Salonik u Jacka, Odcinek nr 7: Kultura bez barier, czyli co może się zdarzyć w drugim dniu pracy (wersja tekstowa)
Pobierz napisy w formacie SRT
Pobierz napisy w formacie VTT
Fundacja Instytut Rozwoju Regionalnego prezentuje Tyflo Podcast.
Dzisiaj w moim saloniku gości Ania Żórawska, prezeska Fundacji Kultury Bez Barier,
która zajmuje się udostępnianiem kultury i to w zasadzie chyba we wszelkich możliwych aspektach.
Mogłabyś powiedzieć o sobie parę słów, np. kiedy zaczęłaś to wszystko robić.
Moja historia, Jacku, jest bardzo, bym powiedziała, kolorowa i zawiła,
ale z chęcią się podzielę tutaj ze słuchaczami i słuchaczkami tym, jak to się zaczęło,
bo może tym Państwa zaskoczę, że widzę, słyszę, nie poruszam się na wózku,
nie mam w najbliższym otoczeniu swoim osób z niepełnosprawnościami, mówię tutaj o rodzinie
i na tamten rok, czyli rok 2007, nie miałam nikogo w znajomych również z niepełnosprawnościami,
a w mojej pierwszej pracy, z miłości do kultury i z miejsc, w których się znalazłam,
czyli w Fundacji Dzieciom Znożyć z Pomocą, trafiłam na artykuł, który mnie zainspirował,
zachwycił i otworzył na coś zupełnie w tamtym momencie dla wielu szalonego, czyli na dostępną kulturę,
bo trafiłam na artykuł Agnieszki Labisko z Polskiego Radia, który mówił o pierwszym pokazie
w Białymstoku w kinie Pokój filmu Statyści z audiodeskrypcją.
I tak mnie to zachwyciło, że coś takiego ma miejsce i jak to działa,
bo jakoś zawsze interesowałam się tym, jak coś działa, jakich technologii się używa
i to gdzieś tam we mnie zostało, o czym pewnie jeszcze dzisiaj będziemy Jacku rozmawiać.
I wtedy właśnie zastanowiłam się, no dobra, to w Białymstoku, tutaj ja już mówię,
to był rok 2007, a tam było, że to był pierwszy pokaz w 2006 roku i zaczęłam szukać.
I znalazłaś, że było jednak wcześniej trochę, tak?
Tak, że było w 2006 roku pierwszy pokaz z audiodeskrypcją,
ale zaczęłam właśnie szukać, czy Jacku jest gdzieś poza Białymstokiem,
czy jest w innych miastach.
No i nic nie znalazłam.
I tak sobie pomyślałam, że mówię, z jakiego powodu ja mogę chodzić do kina,
wybierać sobie, przebierać między kinami, między godzinami, między filmami,
a osoby, które nie widzą, nie mają takiej możliwości.
I to był mój pierwszy szok.
I tym bardziej, no mówię, zamieszkałam w Warszawie, bo jestem ogólnie z Płocka
i tym bardziej się dziwiłam, że w stolicy w XXI wieku osoby niewidome
nie mają szansy korzystać z dóbr kultury.
Ja, tak jak mówię, ukochałam sobie tę kulturę dzięki zresztą mojemu nauczycielowi
od języka polskiego w liceum.
A później zaczęłam sobie szukać, no dobra, jeśli tam się udało dzięki słuchawkom
do audiodeskrypcji i wcześniej przygotowanej audiodeskrypcji
zrobić pokaz taki, że będą i niewidomi na sali w kinowej,
i osoby pełnosprawne, no to może też inne grupy, które są wykluczone
mogłyby być znowu na tym samym jednym pokazie, także na tej jednej widowni.
No i wtedy przypomniałam sobie, że przecież są festiwale filmowe,
które mają napisy po prostu na dodatkowych linikach wtedy,
na dodatkowych ekranach, czy w angielskim języku, czy w innym.
No dlaczego nie w polskim? Dlaczego dla osób, które nie słyszą,
nie można dodać napisów?
No wiesz, to akurat jest dość oczywiste, bo wiadomo,
że Polak sobie przecież usłyszy to, co tam mówię.
Prawda? No właśnie. A się okazało po pierwszych takich przeszukiwaniach,
że osoby głuche nie mają dostępu do polskiej kinematografii
i niestety to wciąż trwa.
No ale właśnie wtedy zacząłem sobie to wszystko rozrysowywać,
pisać jeszcze na takim dużym komputerze w 2007 rok.
I z tym moim szalonym pomysłem, prawie że w drugim dniu pracy,
poszłam do prezesa pana Stanisława Kowalskiego,
mówiąc mu, że ja, pracownica dopiero od dwóch dni,
chcę robić kino dostępne dla niewidomych i niesłyszących.
I jego reakcja, Jacku na brat po prostu otworzył oczy szeroko,
zaczął się śmiać, ale powiedział, dobrze, rób.
No i mi to wystarczyło.
No ale wtedy pojawiły się schody, bariery,
ponieważ zaczęłam dzwonić oczywiście wszędzie.
Do kina, pani cudowna, dyrektorka tego kina,
pokój w Białymstoku, pokierowała mnie do właściwych osób.
Więc na początku byłam w tak dobrej sytuacji,
że po prostu każdy mi sprzyjał, trafiałam w fajne miejsca.
Ale to po prostu, my się tu nie bójmy nazwisk,
rozumiem, że do Basi Szymańskiej cię skierowała?
Nie, nie, nie, do pani Urszula Komsta, z nią rozmawiałam.
Ona była dyrektorką kina Pokój.
Skierowałam je do pana Krzysztofa Szubzdy.
Do pana Krzysztofa Szubzdy, który pracował w telewizji
i pracował z Isabellą Kinsler, dzisiaj jeszcze Isabellą Kinsler zawiszą,
a ona z kolei właśnie do Urszuli Budkiewicz,
dziewczyny mnie, obie do Stefana Knotę.
I tak budowałam zespół, naprawdę krok po kroku znakomitych ludzi.
Siatkę taką, tak?
Siatkę, dokładnie tak.
I z nimi naprawdę otwierały się kolejne, kolejne drzwi.
No i właśnie najpierw było kino,
chociaż nie tak łatwo, tak jak wspomniałam, że były bariery,
bo w tym roku, w 2007-2008, jak szukałam środków, żeby to zrobić,
bo pan prezes, owszem, dał żadne światło, ale powiedział,
że sama muszę sobie poszukać na to pieniędzy,
to naprawdę było ciężko.
Dzwoniłam do dystrybutorów, producentów
i naprawdę byłam nazywana wariatką.
Rzucano słuchawkę, powiedzieli niektórzy,
że po co ja mam pokazywać niewidomym, jak nie widzą film,
jak ja się tak ciężko przy nim napracowałem.
I dopiero Ministerstwo Kultury w 2008 roku
przyznało mi pierwsze 30 tysięcy
i to był ten moment, w którym po prostu byłam najbardziej przerażona.
Najbardziej podekscytowana, bo mówię,
oho, teraz to już naprawdę trzeba z tego rozliczyć i trzeba to zrobić.
I przyszedł moment pierwszego pokazu w kinie Muranów,
gdzie spodziewałam się, i tutaj Jacku nie śmiej się ze mnie,
ponieważ byłam młodą studentką i miałam wtedy raptem 20 kilka lat,
spodziewałam się w kinie młodych osób
takiej średniej wieku, 20-30 lat.
A tu rozczarowanie, tak?
A tutaj po prostu średnia wieku, 60-70 lat
i tłumy, i po prostu tak gęste tłumy,
że byłam w pierwszym momencie przerażona wszystkim osobom,
które jakoś znałam.
Poprosiłam, żeby zeszły z miejsc, żeby właśnie przyjąć całą publiczność,
bo przyjechał autokar z okolic Warszawy,
pamiętam grupę najbardziej z Łodzi,
bo tam był pan, który po pokazie filmu Ogród Luizy,
podszedł do mnie za łzami w oczach, prowadząc za sobą Gęsiego,
grupę niewidomych i mówi, ja chcę z organizatorką rozmawiać.
I powiedział tak, dziękuję pani, bo zdążyłem jeszcze w trakcie swojego życia
pójść pierwszy raz w życiu do kina.
Pierwszy raz mówisz?
Pierwszy raz w życiu do kina.
No i oczywiście ja jestem bardzo emocjonalna, więc się bardzo wzruszyłam,
ale Jacek, to było już dla mnie, wiesz, jak wujdź do trumny,
że ja już się nie cofnę.
I tak rozpoczęła się przygoda najpierw z kinem, później z teatrem,
później z muzeami w kolejnych latach,
aż wszedł rok 2012, gdzie zadzwonił do mnie Robert Więckowski
i mówi Ania, rzucam obecną pracę lub z tym co chcesz,
a był u mnie widzem i był często moderatorem na różnych spotkaniach
w kinie na przykład, albo na jakichś konferencjach, które organizowałam,
więc zdążyliśmy się troszkę tylko poznać i zaprzyjaźnić.
Nawet pamiętam, że przyniósł mi po moim ślubie,
w 2009 roku brałam ślub, więc jak przyszedł na pokaz po moim ślubie,
wiedząc, że z Opasińskiej staję się Żurawską,
przyszedł ze swoją żoną i wręczył mi czekoladę,
więc to był pamiętam taki akcent, a później w 2012 roku zadzwonił właśnie,
że rzuca pracę i dopiero w tym roku, czyli 5 lat od pomysłu
do tego 2015 roku pracowałam sama, były różne sukcesy,
ale po raz pierwszy poszłam do pana prezesa, żeby go poprosić,
żeby kogoś mi zatrudnił i żeby zatrudnił właśnie Roberta.
I tak się zaczęło od 1 kwietnia 2012 roku,
czyli od 1 april jest nasza przygoda i wspólna droga z Robertem Więckowskim
cały czas ze mną w zarządzie Fundacji Kultury Bez Barier
i niedługo później w listopadzie otworzyliśmy oficjalnie
dzięki wsparciu też pana prezesa z Fundacji Dzieciom Fundację Kultury Bez Barier
i od tej pory działamy już, jak wiesz,
tak jak też wspomniałeś na wielu polach i w teatrach, i w muzeach,
i w kinach, szkolimy bardzo gęsto,
ale także prowadzimy i organizujemy w tym roku zresztą dziesiątą edycję
Festiwalu Kultury Bez Barier.
No właśnie, tu Cię chciałem zachęcić do tego, żebyś opowiedziała,
bo to jest moim zdaniem coś, z czego jest Fundacja najbardziej znana,
czyli festiwal, który jest organizowany już, który dziesiąty raz?
Dziesiąty raz, tak, w tym roku mamy duży jubileusz, duży.
To opowiedz może nie to, jak to się zaczęło, ale raczej jak to wygląda teraz.
Festiwal jest dla nas takim przedsięwzięciem,
które od samego początku było organizowane po to,
i to się wiąże z tą moją historią, więc tylko jednym zdaniem do tego nawiążę,
z tego mojego oburzenia, jak to jest, że ja mam ten wybór,
a osoby z nieponspronościami tego wyboru nie mają w kulturze.
I pamiętam, że jak zgłosiłam pomysł festiwalu razem z urzędnikami
z Biura Kultury, Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy,
że chcemy między innymi, jeśli chodzi o dostępność kultury w stolicy,
mieć festiwal, to właśnie, że jednym z takich celów tego festiwalu
było to, żeby zrobić w jednym momencie mnóstwo wydarzeń,
które będą nie tyle bezpłatne, bo to jak robiłam research,
to przede wszystkim festiwale były po prostu przyjmowaniem bezpłatnie
grup osób z nieponspronościami albo prezentacją ich sztuki,
ich wystaw i tak dalej, ale nie było takiego festiwalu,
który był tym, co jest, ale przygotowanym w taki sposób,
żeby po prostu osoby z różnymi potrzebami mogły z tej kultury,
z tych tekstów kultury miejsc wydarzeń korzystać.
I dlatego właśnie powstał festiwal.
I właśnie dlaczego o tym mówię, bo czym jest nasz festiwal.
Od samego momentu startu myślenia o festiwalu
zastanawialiśmy się, co musi się wydarzyć, żeby to wydarzenie,
masz rację, dla nas największa duma, było naprawdę maksymalnie
na miarę naszych możliwości dostępne.
No więc oczywiście strona internetowa bardzo mi wtedy pomagała
Monika Szczygielska, którą też tutaj warto wymienić,
bo szliśmy w tym praktycznie od samego początku.
Już się umówiłem z Moniką też na rozmowę.
Znakomicie. Jedna naprawdę z kobiet w dostępności ekspertyk fantastycznych,
która na pewno powinna się tutaj u ciebie, Jacku, znaleźć.
I była oczywiście dostępna strona internetowa.
Była zapewniona asysta, czyli przygotowywanie wolontariuszy do tego,
że będziemy mieć publiczność z różnymi potrzebami.
Było przeszkolenie tych wolontariuszy przewidziane.
Było wysłane zaproszenie do partnerów, czyli w naszym rozumieniu
są to instytucje kultury, to mogą być firmy, to mogą być organizacje
pozarządowe, które organizują i tak swoje wydarzenia i zaproszenie ich
do tego, żeby jeśli robią je w sposób dostępny, albo chcą je robić w sposób dostępny,
czyli na przykład z audiodeskrypcją, z napisami dla niesłyszących,
z tłumaczeniem na język migowy, z pętlą indukcyjną, a od kilku lat
już coraz częściej z pokojem wyciszenia dla osób w spektrum,
ze słuchawkami wyciszającymi, z przedprzewodnikami, które przygotowują
grupy w spektrum do tego, co się może zadziać na wystawie,
co się może zadziać na wydarzeniu.
Z materiałami dotykowymi to różnymi, albo tyflografikami,
albo modelami wydrukowanymi w technologii druku 3D.
Naprawdę przeróżne są rozwiązania.
To wszystko się kumuluje na festiwalu i jest właśnie albo z inicjatywy
partnera, którym może być, tak jak powiedziałem, instytucja kultury,
organizacja pozarządowa, firma, ale także my jesteśmy producentami
konkretnych wydarzeń na festiwalu, tak żeby ten festiwal był maksymalnie
różnorodny, żeby tam się po prostu działo wszystko, co nam przyjdzie do głowy
i żeby właśnie człowiek miał to wyzwanie konieczności dokonania
jakiegoś wyboru, czyli jeżeli są trzy spektakle, to się najczęściej zdarza,
który gra się w piątek, no to trzeba wybrać ten, na który się po prostu pójdzie.
I powiem Ci taką anegdotę, że festiwal doszedł do takiego momentu,
w którym, jak na początku się wszystko podobało na festiwalu,
od kilku lat już naprawdę mamy fajną, krytyczną publiczność,
która zaczyna marudzić i to jest bezcenne, bo nas to rozwija,
bo nam to pokazuje, że trzeba ewaluować cały czas,
trzeba po coś nowego sięgać. I druga rzecz, to co pada,
co właśnie jest tym linkiem do tej mojej historii,
że ponieważ tak mało jest wciąż wydarzeń dostępnych w naszym kraju,
to że jednak nie chcą mieć tego wyboru na festiwalu,
że najlepiej by było tak, żeby jednak mogli korzystać,
szczególnie w teatrze, ze wszystkiego, co teatr oferuje,
czyli żeby pójść na każdy jeden spektakl,
że to wcale nie jest jakoś super mocna strona na festiwalu
i to też sobie cały czas próbujemy jakoś okiełznać,
ale jest z tym duże wyzwanie, ponieważ rzeczywiście teatry grają tak,
że grają w konkretne dni, w konkretne dni mają premiery,
a tych teatrów w samej Warszawie jest mnóstwo,
więc nie mamy szansy raptem w tych naszych 10 dni
rozłożyć tego tak, żeby były pojedyncze.
Ja mam takie wrażenie, że to jest trochę taka potrzeba,
tylko żeby mieć wszystko, ale nie ma wszystkiego.
Bo w końcu jeżeli ty chcesz iść do kina,
to też nie obejrzysz wszystkich filmów, jakie są w kinach.
Bardzo cenię Twój głos, wiesz, bo ja mam dokładnie ten sam
i też mówię, słuchajcie, dochodzimy do sytuacji bardzo naturalnej na festiwalu,
że wszyscy mamy ten sam ból, każdy z nas po prostu staje w tej samej sytuacji,
że musi po prostu dokonać tego wyboru i wybrać to,
co może jego zdaniem jest najlepsze tu i teraz.
Więc bardzo cenię Twój głos i też takowe spotykamy,
ale mamy też takich właśnie, którzy rzeczywiście bardzo zaproszą nas o rozłożenie,
więc staramy się to robić, ale Jacku wymyśl naszą,
ten nasz komentarz do tej historii, nie udaje nam się tego zrobić
i pewnie tak już będzie.
Bo jest za dużo pewnie, tak?
Jest za dużo. W ubiegłym roku po pandemii mieliśmy 189 wydarzeń
od prawie 90 partnerów, więc naprawdę jest w czym przebierać,
a tak jak mówię, festiwal trwa zazwyczaj około 10 dni.
Więc naprawdę jest gigantyczne wydarzenie.
Mieliśmy więcej. Kiedyś było prawie 300 przed pandemią
i było prawie 100 partnerów.
No później pandemia bardzo nam zmieniła publiczność, bardzo.
I zabrała nam tę publiczność, mimo że festiwal utrzymaliśmy.
Utrzymaliśmy go w wersji e-online i hybrydowej,
ale bardzo dużo publiczności jednak nie brało udziału w wydarzeniach w ogóle.
Bo tam mieliśmy statystyki w pandemii około 1,5 tys. osób,
a przed pandemią w tym boomie, w którym było najwięcej,
mieliśmy nawet 8 tys. osób.
W tamtym roku mieliśmy 4,5 tys. osób i nie chodzi nam o liczby.
Nie to tylko chcę pokazać tą zmienną,
która wynika właśnie z tego okresu pandemicznego.
No wiesz, ja bym też wrzucił kamyczek od twojego grudka,
ale jednak z informacją jeszcze tak jest trochę,
że nie za bardzo jest się wienowidzieć o tym.
Na waszej stronie na przykład o festiwalu ja nie znalazłem informacji.
Być może teraz już jest, ale jeszcze jak szukałem 2 miesiące temu, to nie było nic.
Tak, to jest właśnie największe nasze, jak to powiedzieć może, wyzwanie,
ale to mam nadzieję, Jacku, się zmieni w przyszłym roku,
bo już ci mówię, z czego to wynika.
Festiwal jest finansowany przez miasto
i decyzja o tym, czy otrzymamy w ogóle pieniądze na następną edycję
jest uzależniona od tego, kiedy i czy na radzie zostanie podjęta decyzja,
czy będzie dofinansowany festiwal.
Niestety nie mamy takiego bezpieczeństwa, żeby go ogłaszać,
bo nie wiemy, kto będzie nas wspierał tutaj finansowo
i tak było do tego roku, bo w tym roku miasto inaczej przemodelowało festiwal
już nie robiąc tego tak, że będzie festiwal organizowany przez instytucję miejską
i to będzie się zmieniać co roku, bo tak sobie wymyśliliśmy,
chcąc edukować przy okazji, bo to też jest nasz pomysł,
który się okazał jednak nie być słusznym,
bo był pomyślany tak, że festiwal co roku zawsze będzie organizowany
przez nas, bo jesteśmy taką pomysłodawcą,
ale jednak będziemy go oddawać instytucji miejskiej,
żeby uczyć też instytucje tej dostępności,
ale niestety to powodowało właśnie te wyzwania
dotyczące właśnie tej decyzji w radzie miasta,
jakie instytucji trzeba zwiększyć w związku z tym dotacje
albo ją przekazać, ale druga rzecz, że zanim ci pracownicy dostali te informacje
i był to zazwyczaj maj, czerwiec, to szli już na urlopy,
więc nie było z kim pracować nad festiwalem
i tylko my jako fundacja mogliśmy to ciągnąć,
ale od tamtego roku apelowaliśmy o to i miasto absolutnie na nas naprawdę słucha,
więc tutaj mogę bardzo miasto Stołeczny Warszawa i Biurokultury chwalić,
wysłuchało tych naszych wyzwań, naszych próśb,
żeby jednak dać ten festiwal jednej instytucji
i wspólnie podjęliśmy decyzję, żeby skierować podstrzechy Teatru Ochoty,
nie mylić co z teatrem, właśnie festiwal,
dlatego że tam poczuliśmy największą zbieżność wartości z tym teatrem,
z ludźmi, którzy tam pracują, z panią dyrektor Joanną Nawrocką,
która naprawdę reaguje na nasze potrzeby, na nasze też prośby
i realizujemy ten festiwal i w przyszłym roku już wiemy,
że po prostu będzie dotacja dla instytucji, czyli dla Teatru,
nie będzie już taka podmiotowa, że tak jak granty się zdobywa
i że będzie ogłoszenie na przykład w czerwcu albo pieniądze wejdą w ogóle w wakacje,
już praktycznie mamy do bezpieczeństwo, że w przyszłym roku w styczniu
ja mogę ci już Jacku praktycznie powiedzieć, że będzie festiwal.
I ta informacja w związku z tym będzie przygotowywana
idealnie naszym zdaniem dopiero w przyszłym roku,
bo w tym jeszcze składamy, no i teraz niestety w serdzeniu urlopowym
to co możemy złożyć, żeby ten festiwal zakomunikować,
bo tak, biorę sobie absolutnie twój argument do serca,
bo on też się pojawia co roku w ankietach ewaluacyjnych,
że mogłoby być na festiwalu znacznie więcej osób,
a wciąż ich przebywa pewnie proporcjonalnie do innych festiwali wciąż mało.
Ale wiesz co, tak jak opisujesz ten festiwal,
to ja mam wrażenie, że to jednak jest ciągle taka kultura specjalna,
a nie taka kultura powszechna.
To jest taki kierunek, który chce Cię utrzymywać?
Ale bardziej mnie zaciekawiłeś, więc ja jeśli mogę zadać prowadząc
samo pytanie, to spytam, a dlaczego tak myślisz?
Dlatego, że to jest w ciągu 10 dni, jest mnóstwo wydarzeń,
które są dostosowalne do potrzeb różnych osób niepełnosprawnych,
a przez pozostałe 355 co się dzieje.
Dziękuję Ci za to pytanie, bo to jest w ogóle bardzo w punkt pytanie,
żeby powiedzieć, że właśnie nie masz racji,
bo jest tak, że 90% wydarzeń to są wydarzenia,
które instytucje, zwłaszcza kultury organizują w ciągu roku
systematycznie, może niekoniecznie dokładnie to wydarzenie,
ale mają swoją ofertę po prostu dostosowaną z jakimiś wybranymi
usługami dostępności, na przykład Zachęta od wielu lat 2012 roku
stale udostępnia swoje eksponaty teatry, jak TR Warszawa.
Poczekaj, a propos Zachęty, powiem, że oni cierpią ten sam
syndrom braku informacji, bo ja wiem, że Zachęta dużo robi,
ale jak spojrzeć na ich stronę i zacząć szukać, to tego tam nie ma.
I też tutaj się muszę zgodzić, bo razem pracowaliśmy tutaj,
Jacku, myślę, że to możemy też powiedzieć, to są trzy publikacji
Poradnik dla sektora kultury i rzeczywiście mieliśmy jeszcze
zadanie uzupełnić o linki do informacji o dostępności w tych
instytucjach, żeby ułatwić czytelnikowi tej publikacji
odnajdywanie po prostu pod konkretnym adresem tych informacji
i naprawdę ja byłam przekonana, że te instytucje flagowe,
jak Zachęta, jak różne teatry, które wiem, że robią to naprawdę od lat,
że one to mają u siebie na stronie i wielkie moje zdziwienie było,
że ja też szukając tych linków do konkretnych rozwiązań, które znam,
za które ich cenię, o których nawet wie wybrana jakaś tam publiczność,
która do nich przychodzi, nie znalazłam ich na stronie.
I pamiętam, co powiedziała Paulina Celińska, obecna kodatorka
dostępności, że no widzisz Ania, właśnie tak to jest, że ja się napracuję,
a ta informacja nawet tam nie wisi i ja już po prostu rozkładam ręce
bo wiem też, jak jest trudno w instytucjach kultury doprosić się o to,
żeby informacja o wydarzeniu pojawiła się i wcześniej albo w ogóle
czy na stronie, czy w social mediach. Natomiast tak, to, co u nas w ogóle
w kraju kuleje i myślę, że to możemy sobie powiedzieć, bo to jest też
między innymi pewnie to nasze spotkanie, co jest największą naszą
wszystkich lekcją do odrobienia, bo cały czas nasza ocena
jest absolutnie myślę mierna, może bym powiedziała, to jest to, że
wciąż nie dbamy o to, żeby zadbać o informację o dostępności wydarzenia
rzetelnie, na czas, tak, żeby łatwo było znaleźć się czytelnikowi,
uczestnikowi, potencjalnemu uczestnikowi wydarzenia, bo tak się
skupiamy na tym, żeby to zrobić, że zupełnie nam brakuje energii
później na ten etap informacji, on jest kluczowy, on jest absolutnie
kluczowy i tak, ja to Jacku wiem, staram się to z roku na rok zmieniać,
poprawiać i też edukować z tego, żeby właśnie, wiesz, nie wykonać
naprawdę super pracy i jej nie zmarnować, ale sama też to niestety
mam na koncie, te fuck upy, że się tak wyrażę i też śmiało się do tego
przyznaję, bo wiem, jak ciężko też w tej naszej dostępności jest, żeby
zorganizować takie jedno wydarzenie i chciałabym to robić lepiej, na pewno
bym chciała to robić lepiej, żeby właśnie ta informacja trafiała tak
szeroko, żeby było więcej osób, o których wiem, że na przykład sobie
wybierają urlop na czas festiwalu już od kilku lat i to jest takie coś,
co ja mówię, że chciałabym tych osób więcej, żeby one wiedziały wcześniej.
O, czekaj, to może to jest dobry moment, powiedz teraz, jeżeli już wiesz,
kiedy będzie festiwal w tym roku?
Tak, Jacku wiem i to, co wiem mogę, więc w ogóle się cieszę, że nasze
spotkanie dzieje się, kiedy ja już coś wiem, więc mamy festiwal zaplanowany
w tym roku, więc serdecznie wszystkich zapraszam od 30 września do 9 października.
Jest to jubiluszowa 10 edycja festiwalu.
Wiem już, że mamy około 60 zgłoszeń od partnerów, czyli potencjalnie
60 organizatorów wydarzeń, które oczywiście mogą dać jedno wydarzenie
swoje, ale mogą ich dać kilka.
I naprawdę już wiem, że się pojawią spacery, pojawią się warsztaty,
pojawią się to, o co my zadbaliśmy, co chcieliśmy, coś nowego.
Będą wycieczki po schronie w Elektrowni Bielany.
A cóż to jest?
To jest…
Schron atomowy, taki jakiś?
Tak, tak.
Słuchaj, jest to schron, który podobno cieszy się olbrzymim zainteresowaniem,
że jak ogłoszają bilety, to 3 minuty i nie ma biletów.
Dziennikarze tam cały czas chodzą i robią, no bo to jest temat dość dzisiaj
aktualny w związku z tym, co się dzieje za naszą wschodnią granicą.
Więc to jest temat aktualny.
No i stwierdziliśmy, że sięgniemy po też ten wątek i będziemy mieli
naprawdę kilka wycieczek, które umawiamy z elektrownią, żeby do tych
stronów zejść, a jest tam naprawdę bardzo też ciekawa ta przestrzeń,
bo elektrownia zastanawiała się, czy w ogóle ją przerobić na muzeum.
I nie podjęli takiej decyzji, dlatego że wtedy byśmy musieli wszystko
schować za gablutami, nie można by było tego dotykać, a tam naprawdę
Jacku wchodzisz i masz po prostu mnóstwo rzeczy do dotykania.
Jak się domyślam, to jest schron pewnie z lat 60.
Których było młode na robienie schronów.
Tak, tak, tak.
Dużo smaczków PRL-u znajdziemy.
Można naprawdę wszystkiego dotykać.
Państwo są niezwykle otwarci i życzliwi, więc to jest coś, na co my sami
na wycieczkę 45-minutową zacieramy ręce i postaramy się właśnie
zrobić jak najwięcej tych wycieczek, żeby jak najwięcej osób skorzystało.
To ja teraz wspomnę o naszej rozmowie sprzed kilku miesięcy,
kiedy problem dostępnych wydarzeń jakby przedyskutowaliśmy sobie
i rozmawialiśmy też o tym, a właściwie to ja okazałem się rozmawiać
ze mną na ten temat, mianowicie o semantycznym oznaczaniu informacji
po to, żeby one były łatwe do znalezienia.
Przekonywałem Cię, że to warto zrobić.
Czyli krótko mówiąc, żeby te roboty, różne wyszkliwarki wiedziały,
że ten, a ten seans na przykład będzie z audiodeskrypcją.
Ten, a ten spektakl w teatrze będzie z tłumaczeniem na język migowy.
Żeby nie trzeba się było przedzierać przez całą stronę, doczytywać,
tym bardziej, że jak widać, no z tym jest, z tym jest kłopot.
Z drugiej strony, jeżeli jest kłopot, żeby napisać tak zwyczajnie na stronie,
no to jakby zapewnienie semantyki tej informacji to jest chyba jeszcze dalej.
Ale taka, takie specyfikacje opisujące te różne usługi dostępnościowe
sprawiają, że można się dowiedzieć bardzo dużo o tym,
co jest stosowane na świecie.
Na przykład powiedzmy tak, mnóstwo jest ciekawych bardzo rozwiązań technologicznych,
które potem się albo nie sprawdzają, albo się okazuje, że są gorsze,
droższe, bardziej zawodne niż inne.
I jest w tym dużo takich bardzo drobnych czasem różnic,
przynajmniej patrząc zewnątrz.
Jak Ci się wydaje, czy to jest tak, że w tych jednostkach kultury
czasem się kupuje takie zbędne rzeczy, albo takie źle wymyślone?
Jacku, w ogóle cudowne pytanie, naprawdę i bardzo za nie dziękuję,
bo cieszę się, że mamy tą przestrzeń, żeby o tym porozmawiać.
Tak, to jeśli mogę, jeśli będą nas słuchać organizatorzy wydarzeń,
albo instytucje, naprawdę bardzo porządnie sugeruje
zastanowić się, czy i co jest potrzebne.
Bo największy hit w naszej historii, jak jeździliśmy po Polsce,
nie będę wymieniała z nazwy może, ale na południu Polski byliśmy na rajdzie
naszym, gdzie jeździliśmy po różnych instytucjach,
braliśmy udział w wydarzeniach, a później już nie my w fundacji
się mandralowaliśmy, ale najbardziej aktywni u nas widzowie,
którzy chodzili na różne wydarzenia oceniali,
opowiadali się w ogóle o wydarzeniach, no i tam podczas dyskusji właśnie
o tym, co to kino, a też raczej dom kultury mają,
pani taka podekscytowana mówi, ale słuchajcie, my to w ogóle
mamy okulary do napisów na nie słyszałam.
O, właśnie, ciekawe, no jest to tak, tak, o tych okularych słyszałem.
Tak, no i ja mówię, wow, pokażcie, no więc ja już taka właśnie,
wiesz, podekscytowana, że chcę to zobaczyć,
przynieśli te okulary, pokazali, ja z pietyzmem sobie je nawet, wiesz,
włożyłam i mówię, no dobra, ale czy wy zrobiliście już pokaz
z napisami, które wyświetliło się w tych okularach?
A oni, no właśnie nie.
Ja mówię, no bo ja z tego co wiem, to nie mamy całego systemu,
który kieruje te napisy do tych okularów.
A oni, no właśnie tak.
I wiesz, i ktoś im wcisnął kit, żeby kupili taką technologię,
na którą my jeszcze jesteśmy absolutnie nie przygotowani.
Jak my nie jesteśmy przygotowani na to, żeby oglądać filmy z audiodeskrypcją,
korzystając z naszych smartfonów, dzięki aplikacji, która jest gotowa,
czyli Audio Movie, to sięgać po kolejną technologię,
która zupełnie jest niezbadana w naszym kraju,
bo to jest jedyny przypadek, który ja znam, który ma urządzenie,
ale kompletnie nie zrobił researchu, czy w ogóle to już działa w Polsce
i w ogóle jak wziąć nośnik, czyli właśnie film na konkretnym nośniku
od dystrybutora, żeby te napisy weszły dosłownie do tych okularów.
I tak jak dzisiaj jest bardzo trudno zdobyć nośniki,
bo ich dystrybutorzy nie przygotowują, albo producenci filmowi
nie przygotowują nośników w wersji cyfrowej z tak zwanymi suplementami,
żeby audiodeskrypcja pokazała nam się w telefonie,
albo żebyśmy mogli ją z jakiejś mury ściągnąć,
tak samo w ogóle nikt w Polsce jeszcze nie zrobił całego systemu,
żeby napisy się pojawiły w okularach.
Na świecie to działa, dlatego że tam po prostu ten system przed,
na tym się ludzie skupiają, a dopiero na samym końcu na urządzeniu.
A u nas z jakiegoś powodu porywamy się na technologie,
nie robiąc porządnego researchu, badań.
A bo wiesz, bo ja mam wrażenie, że te okulary to takie bardzo są nowoczesne,
takie ekscytujące bym nawet powiedział.
Ja sobie wyobrażałem, że jest jakiś interfejs,
rzeczywiście można te napisy wysłać, ale ja sobie od razu też wyobraziłem,
że jeżeli to są takie smart glasses,
no to może też się uda wysłać tłumacza języka migowego na te okulary.
O tłumaczach w okularach w ogóle nie słyszałam.
Ja też nie, ale tak sobie wyobrażałem to urządzenie.
Ja słuchaj, nawet nie zobaczyłam jak ono działa,
bo mówię, nie ma nośnika, żebym zobaczyła jak to działa,
więc mam gadżet nie działający,
podejrzewam, że wydali kilkadziesiąt tysięcy.
Jest publiczne pieniądze, bo to jest instytucja publiczna,
podmiot publiczny i po prostu to nie działa,
ale też wiem dlaczego to się dzieje.
Dzieje się tak, że jeżdżą sobie tacy po prostu przedstawiciele handlowi,
różne firmy i tak wciskają po prostu kit,
albo sprzedają rozwiązania jak schodołazy, z których nie korzystają,
boją się korzystać osoby poruszające się na wózkach,
jak właśnie sprzedaje się z całym szacunkiem do tych aplikacji
dotyczących filmów, jeśli nie ma całego systemu, całej infrastruktury,
żeby w ogóle mieć te filmy i je pokazywać w kinach,
jak się sprzedaje po prostu coś, co naprawdę powinno być ostatnim etapem.
Bo jeszcze na przykładzie kolejny, który mi przychodzi do głowy,
nie ma procedur na temat bezpieczeństwa w danej instytucji,
a już się kupuje matę ewakuacyjną albo krzesło ewakuacyjne,
jeśli nikt nawet nie wie, czy w ogóle to krzesło jest tam potrzebne
i Kamil Kowalski, którego ja szalenie szanuję,
też często zwraca na to uwagę, że z jakiegoś powodu dzieje się tak,
że porywamy się na te rozwiązania w pierwszej kolejności,
zamiast sprawdzić, popytać, w ogóle zrobić badania,
czy mamy w ogóle ludzi, dla których to możemy robić
i dopiero zabierać się za zakupy.
Ja bardzo nad tym ubolewam, bo bardzo dużo rozwiązań,
ty Jacku pewnie też to czujesz i pod tym się podpiszesz,
ale też wynika z tego, jak jesteśmy obsługiwani.
Czy człowiek, który do nas wyjdzie, czy się uśmiechnie,
czy człowiek, który do nas wyjdzie, będzie wiedział,
jak nam choćby opisywać świat na żywo,
że nas poprowadzi po wystawie i powie, co na tej wystawie jest,
ale czasem rzeczywiście, jeśli chodzi o rozwiązania w teatrze i kinie,
no to tutaj owszem, technologia tak,
ale niekiedy nie mamy filmów, które są przygotowane z audiodeskrypcją
albo z napisami, niekiedy nie mamy systemu prawnego,
który zabezpiecza też interes twórców tych filmów,
żeby udostępniać dalej te filmy do tych nośników.
Cały czas mamy bardzo dużo takich rzeczy niedociągniętych,
nieprzygotowanych, żeby właśnie móc tych technologii
z taką ekscytacją jak ty i ja mamy korzystać.
Wciąż tego niestety nie ma.
Poprzedni podcast to był wywiad z panem Danielem Lachorem.
Czy poznałaś człowieka?
Mam oczywiście, cudowny człowiek z miasteczka galicyjskiego.
Tak, także tydzień temu właśnie opublikowałem rozmowę z nim.
Cudowny.
I muszę ci powiedzieć, że on ma właśnie takie,
bo ja go oczywiście zaczepiłem o technologie,
a mówi, no wie pan, no pewnie kiedyś to trzeba będzie zrobić,
ale nam bardziej zależy, żeby tu przyjechać, dotknąć, powąchać, tego wszystkiego.
Danie jest fantastyczne.
Danie to jest właśnie człowiek, my to nazywamy,
ludzie, którzy mają serducho po właściwej stronie,
którzy po prostu wiedzą, że tak naprawdę powinno się zaczynać
i też nam to wyszło w badaniach z integracją,
jak robiliśmy raport, ekspertyzę dokładnie,
o dostępnej kinematografii dla Ministerstwa Kultury,
czego oczekują osoby z różnymi niepełnosprawnościami właśnie,
jak idą do kina.
I właśnie Jacku, to co ty cały czas dzisiaj powtarzasz,
informacji, czy i co jest dostępne,
ale też człowieka z imienia, nazwiska, który udzieli mi pomocy,
który mnie wesprze, który jeśli nawet kino jest niedostępne,
to pomoże mi dotrzeć do kina, pomoże mi wejść do kina, pomoże mi wejść do sali.
To jest dla ludzi, przynajmniej z tych naszych badań,
które może nie były na bardzo szeroką skalę
i nie było jakiejś próby dłużej,
ale jednak coś tam nam mówią, że zacznijmy od człowieka,
zacznijmy od obsługi, zacznijmy od informacji,
która niestety, tak jak tutaj zauważamy oboje,
jest traktowana po macoszemu,
ale też wiem, ile wysiłku kosztuje,
żeby w ogóle przekonać działy w instytucjach kultury,
żeby pomogły wypuścić informacje dla osób z niepełnosprawnością
gdzieś na tych socialach, kiedy tam dzieje się wszystko,
mamy kierować swoje oferty do mas, do turystów,
a tu nagle jakaś taka grupa wyjeżdża,
osób garstka z niepełnosprawnością,
często jeszcze słyszymy tych ludzi u nas nie ma,
a mamy w ogóle zabierać ten czas reklamowy, że tak powiem,
na naszych socialach, żeby komunikować dostępność.
Więc chciałabym bardzo to zmienić
i bardzo bym chciała, żeby nam się udało zrobić to,
o czym wspomniałeś, żeby było takie miejsce,
które zbiera te dane, żeby pojawiały się
i próbę taką podejmuje Fundacja Siódmy Zmysł na profilu Udostępnij się.
No ale właśnie, wiemy, że to też jest projekt.
Niestety to słabość projektów grantowych,
że póki jest finansowanie, te produkty istnieją,
ale bardzo często, bardzo wiele organizacji
nie życzę tego oczywiście w Fundacji Siódmy Zmysł,
te projekty po prostu po finansowaniu umierają.
A to są bardzo duże koszty takiego portalu informacyjnego pilnować,
dbać o to, żeby był aktualny.
Chciałabym, żeby to się wreszcie zmieniło,
żeby było takie miejsce, które gromadzi dane,
na którym my sami z chęcią byśmy publikowali takie informacje,
żeby po prostu naprawdę ta informacja docierała bardzo szeroko.
No dobrze, ale ponieważ ten podcast ma mieć jednak
trochę charakter taki technologiczny i doradczy,
to może rzeczywiście byśmy chwilę pogadali o tym,
czego warto używać, w jakim podmiocie na przykład,
bo tak sobie myślę, że na ile ja się w tym orientuję,
to jednak inne są zupełnie techniki słubane w muzeum,
w teatrze, w kinie, jednak z czego innego się używa.
A być może nie, być może na przykład w teatrze i w kinie
używa się tego samego mniej więcej.
Tak.
No więc zacznijmy może od kina,
bo powiem, że ja byłem na twoim festiwalu tylko raz
i akurat byliśmy na takim maratonie filmów Disneya.
O, pamiętam, pamiętam, ciebie z rodziną.
No i Staś był i Maja, wszyscy byliśmy.
No i to było bardzo fajne wydarzenie,
tam się obok też dużo rzeczy takich ciekawych działo.
Moje dzieci były przeszczęśliwe, a ja też powiem ci,
że z przyjemnością sobie obejrzałem te filmy.
Co było nieco głupie w tym jedziecie.
To był real dymolka w trzech częściach.
Tak, tak dokładnie, bardzo masz dobrą pamięć.
To w tym roku, bo też już wiem, Disney Day,
bo tak nazywamy tę część festiwalu,
organizujemy 6 października
i będziemy też mieli kilka filmów w wersji dostępnej
i też będziemy dbali o to, żeby się te fajne rzeczy wokół filmów działy.
Więc mogę ciebie i słuchaczki zaprosić na 6 października,
czyli w trakcie trwania festiwalu na właśnie Disney Day,
czyli całe rodziny są mile widziane.
No i właśnie, żeby zaczął się taki Disney Day,
czyli właśnie oferta dla dzieci,
więc jeśli możemy w ogóle do tego wyjść,
to jest coś, co mi w sercu mocno gra,
to z chęcią może tutaj się zatrzymajmy.
Co ty na to?
I technologię sobie omówmy.
No to co się musi zadziać, żeby taki festiwal dla dzieci mógł się wydarzyć,
czy też wydarzenie mogło się wydarzyć
i z jakich technologii skorzystaliśmy tam.
Po pierwsze, no to właśnie musimy przygotować nośnik cyfrowy
w wersji z suplementami.
Suplementy to jest właśnie audiodeskrypcja w tym przypadku,
czyli nagranie wcześniej ścieżki dźwiękowej, dodatkowej,
która opisuje to, co się dzieje pomiędzy dialogami,
a sam wiesz, w tych filmach Ralphie było bardzo dynamicznie,
więc tam czasem było,
więc miejsca audiodeskrypcji naprawdę w Disney jest mało,
więc jest to swego rodzaju wyzwanie, żeby w ogóle opracować audiodeskrypcję,
ale to jest jakby pierwszy suplement do nośnika cyfrowego.
Drugim są napisy dla niesłyszących.
Trzecim, i dlatego cieszę się, że pada właśnie to wydarzenie dziecięce,
musi być język migowy.
Musi być język migowy, dlatego że zwłaszcza w rodzinach dzieci głuchych,
głuche dzieci po pierwsze znają tylko język migowy,
a po drugie, nawet jeśli dorastają w rodzinach słyszących
albo mają rodziców głuchych,
którzy chcą, żeby odnaleźli się w świecie słyszących,
no to ta edukacja i poziom nauki języka polskiego,
który będzie tym językiem drugim w sposób naturalny,
ona też trwa.
I czytanie napisów przez dzieci,
mamy dzieci w bardzo podobnym wieku Jacku,
więc generalnie wiemy, że nasze dzieci uczyły się czytać tam do którejś klasy.
No tak do 16 roku życzymy.
No nawet, prawda?
Tak, nie uwierzę, że z naszym kochanym dzieciom.
To czytanie napisów w obcym języku,
czytanie ich ze zrozumieniem, żeby mieć ten fun z odbioru filmu
naprawdę nie potrafisz od razu…
I to jeszcze w tempie.
Dokładnie, i to w tempie Disneya,
czy zresztą dzisiejszych filmów,
bo to wszystko po prostu jest przebudzicowane,
wylatuje z ekranu na ciebie,
jest bardzo, bardzo trudne,
więc ten język migowy musi być.
A wyzwaniem tutaj jest to,
że dzisiaj to jest jeszcze niemożliwe
i mamy nadzieję, że to się po prostu zmieni,
bo żeby przygotować suplement z audiodeskrypcją
i to ją trzeba po prostu mieć nagraną
i ona może być opcją.
Mogą być napisy i też będzie to suplement,
ale niestety jeśli chodzi o tłumaczenie języka migowego,
to trzeba mieć osobny już sam nośnik dystrybucyjny,
bo tam trzeba wygrać na stałe tłumaczenie języka migowego.
Nie ma możliwości, żeby on był jakby nagrany w locie.
Niestety nie jest to możliwe
i to jest coś takiego, co bardzo bym chciała, żeby się wydarzyło,
żeby ta opcja po prostu była, bo wiem, że to na przykład na etapie,
kiedy jeszcze były czasy DVD, Blu-raya,
nikt nam nie chciał dokładać do tego nośnika tłumacza języka migowego
właśnie z tego powodu, że trzeba by było produkować osobny nośnik
z tłumaczem na język migowy.
Więc to jest swego rodzaju wyzwanie,
ale to też jest coś, co przygotowujemy,
więc to też się musi zadziać, a to też się tworzy dzięki technologiom.
To się dzieje właśnie często, już dzisiaj tłumacze pracują zdalnie,
pracują w swoich studiach, wysyłają nam pliki,
nagrania, które robią często na Greenboxie,
my to wklejamy, tzw. kluczujemy, żeby się pojawiło w prawym dolnym roku.
To wszystko jest też opowieść o technologiach.
I co jeszcze się oprócz technologii?
Poczekaj, poczekaj, tak się nie będziemy prześlizgiwać, nie, nie.
Ja bym chciał na przykład wiedzieć o tych napisach.
Tak, no macie napisy i co zrobić, żeby ludzie je widzieli?
Co zrobić, żeby ludzie je widzieli?
W kinie.
Musi być przygotowany nośnik z suplementem takim,
który pozwoli nam wyświetlić napisy na obrazie.
Czyli na ekranie jednak, nieoddzielnie.
Nieoddzielnie, już od dawna tego nie robimy.
Kiedyś robiliśmy, kiedy nie mieliśmy na to pieniędzy
i jeszcze takiej wiedzy, żeby można było to zrobić na nośniku cyfrowym,
to robiliśmy to po prostu tak jak na festiwalach Jacku,
czyli generalnie na dodatkowej ninijce.
Były na dodatkowej ninijce pod ekranem.
Jeszcze w kinie robiłam pokazy w kinie Rejs,
albo w kinie, to się nazywało Kino Olchemia,
już teraz go nie ma na sterówce.
I tam musieliśmy wyświetleć rzeczywiście pod obrazem.
Czytał na żywo lektor audiodeskrypcję z dziupli po prostu operatora kinowego.
Więc to były czasy cudowne.
Po prostu to było, wiesz, zacinała się taśma 35,
trzeba było od nowa ją puszczać z tej szpuli,
więc naprawdę to były bardzo fajne też czasy, ciekawe i stresujące.
A teraz to, co nas stresuje, to to, i to też się wiąże właśnie z technologiami,
czy aby na pewno dystrybutor albo producent dobrze przygotował nośnik z suplementami.
Bo co się może zadziać?
Może się zadziać to, że dystrybutor przygotuje ten nośnik na przykład
tylko z audiodeskrypcją, nie także z napisami.
Więc my już tak robiliśmy, chociaż zwracamy uwagę na to dystrybutorom,
żeby na tym jednym nośniku dali opcję jedną i drugą,
a nie tylko audiodeskrypcję albo tylko napisy.
Że dla nas, i dałem sobie pokazy dla wszystkich,
a ponieważ dystrybutorzy dostają zazwyczaj zapytanie
albo od środowiska osób głuchych, albo od osób niewidomych,
to te nośniki robią z suplementami osobno.
Czyli albo jest nośnik z audiodeskrypcją, albo jest nośnik z napisami.
Albo jest nośnik z audiodeskrypcją, jeszcze jeśli wchodzimy tak w szczegóły,
z audiodeskrypcją na całą salę, czyli nie do słuchawek.
A my potrzebujemy takich nośników, żeby tą audiodeskrypcję skierować do kanału,
żeby ta audiodeskrypcja trafiła do nas właśnie czy do słuchawek,
czy do naszego smartfona.
I niestety dystrybutor w ogóle się nad tym nie pochyla.
Naprawdę po prostu to jest największy nas stres.
Dlatego tak bardzo prosimy, żeby zanim uruchomimy film,
żeby nam dali klucze, które zabezpieczają nośnik,
żeby kino nie robiło więcej pokazów, to ma klucz na jeden pokaz,
albo na kilka pokazów, które wykupuje na licencję.
I my bardzo potrzebujemy, żeby nam ten klucz wcześniej dali.
Oczywiście jest klucz cyfrowy, więc to jest kwestia, wiesz,
po prostu dania nam tak jakby hasła.
Kodu takiego.
Tak, żebyśmy mogli wcześniej odpalić ten film
i sprawdzić, czy aby na pewno nam wejdzie słuchawka na audiodeskrypcję,
czy nam pojawią się napisy.
I niestety ostatnio mieliśmy taką sytuację, że był film,
który obiecywał nam dystrybutor, że oczywiście, że będzie jedno i drugie,
że w ogóle żebyśmy się o to nie martwili.
I co?
Przyjechał film tylko z audiodeskrypcją, bez napisów,
ale ponieważ wszyscy w tej branży naszej autorów
audiodeskrypcji napisów do kina znamy się,
to ja wiedziałam, kto dokładnie zrobił te napisy.
Więc żeby nie zabierać ludziom napisów, to wyświetlaliśmy je na żywo.
Po prostu prawie, że godzinę przed je otrzymując
i organizując jeszcze się technicznie tam na miejscu,
żeby je wypuścić niestety pod ekranem właśnie wtedy.
Więc dużo dobrej woli musi być postami dystrybutora,
żeby zrobił tak, jak my chcemy, czyli możliwie dla jak największej grupy ludzi na widowni.
No ale to trzeba rzeczywiście zabezpieczyć na etapie postprodukcji już cyfrowej,
żeby odpowiednio były przygotowane i odpowiednie, i odpowiednio suplementy.
Bo poprawnie, jeżeli się mylę, bo to być może słuchacze nie wiedzą,
w tym momencie jest tak, że jeżeli jakiś film jest dofinansowany ze środków
Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, to musi mieć audiodeskrypcję.
Tak? Dobrze mówię, Ania?
Bardzo dobrze, Jacku, mówisz, a ja to doprecyzuję.
Jeśli film, produkcja polska, chce otrzymać dofinansowanie
z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej,
to ma obowiązek na poziomie umowy, którą podpisuje oczywiście producent z PISF-em,
dodać audiodeskrypcję i napisy dla nie słyszących, ale uwaga, do kopii wzorcowej,
która może być środkiem do przygotowania kopii dystrybucyjnej.
I tutaj tkwi niestety ten diabeł.
Ale to chcesz mi powiedzieć, że oni usuwają te rzeczy z takiego nośnika?
I robią taki okaleczowy?
Inaczej. W ogóle nie przygotowują tej kopii dystrybucyjnej,
która jest po tym przecinku w umowie, czyli producenci wiedzą, że mają obowiązek.
Przygotowują audiodeskrypcję i napisy tylko do kopii wzorcowej,
którą odkryliśmy ten absurd w Polsce,
która trafia na wieczny odpoczynek do Filmoteki Narodowej
i nikt prawie stamtąd nie może tego wyjąć, wyłącznie z twórcami.
Więc mało kto produkuje na bazie kopii wzorcowej i tych przygotowanych audiodeskrypcji i napisów
nośnik dystrybucyjny z suplementami.
I dlatego mamy tak mało filmów w kinie,
mimo że bardzo dużo filmów jest dofinansowanych z PISF-u.
I to jest ten absurd, ten brak systemu, o którym wcześniej wspominałam,
że zabraliśmy się za technologię, kupiliśmy technologię,
ale cały czas nie dbamy o to, żeby naprawić ten chory system.
I jeśli naprawimy to, żeby nie zobowiążemy producenta, dystrybutora,
żeby przygotował kopię dystrybucyjną, czyli tę właściwą dla kin,
żebyśmy mogli oglądać filmy w kinach, to nigdy ta sytuacja się po prostu nie zmieni.
Poczekaj, bo to jest dla mnie bardzo rzecz intrygująca.
Dlaczego oni tych elementów, tych suplementów nie dodają?
Jaki jest powód? Przecież jeżeli je mają…
Ja najczęściej słyszę to, o czym wspomniałam wcześniej,
że w ogóle nam się to nie opłaca. To nie jest publiczność, w której…
Ale to nie w tym rzecz. Oni to już mają. To nie jest tak, że muszą to dorobić.
Muszą. Muszą przygotować i teraz podam cenę i ciebie to pewnie sparaliżuje,
jak mnie wkurza, będę grzeczna na wizji, na fonii.
Kopia dystrybucyjna z suplementami, Jacku, to jest koszt 1500 netto.
W różnych miejscach. To są ceny rynkowe.
I dystrybutorowi, producentowi nie chce się wyprodukować 1,3,
by wystarczyło, bo byśmy sobie je przesyłali, byśmy sobie robili nawet te pokazy
w różnych datach, tych nośników dystrybucyjnych.
Poczekaj, ale być może ja czegoś technicznie nie rozumiem.
Nośnik jest fizyczny, bo mówiłaś, że to jest cyfrowe
i są klucze aktywacyjne takie. Nośniki są strumieniowane skądś.
Są, ale trzeba je odpowiednio zaprogramować, takiego słowa może użyję,
żeby to zadziałało. Ale są fizyczne, rozumiem?
Płyty na przykład Blu-ray, czy coś w tym rodzaju?
One są wgrywane na serwer. OK.
Ale trzeba je odpowiednio jakby zakodować, żeby w ogóle,
więc ktoś musi tą całą, zapomniałam fachowego słowa na to
od moich kolegów z postprodukcji, bo to trzeba po prostu
odpowiednio zakodować, żeby można było właśnie synchronizować
audiodistrybucję do filmu, żeby napisy się odpowiednio pojawiły.
To musi ktoś wykonać i cały ten proces tej osoby od postprodukcji
kosztuje ten 1500 złotych netto. I to jest koszt,
którego nie chcą ponosić dystrybutorzy, producenci, żebyśmy,
my i nasi widzowie, mogli oglądać kino dostępne.
Zresztą nadal przyznam, że to jest rzecz, z której nie rozumiem,
dlaczego w tych kopiach zwykłych dystrybucyjnych nie ma tych suplementów.
Jaki jest powód, że się je usuwa?
Mogłaby być, ale poczekaj, bo jest taka jakaś ta kopia,
która, wiesz, że leży w Filmotece Polskiej i na niej to wszystko jest.
To znaczy, wiesz, to jest, ale z tego, co też rozmawiałam,
tylko to jest jasku, cały czas tak, że nam nie do końca chyba
wszyscy mówią, jak to wygląda, bo to jest niewygodna prawda.
Ale z tego, co się dowiedziałem od niektórych dystrybutorów,
którzy się nie wstydzą, albo producentów, którzy nawet się nie wstydzą mi
powiedzieć wprost, że oni czasem po prostu robią audiodeskrypcje
i napisy do szuflady na wypadek kontroli, to, że oni prawdopodobnie
muszą wyłącznie na pendrive’ie ten film dać.
Więc to może być tak, że mogą dać po prostu audiodeskrypcję osobną,
napisy, plik osobno i film.
Ale my potrzebujemy tego w innej wersji do kina.
Takiej, która po prostu zadziała w tym kinie, będzie zsynchronizowana,
da kolory napisom i tak dalej. I to jest już etap postprodukcji
taki do kina i to kosztuje. I to nie jest często robione,
dlatego my nie oglądamy w efekcie filmów w kinie.
Myślę, że są jeszcze gracze na rynku, którzy takie rzeczy mogą wycisnąć
z tych dystrybutorów. Myślę sobie choćby o Netflixie,
który ma w ogóle taką kategorię filmów z audiodeskrypcją.
Ostatnio oglądaliśmy dwa takie z Ewo. Choć mam wrażenie,
że to nie była oryginalna audiodeskrypcja, tylko zrobiona przez Netflix.
Ale może się mylę, nie wiem.
Może tak być Jacku, bo jest kwestia jeszcze uregulowania praw autorskich.
Bo to jest kolejny absurd umysł w kraju. Bardzo dużo dystrybutorów
na tyle olewa sobie temat, że często nawet jak przygotowuje autorzy
audiodeskrypcji, oni nawet nie podpisują z nimi umowy.
A Netflix, podejrzewam jako taka gigantyczna firma, wymaga umów,
żeby zabezpieczyć swoje interesy, że to po to audiodeskrypcja sięga.
Więc woli drugi raz zlecić audiodeskrypcję przygotowaną przez nich,
aniżeli brać te, która jest gotowa, bo może być nieuregulowana sytuacja
prawna z autorami tego utworu zależnego do utworu właściwego, jakim jest film.
Więc absurd goni absurd i mówię, dopóki ktoś naprawdę nie wesprze
naszego głosu, żeby uporządkować ten system, nadać mu strukturę,
żebyśmy naprawdę mogli pełną piersią z podekscytowaniem Jacku
sięgać po te technologie, które już są możliwe i dostępne.
To ta sytuacja wciąż będzie taka, że się spotkamy za rok, za dziesięć
i nadal nie będziemy mogli oglądać filmów w kinie.
Choć wrócę do Twoich słów, tak będzie nowa ustawa o radiofonii i telewizji
i tam będziemy mieli szansę wywalczyć dzięki też temu, że maja być
większa dostępność platform wodowych, żeby to się zadziało, bo tam już będzie
obowiązek dla dystrybutorów, żeby to produkować.
Natomiast wciąż jest nieuregulowana sytuacja, żeby to kina to trafiło.
Na wody to trafi już pewnie szybciej w wersji dostępnej, niż trafi do kin.
No tak chyba właśnie jest.
Nie wiem, czy jak i inni ci strumieniowi, czyli HBO na przykład czy Disney,
ale zakładam, że oni też tak mają mniej więcej.
Tak, bardzo, bardzo możliwe.
No więc być może to jakoś wymusi, że ktoś będzie chciał wstawić film tam.
Przepraszam, bo tak strasznie się skupiliśmy na tej autodeskrypcji w kinie.
No dobra, a teatr.
Teatr to jest w różnych smakach też.
Są spektakle, ale są też opery, jest balet i tak dalej.
Czy zawsze da się albo czy zawsze ma sens tworzyć te suplementy?
Używajmy tego słowa.
Już w teatrze nie będziemy mówili o suplementach, bo to suplementem nie jest.
Więc tutaj będziemy mówili o tym, że przygotowujemy wcześniej napisy,
przygotowujemy wcześniej audiodeskrypcje, a tylko na żywo je wyświetlamy
albo na żywo je czytamy.
W przypadku audiodeskrypcji oczywiście czytamy audiodeskrypcje na żywo,
a w przypadku napisów wyświetlamy to, co wcześniej przygotowaliśmy.
Więc to jest trochę semi-live, bym powiedziała.
To nie będą suplementy.
I bardzo ciekawe Twoje pytanie jest, czy zawsze powinno być?
Przyznam Tobie szczerze, że to, gdzie widzę, gdzie jest ogromne wyzwanie,
czy ma sens audiodeskrypcja, to są monodramy, gdzie bardzo dużo jest dialogów
i mało się dzieje na scenie, więc raczej byłabym skłonna sugerować,
żeby przygotować coś w rodzaju audiowstępu,
albo po prostu jakiegoś materiału, który wcześniej skądś nasz widz może sobie pobrać,
żeby wiedzieć jak wygląda scenografia albo kostiumy,
a już może niekoniecznie otrzymywać tylko komunikat
wstał, poszedł na prawą stronę, wychodził za kulis,
bo trochę może traci ten spektakl.
A druga sytuacja, gdzie po prostu jest farsa
i tam aktor po prostu na aktorze często improwizują,
nachodzą na siebie, wrzucają jakiś dowcip,
nie ma tego czasu na audiodeskrypcje i frustrujemy czasem widzów,
bo tworzymy, to trzeba powiedzieć słuchaczom, bo to też jest ciekawe,
my tworzymy audiodeskrypcje zawsze i możemy tylko tak przygotować audiodeskrypcje,
jeśli mamy nagranie spektaklu.
I to nagranie spektaklu teatry często tworzą dla swoich potrzeb do archiwum,
więc nagrywają je najczęściej na premierze.
Ale czasem ten okres od premiery do tego momentu,
kiedy my sięgamy, żeby pokazać widzom, to jest nawet kilka lat.
Więc bardzo dużo się zmienia w spektaklu, czasem się zmienia obsada,
rekwizyty, więc on w ogóle nabiera inne jakości i mamy tylko jeden dzień,
jedną próbę taką, to jest nasza próba, ale my idziemy po prostu dzień wcześniej,
dwa dni wcześniej obejrzeć spektakl napisaną przez nas audiodeskrypcją,
żeby wykluczyć możliwie jak najwięcej błędów w tym,
co widzieliśmy na nagraniu i tym, co jest grane przez konkretną obsadę,
w konkretnej godzinie, w konkretnej czasem przestrzeni,
bo czasem te spektakle w ogóle gdzie indziej były nagrywane
i musimy po prostu przeczytać to audiodeskrypcję najbliższą temu,
co zobaczą za chwilkę nasi widzowie.
Chociaż jak Robert opowiada taką anegdotkę, że kiedyś był na spektaklu,
na którym była kobieta papuga, ale po zakończeniu spektaklu
do zimnego porze, panie Robercie, bardzo przepraszamy, ale to jest stary skryp
i teraz jest kobieta-kot.
Tak, tak i to jest naprawdę, to się zdarza, że coś tam się zmienia,
zapominają w teatrze, bo my też zostawiamy później te audiodeskrypcje teatrum,
żeby pracowały z nimi, żeby dawały szansę nie tylko tej publiczności,
z którą my się mieliśmy okazję spotkać, często tylko na jednym,
dwóch wydarzeniach, ale żeby wzięli sobie te audiodeskrypcje
i jeśli będą mieli możliwość i chęci, albo w ogóle zgłosić okropa,
żeby jeszcze ten tekst odczytać, żeby jeszcze ten spektakl udostępnić
i masz rację Jacku, zdarzają się sytuacje takie, że coś się zmienia,
a się tego po prostu nie poprawi w sklepcie, no i co, lektor ma zadanie odczytać.
Stefan Knotę, z którym pracujemy od samego początku, czyli od 2008 roku,
kiedy wspomniałam, że czytał na żywo filmy, on już ma też takie wyczucie,
że bardzo jest uważny i jak widzi, że coś się zmienia w tekście,
jest w stanie naprawdę niezauważalnie dla nas zmienić po prostu opis w tekście,
ale on jest z nami od samego początku, sam pisał audiodeskrypcję na początku,
więc naprawdę ma to wyczucie, żeby też reagować i tyle,
ile może jeszcze uratować w ostatniej chwili, pozmieniać.
Słuchaj, tak nam się dobrze rozmawia, widzę już na liczniku, ile rozmawiamy,
ale jeszcze nie, jeszcze chwilkę dajmy, może mi się potem uda coś poskradzać.
Pracujemy się, żeby nie trwało więcej niż godzinę, a właśnie minęliśmy tą liczbę,
ale muzea, powiedz mi, czy sprawdzają się takie rozwiązania jak audioguidy?
To mnie ciekawi, a kiedyś używałem muzeum powstania na przykład warszawskiego,
co używałem, czy twoim zdaniem to jest dobre rozwiązanie?
Jacku, odpowiem na twoje pytanie, ale jeśli mogę cię prosić o jedną rzecz,
żebyśmy wspomnieli na pewno też o poprzednich obszarach i o rozwiązaniu technologii,
w którą też mocno wierzę, o jej blaskach i cieniach, czyli o pętli indukcyjnej.
Koniecznie, tak koniecznie.
Jeśli chodzi o muzei audioguidy, powiem tobie tak, z naszych doświadczeń,
będę bazowała na naszych doświadczeniach, na reakcjach naszych widzów,
na apelu naszej publiczności, która nie widzi,
to audioguidy nie są tym, czego szukają.
Wolą spotkać się z człowiekiem i mówią dlaczego?
Dlatego, że człowiekowi można zadać pytanie, jeśli na przykład
audiodeskrypcja została przygotowana tak, że nie jest zrozumiała,
że gubie się w opisie w audiodeskrypcji,
że może coś mnie zainteresuje i chcę dopytać.
I człowiek na to odpowie, człowiek się spotka,
człowiek może jeszcze coś przy okazji załatwi,
ale to nie wydarza się naprawdę w muzeach, że dotyka się oryginału
i są takie muzea, które naprawdę to umożliwiają,
jak choćby Muzeum Śląskie, jak Zachęta i jest to naprawdę możliwe,
albo mają piękne rekwizyty, które przy okazji tej trasy można zrobić,
ale tylko jeśli się ma człowieka, który nas oprowadza,
no bo z audioguidem to jest strasznie takie też, bym powiedziała, bezduszne
i to absolutnie wybrzmiewa od naszej publiczności w każdej sytuacji.
Próbowaliśmy przez te lata robić wszystko
i sięgać po właśnie jakieś nowoczesne rozwiązania, bikony,
jakieś właśnie ścieżki prowadzące i tak dalej
i nic nie jest na tyle dobre, jak człowiek, który oprowadzi nas,
który będzie z nami, który odpowie na różne rzeczy,
który nam wyjaśni się i się pogubiliśmy,
bo naprawdę bardzo dużo osób się głubi jednak,
że bardzo byśmy sobie życzyli tego, żebyśmy tak przygotowywali audiodeskrypcję,
żeby była zrozumiana dla wszystkich, ale wiemy, że to jest niemożliwe,
bo już mówię dlaczego, osoby niewidome od urodzenia
nie będą podążały tak za naszym opisem, jak osoby, które straciły wzrok,
bo już nie raz, u nas konsultuje wszystko Robert,
a czasem jak mamy większe środki, albo na przykład większe wyzwanie,
to jeszcze posiłkujemy się innymi konsultantami.
Robert widział, Robert ma jeszcze pamięć,
a osoby, które nie widziały, kiedyś mieliśmy taki projekt
dla Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
i tam też wspaniała koordynatorka dostępności Marta Walewska.
Tak, znam panią Martę.
Prawda? Zrobiła tyflografik i od razu stwierdziła,
że ona nie zostawi tych materiałów sami,
ona chce mieć je z audiodeskrypcją.
I Jacku, co się stało?
Zrobiliśmy audiodeskrypcję tak, jak zazwyczaj robimy, czyli do dzieła,
a nie do tyflografiki i to był błąd.
Trzeba było zrobić tylko audiodeskrypcję do tyflografiki
tylko w procesie z osobami, które tak jak Robert traciły wzrok,
ale także tych, które nie widziały do rodzenia,
bo to były zupełnie dwa różne światy.
I to jest bardzo duże wyzwanie, wysiłek,
który musimy sobie zdawać z tego sprawia, jeśli chcemy się za to wziąć,
który musimy w to włożyć, ale on się opłaci,
bo korzystają z tego osoby, które z różnych powodów
i na różnym etapie swojego życia nie widziały bądź traciły wzrok,
ale musimy do tego podejść porządnie.
Więc odpowiadając na twoje pytanie,
myślę sobie, że Audioguide może być fajny,
bo znam też takich ludzi, którzy lubią wiedzieć,
czyli jak najwięcej informacji, więc sobie na przykład
choćby po naszym zwiedzaniu z nami wrócą drugi raz
i sobie uzupełnią wiedzę o to, co jest w Audioguide.
Po moim doświadczeniu to było w Muzeum Narodowym.
Tam na kasie było coś ukochanego przeze mnie,
mianowicie QR-code.
Jak się na niego tam zeskanowało,
można było się dostać na stronę internetową,
gdzie były opisy tych różnych eksponatów.
I powiem ci, że to było naprawdę super,
bo my odkryliśmy mnóstwo rzeczy, na które nie zwróciła by uwagi
ani Ewa, ani żadne z moich dzieci,
a tutaj dostaliśmy taką informację wprost.
Na przykład to mi się strasznie spodobało,
że w takim średniu, może renaesansowym ołtarzyku,
takim trójdzielnym jest Pan Jezus w chodziku.
Ewa jak to usłyszała, zaraz poleciała to obejrzeć dokładnie.
Sama tego nie wypatrzyła,
ale używanie tego narzędzia było po prostu niewygodne.
Na tych eksponatach były liczby
i te liczby trzeba było za każdym razem w okienku wpisać, zatwierdzić,
wtedy się odtwarzało, niby to jest niewiele roboty,
ale jednak takie trochę uciążliwe.
Jacku fantastycznie, że o tym wspominasz,
bo potwierdzam to,
bo ja tak skupiłam się na tym pytaniu twoim,
żeby odpowiedzieć, co z naszych doświadczeń wynika,
czy od razu powinien sięgać, czy nie.
Natomiast tak, jeśli już są,
to też z chęcią podzielę się w kontekście twojej wypowiedzi,
co zaobserwowaliśmy.
Bardzo trzeba przemyśleć znowu, po jakie urządzenie sięgnąć,
sprawdzić, czy ono jest zastosowane
i przemyśleć poruszanie się i odczytywanie tych eksponatów,
bo po prostu naprawdę różne błędy zostały popełnione,
ale też trudno znaleźć lepsze rozwiązania,
dlatego ja troszeczkę krytykuję,
ale nie jestem krytykańska, żebyś rozumiał,
ale też oszukam cały czas tego, co będzie nas wszystkich po prostu zachwycać,
będzie rzeczywiście rozwiązanie w sytuacji,
bo widziałam właśnie to, co ty mówisz,
wpisujesz numerek, albo musisz właśnie najechać QR kodem.
To już lepiej.
Wpisywanie numerka jest takie no trochę…
A ja zadam pytanie właśnie takie, które pewnie osłuchaczy zainterguje,
bo też jesteś osobą niewinną.
Jak ty znajdujesz QR kod?
Ja muszę o QR kodzie wiedzieć, że jest,
a to znaczy, że muszę wcześniej dostać informację,
na przykład jeżeli chodzi o muzeum,
to ona pewnie powinna znaleźć się na stronie internetowej,
że przy każdym eksponacie jest QR kod.
To ja już wiem, to sobie tam omiotę tym moim smartfonem
i znajdę ten QR kod,
na szczęście aplikacje, których używam bardzo ładnie odczytują teraz już QR kody,
nie muszę dokładnie wycelować,
ale tak wcześniej muszę wiedzieć, że w ogóle takie QR kody tam gdzieś są.
I super, i to jest moim zdaniem odpowiedź,
której słuchacze, jeśli są z choć w organizacji wystaw,
potrzebują usłyszeć od ciebie, a nie ode mnie,
że jesteś w stanie sobie odnaleźć,
bo dzisiaj technologie masz rację,
łatwo wyłapują z różnych odległości różnych kątów QR kod,
jeśli tam się znajduje,
ale rzeczywiście jeszcze tutaj dopowiem jedną rzecz
i to, co się strasznie też nie sprawdza,
widziałam różne rozwiązania, na przykład wydrukowane broszury z numerkami,
później właśnie z odbiornikami, na których trzeba coś wpisywać,
trzeba wybierać, a czasem są tylko dotykowe,
przeróżne po prostu rzeczy.
No i wszyscy szukają oczywiście rozwiązań w technologiach,
które nas odnajdują same i włączają same opisy w dyskrypcji
i przyznam szczerze, że tylko w Łodzi, w Pałacu Herbsta,
tylko tam włączało nam się, jak testowaliśmy z Robertą,
tak, że byliśmy w stanie zwiedzać.
Ciekawe, rok temu tam byłem
i nie zaproponowali mi takiego audioguida.
Wiesz co, bo to jest urządzenie, z tego co ja pamiętam,
które się zakłada na Białej Lasce
i jak się poruszamy po Pałacu Herbsta,
to po prostu ten odbiornik, który mamy przyczepiony do Białej Laski
łączy się na podczerwień z tymi różnymi,
nie wiem, czy to jest w systemie bikonów, nie jestem pewna,
więc nie chcę tu wprowadzać błąd, ale wyłapowana była audiodeskrypcja
też z tego, jak wchodzę do sali, w ogóle jak wygląda sala
i też konkretnych eksponatów, ale jestem zdziwiona,
że nikt się nie zaproponował, bo tam też działa fantastyczna Kasia Kończal,
więc możemy też się do niej odezwać i sprawdzić,
czy to może dalej jest.
Dostałem tyflografiki.
Ja jestem sceptyczny co do tyflografii,
kto wie, że ludzi wie, bo to jednak trzeba umieć,
to taki wypukłe linie rozpoznać,
sobie jakoś w pomyśle przetworzyć.
Ja tego nie umiem, także o tym pomyśleli,
ale takiego też nie ma problemu,
bo ja miałem superprzewodnika,
bo Piotrek Kowalski był moim przewodnikiem,
więc tak wielkiej staty nie było,
ale jak powiedziałaś, że to jest tam w Pałacu Herbsta,
nie dostałem, to już mnie zaintrygowało.
Tak, ja bym polecała,
bo pamiętam, że z Robertem byliśmy bardzo zadowoleni
i też szukamy właśnie tych miejsc, gdzie są zainstalowane te rozwiązania,
żeby właśnie je testować,
bo ja przyznam Ci Jacku, szczerze,
pod żadnym się nie podpiszę na zasadzie, że rekomenduję któreś rozwiązanie,
bo nie widziałam też wśród naszych konsultantów wielkiej ekscytacji tym,
że coś się dobrze włączało w odpowiedni sposób,
nie przerywało,
nie było cofnąć opis.
Bardzo chciałabym usłyszeć bardzo dobrą rekomendację
takiego systemu do poruszania się odbioru treści,
które chce nam przekazać muzeum przy okazji eksponatów.
Bardzo bym sobie tego życzyła.
Dobrze Aniu, to teraz wróćmy do pętli indukcyjnej
i to chyba już będzie ostatni temat,
bo jednak chcę tak utrzymywać te godzinne odcinki.
Oczywiście.
Ostatnio rzeczywiście słyszałem taką opinię,
chociaż już teraz nie pamiętam ludzi w takiej sytuacji,
że pętle indukcyjne to wcale trzeba na nie tak cisnąć,
bo ludzie tego i tak nie używają.
Ja nie jestem od tego specjalistą,
natomiast miałem dużo kontaktu z ludźmi, którzy się pętlami zajmowali
i to jest trochę tak, jak z innymi życzami,
że ludzie tego nie używali,
bo po pierwsze nie wiedzieli co to jest, po pierwsze nie wiedzieli gdzie to jest,
ale mam wrażenie, że coraz bardziej używają.
Czy się mylę?
I tak i nie Jacku.
Stworzyliśmy, pewnie wiesz,
nasz projekt, który zdobył nagrodę w sektorze 3.0
bazę informacji o pętlach indukcyjnych
i bazę wiedzy dla osób słyszących tu możesz.pl,
więc serdecznie też zapraszam tych, którzy nas słuchają,
bo naprawdę gromadzimy tam dużo cennych informacji,
bo też jesteśmy w procesie uczenia się, gromadzenia tych wszystkich ciekawostek,
weryfikowania informacji i staramy się je tam wszystkim podawać.
I co obserwujemy?
Obserwujemy to, że rzeczywiście bardzo dużo osób nie wie
o pętli indukcyjnej jako rozwiązaniu
i to jest po prostu cały łańcuch ludzi,
którzy są zaangażowani w ten proces dojścia do etapu korzystania z pętli,
o którym teraz wspomnę.
Po pierwsze protetyk słuchu.
Protetycy słuchu, od których zależy to, jaki aparat dadzą swojemu pacjentowi, klientowi,
często w ogóle nie informują, że aparat ma cewkę indukcyjną,
a nawet jeśli informuje, to nie włącza tej cewki indukcyjnej.
Dlaczego, jak pytaliśmy niektórych protetyków?
Bo właściwie to nigdzie i w kraju nie ma.
I to jest fakt, tego jest cały czas mało,
a jeszcze kilka lat temu, bo w pandemii zaczęliśmy ten projekt,
naprawdę prawie nigdzie tego rozwiązania nie było.
Ustawy zmieniają tę rzeczywistość,
więc ja sobie myślę o tym wszystkim tak, że to jest po prostu proces,
ale tym punktem startowym, od którego najwięcej zależy, to są właśnie protetycy.
Albo ci, którzy używają aparatów słuchowych, albo implantów klimakowych,
bo oni z kolei mogą poprosić protetyków o to, żeby im tę cewkę włączyli.
I tak na przykład jest z naszymi widzami, którzy do nas przychodzą,
dają sobie tą szansę, żeby na pokaz do nas przyjść, albo na jakieś wydarzenie,
bo przed wydarzeniami, jak je otwieramy, mówimy, że
Drodzy Państwo, ten seans jest zaobiewy skrypcją, z napisami, z tłumaczeniem na język migowy.
Bardzo się cieszymy, że tutaj jesteście sobie daliście szansę, ale także jest z pętlą indukcyjną,
więc jeśli ktoś korzysta z pętli, może się teraz przełączyć w tryb cewki indukcyjnej,
bo w tym trybu cewki trzeba się po prostu przełączyć guziczek,
żeby właśnie bezpośrednio wtedy ten dźwięk z ekranów w kinie,
albo z pętli, czyli z mikrofonów w teatrze, najlepiej mikroportów,
szedł prosto do aparatu słuchowego, prosto do implantu klimakowego.
Ale tak jak powiedziałeś, trzeba o tym wiedzieć.
Więc najpierw mamy protetyków, później mamy właśnie samych użytkowników aparatów słuchowych,
implantów klimakowych, no i wreszcie mamy te miejsca, gdzie ta pętla indukcyjna jest zainstalowana,
bo tu z kolei, co? To, co często się przewija w naszej narracji, brak informacji.
Otóż to, czyli tego, że tam właśnie ta pętla jest, że tu mogę na tej sali z tej pętli skorzystać,
bo jak mam sobie włączyć, bo ja muszę włączyć, muszę się przełączyć w tryb cewki,
więc ja tego nie zrobię, jeśli ja nie dostanę tego piktogramu z pętlą przed wejściem na tą salę,
przed podejściem do okienka obsługi i tak dalej i tak dalej.
Ja to po prostu muszę wiedzieć wcześniej.
I dlatego właśnie, widzisz, to jest tak dużo rzeczy, przy których się potykamy, które nie działają
i my staramy się bardzo zmieniać to.
Cieszy mnie bardzo, bo na początku października będziemy na dużej konferencji właśnie między innymi protetyków słuchu,
żeby edukować ich, żeby im właśnie mówić, że wiele od nich zależy, że ta sytuacja się zmienia,
że tych miejsc jest coraz więcej i pokazać im, że naprawdę gromadzimy te informacje o pętlach indukcyjnych w naszym kraju,
żeby po prostu ludzie wiedzieli, że to rozwiązanie jest, dali sobie szansę, że to rozwiązanie może zadziałać,
bo jeszcze coś się dzieje właśnie.
Kolejna rzecz jest taka, że niestety bardzo często, zwłaszcza w tych pętlach, które są takimi okienkowymi, stanowiskowymi,
wpinamy po prostu do kontaktu, jakbyśmy ładowali telefon.
Obsługa czasem nie wie, co to jest, bo nikt im tego nie powiedział i po prostu na przykład właśnie chcąc swój telefon podładować
wyłącza tą pętlę okienkową, więc ta pętla nie działa i bardzo dużo znamy historii, że ludzie byli sfrustrowani,
że nawet informacja była, piktogram był, a pętla po prostu nie działała.
I jak jeździmy, bo w ramach, tu też mamy audyty i jeździmy sprawdzać pętlę indukcyjną,
to uwierz mi Jacku, że te nasze wyjazdy po prostu były w 90% bezsensowne, bo chodziło po prostu o włączenie tego do gniazdka.
I teraz już po prostu też nauczenie doświadczeniem mówimy, czy Państwo wiedzą, które to jest urządzenie.
Jeśli nie wiedzą, to nasz Darek Zajek, Zajkowski tłumaczy, jak może wyglądać i czy jest włączony do kontaktu.
No i przez telefon to załatwia, że nie, nie jest.
To prawdopodobnie Państwo właśnie z tego powodu nie mają i wysyłamy tam osobę, użytkownika aparatu, żeby sprawdził na miejscu, czy teraz pętla działa.
Ale to jest właśnie znowu i proces, i praca, edukacja, przede wszystkim edukacja, że to może być szansa dla wielu ludzi,
bo rozmawiałam ostatnio z Lidią Smolarek-Best, ona jest, pewnie znasz też Lidię,
ona przewodniczy Europejskiej Radzie osób słabosłyszących, mieszka w Wielkiej Brytanii, no i ona mówi,
Panie Aniu, dla mnie pętla jest taką, co ty nosiłeś, że już tego nie zauważam, ja mam pętlę w komunikacji miejskiej,
która mi mówi, jak się włączę w te pcewki w komunikacji, że przestań tak i tak i ja wiem, kiedy mam wysiąść, nawet jeśli się jakoś zamyślę.
A u nas, wchodząc do komunikacji miejskiej, trzeba wręcz wyłączyć aparat, bo te dźwięki, które zbierają aparaty słuchowe, bo to jest tylko proteza.
Muszą Państwo sobie uświadomić, że to jest tylko proteza, aż dlatego, że pozwala coś usłyszeć, ale tylko dlatego, że nie pozwala zrozumieć, usłyszeć z zrozumieniem.
Więc my potrzebujemy do tego, nasi użytkownicy tych aparatów i implantów, wiedzieć, gdzie jest pętla, żeby sobie włączyć, żeby słyszeć tak, jakby, jak to pięknie kiedyś powiedziała nam Pani Harlinka,
która dała sobie szansę w wieku 65 lat w ogóle przyjścia do nas na pokaz, zaciągnęła jego przyjaciółka, niewidząca przyjaciółka, a ona bardziej niesłysząca,
bo to była jeszcze kiedyś super działająca grupa z TPG i z takim wzruszeniem napisała nam bardzo długiego maila,
że naprawdę się opierała, naprawdę nie chciała iść na ten pokaz, a usłyszała tam po raz pierwszy o tym, że jest pętla i ona akurat miała to włączone i przełączyła się na pętle
i się popłakała, że zapomniała w ogóle, że jest pętla. Zaczęła nagle słyszeć tak jak, cytuję, 25 lat temu.
Więc Jacku, ja się trzymam tego maila Pani Halinki P., bo tak miała mail, Halinka P. i ja nie odpuszczę tego po prostu. Chcę, żeby tego było więcej, chociaż wiem, że dużo osób wciąż w to nie wierzy.
Natomiast jedną rzecz chciałabym powiedzieć, żeby być felsusm podosłuchaczy ciebie i siebie. W teatrze trzeba połączyć dwa rozwiązania, żeby widzowie byli zadowoleni.
W teatrze nie wystarczy pętla indukcyjna. W teatrze trzeba połączyć pętlę indukcyjną z napisami dla niesłyszących, dlatego że pętla daje wrażeniowość, daje muzykę, dźwięki, to szuranie, poruszanie się, ten ruch sceniczny oddaje,
ale często niestety mikrofony, nawet mikroporty nie pozwalają dobrze zrozumieć w pętli indukcyjnej. Zależy to oczywiście od głębokości ubytku słuchu.
I to są tak różne potrzeby w tej grupie, że sprostać im rozwiąże tylko połączenie pętli z napisami. Więc jeśli miałabym podpowiadać, to zacznijcie najpierw od napisów, a dopiero później myślcie w teatrze o pętli.
Ale nigdy samej pętli, bo po naszych testach, na razie oczywiście z testerami, których mam na pokładzie, są to osoby z głębokim ubytkiem słuchu, które są wczesno ogłuchłe.
Wiem, że pętla nie wystarczy. Szukam testerów, osoby słabo słyszące późno ogłuchłe, które by sprawdziły pętlę indukcyjną w teatrach, bo może się okazać,
a skoro się kiedyś spotkamy, ja Ci powiem, że to jednak wystarczy, ale dla tej konkretnej grupy. Na razie tego nie wiem i uczciwie się tym dzielę, żeby nie kupować znowu technologii za wcześnie.
Powiem Ci, że jak tak teraz refleksja mi się nasunęła, jak powiedziałaś o tych wyłączanych pętlach indukcyjnych, wcześniej o tych dystrybutorach,
którzy nie dodają do dyskrypcji napisów, o tych gładliwych zakupach, to czasem mam takie poczucie, że to wszystko się bierze z jakiejś takiej bylejakości, że ludziom takie rzeczy wiszą.
Tak. Wiesz Jacku, mam czasem takie momenty, a w tym roku dość dużo, że wiesz czasem po prostu jestem zmęczona dostępnością, że człowiek by tak sobie, wiesz co…
Bo to było ostatnie moje pytanie, jakie miałem Ci zadać, czy Cię to już nie męczy, czy nadal to robisz, bo chcesz, czy tylko z rozpędu, albo dla pieniędzy?
Nigdy dla pieniędzy, to od razu w ogóle to możesz wygumkować z tej historii, bo nigdy tylko nie robiłam dla pieniędzy,
ale rzeczywiście dzięki mojej pasji mam z czego żyć i to naprawdę jestem z tego dumna i to uważam, że trzeba o tym mówić, że można żyć z robienia dobra,
bo dużo osób się tego wstydzi, a przyjęłam sobie też za misję mówić, że warto robić to, co się kocha i móc z tego żyć, więc to chcę, żeby na pewno zostało po tym naszym spotkaniu,
ale czy dalej chcę to robić, wiesz Jadku, są czasem właśnie takie momenty, jak Ty tak po przecinku każdą jedną rzecz wspominałeś z mojej wypowiedzi, to tak mówię Boże.
Tak, mam czasem takie myśli, one tak czasem wiesz, wchodzą do serca, do ucha, do głowy i mówię sobie po co kurczę ja się męczę?
Mogłabym robić wszystko inne, nie przejmować się opisami alternatywnymi w postach na Facebooku, mogłabym sobie po prostu jak dzisiaj ci wszyscy influencerzy, po prostu wiesz, 50 zdjęć z wakacji wstawić, w ogóle robić różne rzeczy tak bezrefleksyjnie, spontanicznie,
a ja jednak za każdym razem jak coś robię mówię Boże, czy ja zabezpieczyłam to, to co i ta lista, ta checklista czasem sięga wiesz od sufitu w dwumetrowym mieszkaniu po podłogę i można by było czasem tego nie robić,
ale z drugiej strony, jak już powiedziałam przed chwilą, naprawdę ja to tak kocham, że są takie te momenty, takie poczucia beznadziei, totalnego zmęczenia i dziękuję,
bo w takim trudnym momencie dla mnie powiedziałaś Ania, odpocznij i dopiero sobie porozmawiamy o nowych pomysłach, to ja wtedy odpoczęłam i wróciłam z nową energią i mi się chce.
I chce mi się dlatego, że chcę zostawić ten świat lepszym, wiem, że jesteśmy społeczeństwem starzejącym się, więc dla mnie te wszystkie badania, to jak będzie wyglądał świat w 2050 roku jeśli chodzi o społeczeństwo,
naprawdę Jacku, wierzę, że to co robimy dziś procentuje dla tych, którzy będą żyli w przyszłości i chcę tak myśleć, nie chcę w to zwątpić, bo tylko wtedy ta moja praca będzie miała sens, bo wiem, że projektuję dla przyszłych pokoleń po prostu
i dla nich to będzie kiedyś codzienność tak jak dla Lidii Best w Wielkiej Brytanii korzystanie z pętli indukcyjnej, że ona po prostu to ma i nawet nie myśli o tym gdzie to ma, po prostu wchodzi, przełącza sobie tryb pętli tak jak my dzisiaj sięgamy po aplikację na przykład, żeby gdzieś móc dojechać albo zrobić zakupy szybko w internecie, to będzie tak kiedyś oczywiste.
Dlatego to robię i dlatego nie tracę na długo, o, na długo nie tracę wielu w to co robię i chęci do tego żeby to robić, ale są kryzysy, są kryzysy, bo masz rację, dużo jest tej bylejakości, dużo jest takiego podejścia do tego, że dla kogo właściwie my to robimy, to czy słyszę najczęściej, że tych ludzi nie ma, to się nie opłaca, a ja wierzę, że to się opłaca, bo za lat parę będzie to większość społeczeństwa.
No więc życzę Ci, żeby ten 2050 rok to był ten moment, że dostępność będzie czymś oczywistym, o ile w ogóle jeszcze będzie istniała nasza cywilizacja.
Tak, to jest właśnie coś, czego nam wszystkim życzę Jacku, żeby istniała, żebyśmy się obudzili w porę z rzeczami ważnymi.
Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
Dziękuję Tobie Jacku, jak zwykle, wielka przyjemność występować u Ciebie.
Był to Tyflo Podcast. Pierwszy polski podcast dla niewidomych i słabowidzących.
Program współfinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.