, możemy sobie
zerknąć, także proszę się nie martwić
niech się Państwo nie martwią, nawet jeśli
komuś wyda się to
może zbyt przytłaczające, zbyt obciążające
ilościowo i w kontekście też kosztów
bo tutaj takim tematem, który
gdzieś tam się przewija często też
na grupach, mam przyjemność administrować grupą
na Facebooku posiadaczy psów przewodników
też jakby tutaj ta kwestia
związana z kosztami utrzymania psa jest niebagatelna
warta przemyślenia, warta omówienia
z domownikami. Często pomijana na etapie
dopasowania się do pasowy, tam przeniosie. Może nie tak, że
pomijana, ale chyba niedostatecznie eksponowana
żeby mogła, wszystkie aspekty żeby mogły
być poruszone. Tak, nie jest kwestia posponowana, to jest kwestia
po prostu niedoszacowana, bo ktoś kto nie
wie ile pies wymaga
atencji, uwagi
chociażby jak często
trzeba z psem pracującym chodzić do weterynarza
to nie jest jak ze zwykłym psem, gdzie ja
z nim chodziłem, akurat on ścierał
wcześniejszy nasz pies ścierał paznokcie, więc ja z nim chodziłem
raz do roku na szczepienie i odrobaczanie
i to było wszystko, a z Zakiem chodzę minimum raz
w miesiącu i to jest coś takiego co
już stanowi jakiś tam dodatek
do budżetu, a tych
drobnych rzeczy takich
Kolejna kwestia to jest grumer, tak?
Gdzie z psem takim towarzyskim, domowym
chodzimy tak rzadko jak jesteśmy w stanie
długo znieść jego psi zapach albo jakieś tam inne
natomiast ponieważ psy przewodniki
z racji swojej roli, swojej pracy bywają
w miejscach publicznych, podróżują
komunikacją zbiorową, podróżują taksówkami
podwożą nas tym psem nasi znajomi czy nasza rodzina
on musi być w kontekście swojej powierzchowności
też w naprawdę dobrej kondycji, nie może być brudny
nie może się z niego sypać, nie może mieć
jakichś takich, nie wiem, niezdrowych fragmentów
skóry, gdzie będzie się drapał ta skóra będzie się sypać
i łuszczyć, tak? Więc tutaj takie kwestie
też są bardzo istotne. Zwykły dodatkowy koszt
przewozu psa zwykłą taksówką, taksówka że
czy jakieś korporacje sobie doliczają za to zawsze
jakieś astronomiczne kwoty, ale jednak doliczają więcej
tu grosik do grosza i nagle się okazuje, że
nasz budżet trzeszczy, dlatego tego typu rzeczy
też należy na nie zwrócić uwagę i o tym też piszę
w książce, bo pies pracujący też
nie zje karmy typu frolik, tylko musi
mieć karmę rzeczywiście
wysokowartościową, wysokogatunkową
i tak dalej, i tak dalej, jak dla psów pracujących
często kastratów, więc
to po prostu są dodatkowe koszta
o których staram się
uświadamiać właśnie na stronach
zakochanego. Tak, ale tak jak mówiliśmy
to nie jest tak, że tę wiedzę trzeba sobie przyswoić
natychmiast, na raz i jakby
wszystko to, czego
Państwo się z zakochanego dowiecie
ma być już w głowie i
decydować o tym, czy będą się
Państwo decydowali na psa, bo na przykład jeśli chodzi o to
o ten kontekst finansowy, są też
zawarte informacje odnośnie tego, że
można pozyskiwać dofinansowania
na utrzymanie psa, więc
jakby tutaj może ten budżet będzie trzeszczał troszeczkę mniej
Ale to też nie można, na co zwracam uwagę
tego traktować jako
informacji takiej, że nam się należy, bo mamy
psa przewodnika. Absolutnie nie. Z wielu przyczyn
Raz, że to
są projekty, które tak jak Ala mówi
mogą być, może ich nie być. Są to często projekty
na przykład w mieście danym może być
w innych może nie być. Są to projekty też, które mają swoje
jakieś regulaminy, warunki
których możemy nie spełniać, bo na przykład przekroczymy
jakieś progi dochodowe, albo wiek psa
i wtedy wypadniemy spod takiego
albo po prostu okaże się, że
wszyscy już chętnie się zgłosili
i wyczerpała się liczba wolnych miejsc
w projekcie i też się tam nie dostaniemy, więc
nie ma co liczyć. To raczej należy traktować jak gwiazdkę
z nieba, że się dostaniemy
do takiego projektu i dostaniemy jakieś dofinansowanie
a nie jako absolutny pewnik, że my to teraz sobie weźmiemy
psa, a później to ktoś nam będzie za niego płacił, bo to
absolutnie tak nie działa. Ktoś może nam się dorzucić
do tego, ale wcale nie musi i nie warto
na to liczyć, bo w momencie gdy
nie dostaniemy tych ekstra pieniędzy, no to co zrobimy?
Będziemy psu suchy chleb dawać?
Resztki ze stołu. No, tak.
To teraz przejdźmy może przez chwilę, porozmawiajmy
o tym, jak opisujesz
twoją relację z psem
w kontekście twojej niepełnosprawności i ogólnie
niepełnosprawności w kontekście osób niewidomych.
Nie znalazłam w tej książce
takiego typowego, żewnego
wątku osoby
niewidomej pracującej z psem,
takiego, nie wiem,
grania na emocjach czytelnika,
mimo że przytaczasz jej historie własne
i historie cudze. Czy to jest
zabieg świadomy, taki, żeby
właśnie nie pogrywać na emocjach, gdzieś tutaj
pokazywać bardziej ten merytoryczny aspekt pracy?
Czy po prostu traktujesz
twoją pracę z psem
tak jak robią to, nie wiem, posiadacze psów ratowniczych
czy przedstawiciele służb mundurowych?
Jakby w oderwaniu od twojej
niepełnosprawności opisywałeś wątek
samej więzi i pracy?
Nigdy się do tego nie odwoływałem i to nawet
nieszczególnie świadomie, po prostu
tego typu, wydaje mi się, relacje powstają najczęściej
u osób, które
mniej lub bardziej świadomie przelewają
jakieś swoje emocje, uczucia na psa.
A tu nie o to chodzi, tak?
Bo pies nie jest moim partnerem życiowym, tylko jest
członkiem stada naszego, całej naszej
rodziny, więc bardziej
traktuję rzeczywiście psa jako członka
zespołu i tak razem pracujemy, bo
gdy idziemy do pracy, to
to nazywam, że my idziemy do pracy, nie że pies
idzie do pracy i będzie mnie ciągnął, holował jak
sanki na przykład, tylko
idziemy razem do pracy, on mi pokazuje
przeszkody, ostrzega mnie przed niebezpieczeństwami
ja podejmuję decyzję, gdzie idziemy
i ja tam kieruję psa, więc idziemy jako zespół
i w takim kontekście przynajmniej ci
te osoby, z którymi miałem kontakt
czyli akurat w moim wypadku osoby
ratownicy górniczy i
jeden strażak, który
pamiętasz tego pana, co miał pieska do poszukiwań
właśnie w zawalonych budynkach, to
to są osoby, które pracują z psami
w zespole, tworzą team, tworzą zespół
i ich psy, tak jak zako
cieszą się, że idą do pracy, dla nich to jest
zabawa, oni tak naprawdę
one, te pieski są tak uczone
przez zabawę, czyli one jak
szukają jakichś tam symulantów, szukają jakichś osób
czy zabawek w trakcie zabawy
w trakcie ćwiczeń, to one to traktują
jako zabawę i zako
nie traktuje prowadzenia jako
zabawy, ale jest to dla niego forma takiego
wspólnej pracy, jemu po prostu sprawia
frajdę to, że wychodzimy razem, że
robimy coś razem, że on jest chwalony
że ja mu coś pokazuję, on mi coś pokazuje
że się dogadujemy, że stanowimy właśnie
jeden zespół, wydaje mi się, że
to mu sprawia największą frajdę
dlatego odpowiadając na twoje pytanie
ja to widzę tak, że bardziej jesteśmy zespołem
razem pracujemy, nie mam tak, że
przelewam na zaka jakieś
nazwijmy to deficyty emocjonalne
i stąd pewnie w książce nie znalazło się
nic takiego
nie znam też osób, które by tak
po całości w cudzysłowie
w cudzysłowie mówiąc przelewały
te swoje emocje, dlaczego?
Ja też pamiętam, że osoby, które ubiegały się o psa
przewodnika i miały taką tendencję
właśnie do przelewania
nadmiaru emocji albo były takie
emocjonalnie niespełnione i szukały takiego
właśnie jakiegoś wsparcia emocjonalnego w psie
nie dostawały psa przewodnika
Ok. Może na etapie
twoim przyjmowania
psa przewodnika albo z tej konkretnej organizacji
nie dostawały albo gdzieś w kontekście
twojego postrzegania
tego zjawiska
jest jakby mniej
Mam wrażenie, że osoby, które samotnie
żyją z psami chcąc, nie chcąc
obcując tylko i wyłącznie z drugą żywą
istotą, na nią przelewają
sporo tego typu
emocji i trochę ich relacja
wygląda inaczej niż moja
Ok. Dobra. To
ten wątek zostawmy. Wiemy, że już
jest to jakby konsekwencją naturalnego
twojego postrzegania, twojej pracy z lekiem jako pracy
zespołowej i w odejściu
od tego wątku osoby
niepełnosprawnej. Natomiast trochę
nawiązałeś do mojego następnego pytania.
Jedyny wątek, którego
mi w tej książce zabrakło, to
kwestia taka trochę
mniej wesoła. A mianowicie
takie zjawisko, że
część osób
niewidomych, niepełnosprawnych
posiadających psy asystenckie
w skutek większej lub mniejszej takiej
izolacji społecznej
całą uwagę, miłość przelewa na
posiadane przez siebie psy
personalizując je i troszkę
niestety zaburzając tą relację
człowiek-pies, właściciel-pies itd.
Ja tutaj nie mówię o wprowadzaniu
drilu itd., natomiast
gdzieś to odbywa się troszeczkę inaczej
niż na ogół w relacjach
osób widzących z psami.
Skutki tego bywają różne.
Jest to sytuacja taka, w której
właściciel-psa nigdy się nie rozstaje
ze swoim psem albo
unika jak ognia takich sytuacji,
w których ktoś inny miałby się tym psem zajmować,
bo nikt nie jest dość dobry
z jego perspektywy do tego, żeby się tym psem zaopiekować.
Broń Boże, pet sitter,
broń Boże hotel, broń Boże jakaś inna sytuacja
i to skutkuje, może skutkować taką sytuacją,
że ktoś, kiedy będzie w przymusowej sytuacji
będzie musiał pójść do lekarza, będzie musiał
nagle wyjechać w miejsce, gdzie z przyczyn transportowych
jakichkolwiek innych nie będzie mógł tego psa zabrać.
Raz, że on będzie miał problem, a dwa,
że będzie to skutkowało lękiem separacyjnym
dla psa, bo pies, który
nie jest przyzwyczajony do tego, że
zostawanie samemu w domu na kilka godzin,
zostawanie z jakąś osobą,
która jest opiekunem tymczasowym,
no po prostu nagle takiej sytuacji nie zaakceptuje.
Bo nie jest przyzwyczajony dla niego, będzie to sytuacja
nowa, wiążąca się z ogromnym stresem. Ale to są
konsekwencje, natomiast brakuje mi
opisania samego tego wątku.
Poczekaj, poczekaj, chciałam Cię zapytać.
Czy to jest kwestią, skutkiem tego, że
właśnie jakby nie masz takich doświadczeń
i jest to dla Ciebie kwestia marginalna?
Nie masz takich doświadczeń z innymi osobami itd.
Czy przez to, że sam nie masz
takich doświadczeń, a temat wydaje Ci się
na tyle delikatny, że nie posiadając
sam takich doświadczeń, nie jesteś w stanie
prawidłowo tego zjawiska opisać,
nie chciałeś tego tematu podejmować?
To wybieram odpowiedź B, bo
rzeczywiście to jest
książka, która zawiera moje subiektywne
odczucia, więc jeśli tu
przytaczasz teraz sytuacje, które
nie należą do mojego
świata. Nie, no jasne, ale tak jak się tu przytaczasz
inne historie, cudze. Więc to o czym mówisz,
wspominam o tym właśnie w kontekście
wyboru odpowiedniego
hotelu dla psa, czy właśnie
pecitera. Właśnie przytaczając
kilka historii takich w kontekście
pozostawiania psa, nie że ktoś
chciał, miał wybór,
tylko nagle okazywało się, że musi trafić np. właśnie
do szpitala, coś się podziało i
nagle pies nie może zostać sam, bo właśnie
posiada lęki separacyjne,
tylko wyje, wyje, wyje, wyje i
nie wiadomo wtedy, co z takim psem robić,
bo nawet za bardzo leków nie można mu podać
uspokajających, chyba że jakiejś zastrzyki, a to
jest robienie takiemu psu krzywdy
zarówno w jednym, jak i drugim przypadku, to znaczy
tak mocno przywiązując psa do siebie, żeby on
nie był w stanie wytrzymać ani chwili bez nas,
jak i później jakieś takie fizyczne
wymuszanie na psie zachowania
spokoju, więc ja tego
doświadczam, osobiście nie doświadczałem,
różne historie słyszałem. Bo też od początku bardzo pilnowałeś tego,
żeby przyzwyczajać psa. Tak, od samiutkiego
początku, ponieważ niestety u siebie w bloku miałem
psy, które nie potrafiły zostawać same,
ja na tą kwestię byłem bardzo
wrażliwy, bardzo uczulony, więc od samego
początku pilnowałem tego, żeby zako mógł zostawać sam,
najpierw po parę minut, potem kilkanaście, potem
kilkanaście godzin, aż do tego,
że możemy spokojnie wyjechać na weekend, zako zostanie
pod opieką pecitera, albo wyjechać na wakacje
w jakieś ciepłe miejsce, gdzie
dla jego dobra nie będziesz go zabierał. Nie byłoby mu komfortowo,
więc po prostu idzie wtedy do psiego hotelu i
to jest dla mnie ok, bo on
jak ma fajne miejsce, gdzie ma swoich
kolegów, koleżanki, psy, koty, z którymi
może się bawić, to on trochę jedzie jak na własne
wakacje, nie musi chodzić do pracy, świetnie się bawi
i cieszy się zarówno wtedy, jak jedzie do hotelu,
Pagoda dopisuje, bo to najczęściej lato. Tak, jak i wtedy,
gdy go zabieram z tego hotelu, więc ja jestem
zadowolony, on jest zadowolony, jakieś takie
zdrowe relacje zostały
zachowane. Pies nie cierpi,
ja nie cierpię, bo wiem, że jest w dobrych rękach,
też sprawdzonych, o czym piszę w książce, więc
jak gdyby problem znany,
nie opisywałem, nie wchodziłem, bo ja go nie doświadczam,
a są to moje subiektywne odczucia.
No, ok. Powiedzmy, że przyjmuję
takie wyjaśnienie. Dobra, Piotr,
to na zakończenie porozmawiamy troszkę o tym,
jak patrzysz na treść książki z dzisiejszej perspektywy,
ponieważ książka
powstała etapami przez lata
z perspektywy dzisiejszej, tych
sześciu lat. Kiedy czytasz
te pierwsze rozdziały o tym, jak
rozważałeś przyjęcie psa, jak się
do tego przygotowywałeś, jakie towarzyszyły
temu emocje, obawy, nadzieję?
Co z tego się potwierdziło?
Czy trzeba było się aż tak bardzo bać, martwić?
Niepokoić i tak dalej?
Jak się brałem za pisanie pierwszych notatek, to byłem
zielony jak szczypiorek. Po prostu nic, nic nie wiedziałem
oczywiście ani o psach, ani co mnie czeka.
I to była bardzo dobra decyzja, żeby zacząć robić te notatki,
bo dzięki temu mam nadzieję, że inne osoby nie będą
takie narażone
na sytuację taką, że
no nie wiem, co mnie czeka, jak to będzie
wyglądało.
Wiele mnie to kosztowało emocji, naprawdę
na początku, szczególnie na początku
bałem się ogromnie
tego, że będę się
bał po prostu, mówiąc wprost, chodzić
z psem, przewodnikiem, że nie będę w stanie
mu zaufać. To była moja największa obawa.
Dzisiaj z perspektywy czasu wydaje mi się ona
jak czytałem o tym, jak się przekonywałem
poprawiając już książkę, tak? Gdy czytałem
o tym, jak się przekonywałem do Zaka, jak
zaczynałem mu ufać, jak
systematycznie wzrastało to nasze wspólne
zaufanie do siebie, no to teraz
wydaje mi się to w ogóle śmieszne, że takie obawy
miałem, ale gdyby nie te notatki
to dzisiaj byłoby mi trudno nawet uwierzyć, przyznać
przed samym sobą, że takie uczucia mną kiedyś
targały. Dzięki temu właśnie, że
przez te lata
powstawały wszystkie te notatki. Ta książka jest taka bardzo
w moim odczuciu, oczywiście jako autora, bardzo
autentyczna. Na ile ona jest dla was
autentyczna, to przekonacie się czytając ją,
ale właśnie przez to, że ja widzę, że
o pewnych rzeczach ja zupełnie
zapomniałem na przestrzeni lat, jak to było
to dopiero czytając
to teraz. Uznał, że bał się niepotrzebnie.
Tak. Co było taką rzeczą, której się obawiałeś
niepotrzebnie, takiej, znaczy może, że nie niepotrzebnie
ale bezpodstawnie, że gdzieś tam miałeś
zasiane. Najbardziej się bałem, że spadnę
ze schodów albo, że
pies ściągnie mnie z peronu. I to było
po prostu jakieś moje wielkie, mega
wielka obawa, że byłem cały spięty, spocony,
zdenerwowany, że tu mnie pociągnie, ja zaraz spadnę
i w ogóle cały się połamie. Czyli ta praca ci się wydawała
taka bardziej dynamiczna, mniej przewidywalna, mniej spokojna
tak? Wiesz co, no nie no, sobie myślałem wtedy
kurę, przecież tylko pies, zobaczę jakiegoś kota, pociągnie
mnie i już leżę, nie? Czyli nie miałeś do niego zaufania.
No ale na początku nikt nie ma, tak to sobie
ja czy nie wiem, no tak piszę o swoich odczuciach.
Ja nie miałem żadnego zaufania. Sobie myślę
kurde, no jak to można psu zaufać? Tu pójdę
i co, on zobaczy latarnię, ominie latarnię, a ja w nią
wejdę? Przecież każdy z nas, osób niewidomych,
miał takie doświadczenie, że szedł z widzącą osobą
i raz i drugi to. Się zagadał, nie?
Słupek zahaczył nami, nasz przewodnik to
jakąś latarnię, to coś tam innego stojącego.
Więc znamy to doskonale. To człowiek,
a pies? To powiem wam, że
odkąd chodzę z zako, to oczywiście zdarza nam się
gdzieś tam otrzeć się ramieniem czy coś, ręką, dłonią
o coś puknę, ale nie ma
żadnego porównania do widzącej osoby.
Zako o wiele lepiej mija przeszkody niż widząca
osoba, tak? Więc tu w ogóle
no nie ma porównania.
Po prostu zako zawsze bierze margines,
bierze poprawkę i przede wszystkim nigdy o mnie
nie zapomina. A gdy idę z przewodnikiem, przewodnikowi
z człowiekiem, zdarza mu się zapomnieć,
że prowadzi osobę niewidomą, no i wtedy
bams, albo nie powiem o jakimś kranężniku, bo
jemu się wydaje, że tego nie widać, albo
ta ciemniejsza plama na chodniku, to tylko plama
okazuje się, że jest to niewielka dziura,
którą akurat wsadzę nogę, z zakiem jak
idę, nie ma opcji, żebym wszedł w dziurę, żebym wszedł
w kałużę, czy podobne historie, czy
spad z kraniażnika, tak? Mam wszystko
zasygnalizowane, ominięte i tego
typu historie się nie przydarzają, więc z perspektywy
właśnie tamtych, już w tym momencie
ośmiu lat, jak zacząłem się starać o psa, no to
obawy moje były
płonne, ale też to były takie
specyficzne. Naturalne. Tak. Ale zdajesz sobie
sprawę, że Zako w swojej pracy
jest też wyjątkowo skupiony, wyjątkowo
dokładny, wyjątkowo uważny, że
to, że Ty możesz mu, powiedzmy
w dzisiejszych okolicznościach, zaufać w stu
procentach, nie przekłada się na to, że
zaufałbyś tak każdemu psu?
Zako dla mnie jest
najwspanialszym psem na świecie i
wydaje mi się, że
w momencie, gdybym kiedyś miał innego psa,
to wszystkie te obawy wrócą.
Że… Nie jest to kwestia
psa przewodnika, tylko kwestia Zaka. Nie.
To jest kwestia wspólnego
nabywania doświadczenia, nabywania zaufania.
Gdy ja uczyłem się chodzić z Zako,
trenerka widziała, jak bardzo ja się boję schodów.
Zaczęła ze mną trenować na takich
alejce parkowej, gdzie były tam dwa takie
mikroskopijne schodki, żebym się nie bał,
że z nich spadnę i że złamie kark.
I od takich jednych schodków przez
większe schody, po normalne schody, po
dzisiaj ruchome schody. Nie stanowi
najmniejszego problemu Zako wchodzi, czy to ruchome schody,
czy ruchomy chodnik. Dla niego to jest
taki sam… Jakiś tam
forma transportu, jak
jakaś… Każda inna wie,
tak zakładam, że wie,
że dam mu w odpowiednim momencie sygnał,
żeby z tego zeskoczył, na to wskoczył
i tyle. Pokonujemy tego typu
przeszkody bez problemu,
ale to wymaga,
wymagało zgrania się do pasowania
i to nie jest tak, że ktoś przyjdzie i powie
no słuchaj, tu masz psa przewodnika, idź, możesz mu zaufać.
W życiu musiałbym znowu
spędzić ileś miesięcy na
obserwowaniu, na zgrywaniu się z tym psem.
Czy on jest tak samo godny zaufania jak Zako?
Tak, tak.
Dobrze Piotrze, to w kontekście treści zadam Ci
ostatnie pytanie w naszym dzisiejszym spotkaniu.
Czy z perspektywy
dzisiaj ukończonej książki wydrukowanej,
gotowej do przeczytania, oddanej
czytelnikom, w ich ręce oceniające
głowy, jest w tej
taka rzecz, której w tej książce
nie zawarłeś, bo nie mogłeś,
nie chciałeś, albo nie potrafiłeś opisać,
a uważasz, że powinna była się tam znaleźć?
Nie, nie ma takich rzeczy, które
byłyby ważne, o których bym
zapomniał, bo te ważne rzeczy, one ciągle
gdzieś we mnie były, były we mnie, były w notatkach,
bo gdzieś tam wypływały co jakiś czas.
Może w tej książce
zabraknąć jakichś takich rzeczy, które
przypominają mi się jeszcze czasem na zasadzie,
że a, jakąś tam sytuację
mógłbym zobrazować inną historią, która mi się
przydarzyła, o której zapomniałem.
To raczej tego typu
historię, bo
teraz, gdy po raz kolejny gdzieś tam
przeglądałem ostatni raz książkę,
tuż przed jej opublikowaniem,
jeszcze mi tam coś przychodziło do głowy, jakieś tam
historie ze szpitala, gdzie tam
jedna pani doktor, która wydawała
jej się, że ma super poczucie humoru,
pytała, czy zamienili się w szpital weterynaryjny
i tak dalej, i tak dalej, więc to są też
takie historyjki, anegdoty,
które mógłbym gdzieś tam jeszcze
dopasować do całego tego gobelinu,
gdzieś je tam wpleść, ale no po prostu
wtedy nie przyszły mi do głowy
i na skutek tego nie trafiły.
No a nie będę przecież po tysiąc razy
aktualizował. Może kiedyś pojawi się
zakon dwa, czyli
zakon o emeryturze, w co szczerze wątpię,
ale no nie.
W tym momencie tych ważnych rzeczy nie ma.
Są to tylko raczej takie didaskalia,
takie historyjki, które coś tam mogłyby lepiej
lub inaczej zobrazkować.
Ok, to na koniec sam chciałabym, żebyś
przypomniał wszystkie źródła,
z których nasi słuchacze mogą pobrać książkę.
Przypomnijmy, że książka jest dostępna
nieodpłatnie, w formie elektronicznej.
Tak, pobrać można tak naprawdę z różnych źródeł.
Tutaj zacznijmy od może strony
Fundacji Instytut Rozwoju Regionalnego,
która oficjalnie jest wydawcą tejże książki.
Tam w sekcji publikacje
można odnaleźć Zakochanego po uszy.
Również na stronach
Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych
tam też została podlinkowana
publikacja, ponieważ ze środków funduszu
jej druk został sfinansowany.
No i oczywiście, tak jak wspomniałem
na początku, na mojej szufladzie,
czyli mojaszuflada.pl
łamany, zakochany.
Tam znajdziecie też
plik do pobrania i w tej ostatniej
lokalizacji będą pojawiały się także
kolejne wersje tej samej książki,
tylko kolejne wersje,
na przykład wersja ePub,
czyli też format elektroniczny dla czytników
książek elektronicznych.
I jeśli uda się temat sfinalizować, mam nadzieję,
że audiobook też tam się pojawi
i też będzie do pobrania.
Tam też w tym samym miejscu pojawiają się opinie,
osób, które przeczytały zakochanego.
Więc jeśli wy przeczytacie książkę,
a chcielibyście się podzielić swoją opinią,
napiszcie do mnie na adres podany na stronie.
Wtedy też postaram się opublikować
waszą opinię na tejże stronie,
tak żeby inne osoby zastanawiające się nad lekturą
tej książki, wiedziały czy warto
po nią sięgać, czy nie. No bo autor może mówić, że coś jest
super, cud, miód i orzeczki, a
czytelnicy stwierdzą, że absolutnie do bani
i kicha, i nie ma co tracić czasu
na lekturę takiego gniota.
Ja przyznam szczerze, że
książka jest
dla mnie bardzo
przemyślana, jest bardzo
rzetelnie przygotowana.
To nie jest jakieś tam sobie bla, bla, bla.
Jest bardzo uporządkowana
w kontekście przekazywanej wiedzy
i
tej wiedzy dla przyszłych adeptów
posiadania psa przewodnika
znajdą tam Państwo
naprawdę dużo, a jej forma
narracja w tej książce jest
tak świetna, że musiałam zrobić
ten podcast z Piotrem niezwłocznie
tuż po ukazaniu się książki praktycznie.
Mam nadzieję, że udało się nam
zachęcić do przeczytania książki.
Wydaje mi się też
jej taką wartością to, że to nie jest
taka książka, którą musimy przeczytać całą.
Możemy sobie czytać ją etapami,
możemy zaglądać do konkretnych fragmentów, więc
wszystko jest opisane, nazwane, podzielone na konkretne
rozdziały, także myślę, że
możemy też sobie czytać ją modułowo.
Bardzo Piotrze dziękuję Ci, że zechciałeś
przyjąć szybkie zaproszenie i tutaj
Ja dziękuję nie tylko za zaproszenie, ale
za także przemiłe słowa. Cieszę się, że książeczkę się
podobała, w końcu bądź co bądź mojej najważniejszej
granicy, ale
mam nadzieję, że innym osobom też się spodoba.
Śmiało
zachęcam do czytania. Zapomnieliśmy jeszcze o jednym
źródle, że poprosimy Michała, żeby w komentarzu
on umieścił, czy w opisie, jak
się nie zgodzi, to my umieścimy w opisie
link do, znaczy w komentarzu
link do mojej szuflady, gdzie książeczkę sobie znajdziecie.
No i cóż, raz jeszcze
dziękuję, że mogłem podzielić się z Wami
bądź co bądź też moją radością. Nie tylko
z posiadania tak fantastycznego psiaka, który
przez całą audycję nie dał mi spokoju, po prostu
on tu się kręci z boku na bok. Jak tylko
przestanę go głaskać, to zaraz trąca mnie pyskiem
albo łapą, żebym natychmiast zaczynał
z powrotem go głaskać, albo pod pyskiem, albo
za fafle wiszące po bokach pyska, jak go potarmosił
albo za uchą złapał. Ciągle
prosi, żeby
mieć go na oku, żeby być blisko,
żeby mieć go gdzieś tam na
zasięgurek. Tak, jest to po prostu niesamowite.
Także z jednej strony
i z drugiej strony ta radość
emanuje. Autora też, który napisał książkę
za to też dziękuję, że mogłem tutaj
poopowiadać wam o tym, co sprawiło mi ogromną radość.
Nie spodziewałem się,
że taką frajdę mi to sprawi. Było to coś
takiego, co powstawało
z myślą na zasadzie, kurcze, zrobię to
bo komuś się przyda. A finalnie chyba
w momencie, gdy dostałem
ten egzemplarz pierwszy wydrukowany do ręki
to musiałem się po prostu rozpromienić,
rozświetlić jak supernowa.
Banan od ucha do ucha
sprawiło mi to naprawdę wielką przyjemność, więc
cieszę się, że tą radością mogłem się też
z wami podzielić, bo wiadomo, że radość
współdzielona jest większa. Podwójną radością.
Za to wam, tobie też bardzo dziękuję.
Ja dziękuję państwu
za uwagę. Zapraszam do zadawania
w komentarzach również tych pytań,
na które chcieliby państwo znać odpowiedź,
a których ja nie zadałam Piotrowi.
Zachęcam do czytania, do recenzowania
i oczywiście do słuchania kolejnych naszych podcastów
w imieniu realizującego nas dziś
Michała Dziwisza i jej własnym. Bardzo
dziękuję za uwagę i życzę
miłego wieczoru. Do usłyszenia.
Ala Witek. Pozdrawiam.